Литмир - Электронная Библиотека
A
A

rozmówcy. – Niedawno rozmawiałem z szefem tutejszego pionu badawczego – dodał szybko

tonem wyjaśnienia. – Jego zdaniem rośliny są sto razy odporniejsze niż najlepiej nawet

przystosowane zwierzęta. Można je wypalać, ścinać, ale jak da im się czas, zawsze odrosną.

No i niektóre są naprawdę długowieczne. Czy wiesz, że najstarsze drzewo na Ziemi miało

prawie dziesięć tysięcy lat?

Nike zrobił wielkie oczy.

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale skoro pan tak mówi…

Święcki go nie słuchał. Myślał właśnie o istotach, w których wnętrzu Obcy podróżowali –

ciekawe, czy należały one do fauny czy do flory wszechświata. Podczas ich pierwszej

rozmowy w kompleksie szpitalnym Stachursky powiedział, że całe wnętrze liniowca – prócz

części pomieszczeń i korytarzy, które wydawały się elementami konstrukcji – wypełniała

dziwaczna, ciastowata, samozasklepiająca się masa. W taki razie…

– Pokaż, co tam masz – rzucił, gdy poczuł, że szum w głowie powoli ustępuje.

Nike otworzył okienko, w którym znajdowało się kilkanaście folderów.

– Tu jest wszystko – obwieścił tryumfalnym tonem.

.

DZIESIĘĆ

System Anzio, Sektor Zebra,

24.10.2354

Rutta oniemiał. Siedział przed wyświetlaczem z na wpół otwartymi ustami, przyglądając się

kolejnemu z przesłanych przez Święckiego nagrań. Nie wierzył własnym oczom. To było już

któreś z kolei holo, tym razem przedstawiające zapis z kamery na hełmie jednego z członków

załogi Nomady.

Lekko rozmazany przez nieudolną kompresję obraz, zrywający się co chwilę i zbyt ciemny

jak na gust pułkownika, ukazywał puste pomieszczenie z wiszącym pod sklepieniem

cylindrem. Jeden z widocznych ludzi, ubrany w pełny skafander, sprawdzał coś właśnie na

wyświetlaczu skanera. Moment później wskazał głową na walec. Drugi podszedł ostrożnie

i postukał lufą fazera w lśniącą powierzchnię. Nic się nie wydarzyło, odłożył więc broń

i spróbował rozkołysać cylinder obiema rękami, ale wieszając się na nim całym ciężarem,

zdołał go jedynie obniżyć o kilka centymetrów. Gdy puścił walec, ten wrócił na swoje

miejsce.

– Antygraw, niech skonam… – sapnął zdyszany, przyklękając, by zajrzeć pod urządzenie.

Jeszcze ktoś inny obszedł z czujnikiem w ręku wiszący w powietrzu przedmiot.

– Wydaje się idealnie gładki – zameldował. – Żadnych rys, szczelin, różnic temperatury.

– Trudno. Będziem pruć – zadecydował zdyszany.

W tym momencie rozległ się kobiecy głos:

– Za parę sekund zakończymy przepalanie grodzi. Już. Dam wam podgląd na…

Transmisja utonęła w trzaskach. Fosforyzujące narośle na ścianach pomieszczenia zaczęły

migotać, świeciły też coraz intensywniej. Zdyszany odskoczył od walca. Pozostali sięgnęli po

broń.

Cylinder zmieniał barwę, górna część ciemniała w szybkim tempie, a jej powierzchnia

zaczęła się marszczyć, jakby przebiegały po niej fale.

W chaosie dało się słyszeć strzępki słów wypowiadanych przez kobietę. Nagle walec

zaczął się wybrzuszać, jakby coś naparło na niego od środka. Pokrywa pękła pod naciskiem

wyglądających jak ludzkie, ale sześciopalczastych dłoni. Ktoś strzelił, struga energii

przesunęła się po podstawie walca, osmalając ją na całej szerokości i wypalając dziurę

w jednym ze stojących pod ścianą cylindrów.

– Pojebało was czy co? – wydarł się zdyszany.

Tymczasem w rozdarciu pojawiły się ręce, przeraźliwie chude i długie. Pod szarą skórą

pęczniały wyraźnie widoczne węzły mięśni. Istota rozdarła osłony jeszcze bardziej i zaczęła

wstawać.

Rutta ujrzał najpierw głowę Obcego. Długie, grube, lśniące metalicznie wypustki

porastające jej czubek opadały kaskadami na ramiona, jakby były czymś w rodzaju włosów.

Twarz istoty na pierwszy rzut oka przypominała ludzką. Oczy, nos i usta znajdowały się tam,

gdzie trzeba, a zarazem wydawały się bardzo… obce.

Ślepia były wielkie, czarne, pozbawione białek i tęczówek, nos niemal niewykształcony

i bez otworów, a szerokie usta sięgały z obu stron złotawych wypustek. Pułkownik skupił

jednak całą uwagę na tkwiącym pośrodku wysokiego czoła narządzie, który wyglądał jak

mocno zaciśnięte wargi albo powieki.

Istota rozejrzała się po pomieszczeniu, potem poruszyła bezgłośnie ustami i machnęła ręką,

jakby chciała odgonić intruzów. Ludzie stali jednak jak zahipnotyzowani, wpatrując się

w niemal trzymetrową postać w luźnej, szarej jak jej skóra szacie.

W końcu jeden z astronautów zrobił krok do przodu i podniósł rękę w uniwersalnym geście

pozdrowienia. Obcy spojrzał na niego, charakterystycznie przekrzywiając głowę. Moment

później zza jego pleców wysunęły się dwa obłe kształty. Zwinięte skrzydła! Gdy się

rozprostowały, pułkownik zobaczył skomplikowane wzory geometryczne zdobiące

śnieżnobiałą puszystą powierzchnię.

– Anioł… – szepnął ktoś z nagrania, wypowiadając to słowo równocześnie z Ruttą.

Obcy poruszył ustami, jakby się uśmiechał, potem rozłożył szeroko ręce i… Ten moment

pułkownik obejrzał ponownie w zwolnionym tempie. Skrzydła wystrzeliły w górę, a usta

rozwarły się do krzyku, obnażając setki ostrych kłów. Holoprojektor ściszył automatycznie

głos, oszczędzając widzowi bólu, jaki musiał powodować przenikliwy pisk, a raczej skowyt.

Na ekranie krystalitowe osłony hełmów trzaskały jedna po drugiej, ludzie chwiali się pod

naporem tego dźwięku, padali jak kłody.

Obcy zeskoczył lekko na podłogę, pochylił się, podniósł leżącego najbliżej nieprzytomnego

astronautę, usunął resztki jego potłuczonej osłony i przysunął go sobie do głowy. Zetknęli się

czołami i pozostali tak, w bezruchu, przez kilka sekund. Potem istota ruszyła w kierunku drzwi,

odtrącając stojącego w nich człowieka. Kamera uchwyciła jeszcze jej oblicze i rozwarte,

mięsiste wargi na czole.

Rutta opadł ciężko na oparcie fotela. Choć oglądał ten przekaz po raz dziesiąty, nadal nie

mógł uwierzyć, że patrzy na zarejestrowane kilka miesięcy temu wydarzenia. Równie dobrze

mogłyby to być sceny wymontowane z jakiegoś przygodowego holo. Dla świętego spokoju

kazał systemowi porównać wybrane ujęcia, ale nawet komputer nic nie znalazł. Czyli to

musiały być prawdziwe nagrania. Święcki nie miał powodu kłamać. Zresztą jego raport

zawierał masę innych uprawdopodobniających szczegółów, łącznie z wyjaśnieniem, czego

szukał w rejestrach Nomady.

Zapis z dziennika majora Visolaja także znalazł się w posiadaniu pułkownika, ale na razie

Rutta zadowolił się tylko przeczytaniem jego streszczenia. Reszta musiała poczekać.

Najważniejsza była teraz sprawa Obcego.

– Theo… – Głos łamał mu się ze zdenerwowania, gdy wybrał numer wielkiego admirała. –

Musisz coś zobaczyć.

.

JEDENAŚCIE

Ziemia, Sektor Alfa,

24.10.2354

– Rozmawiamy z tobą, a nie o tobie, tylko dlatego, że byłeś z nami od samego początku

i wielokrotnie przysłużyłeś się naszej sprawie… – W charakterystycznym głosie kanclerz

Modo dało się wychwycić coś więcej niż tylko rozdrażnienie.

Damiandreas Dreade-Ravenore pochylił głowę. Musiał zaciskać mocno szczęki, by nie

eksplodować. Od kilku dziesięcioleci to on opieprzał innych, zatem sytuacja, w której musiał

cierpliwie przyjmować razy tych gburów, zaczęła go przerastać. Nie umiał i nie chciał

wysłuchiwać kolejnych impertynencji. Z drugiej jednak strony nie był idiotą i doskonale

65
{"b":"577817","o":1}