Литмир - Электронная Библиотека
A
A

System Duluth, Sektor Kilo,

24.10.2354

Cylindryczny wagonik mijał kolejne stanowiska, przesuwając się wolno wewnątrz jednego

z szesnastu torów biegnących wzdłuż ażurowego ramienia cumowniczego. Podróż

z gigantycznego torusa, w którym mieściły się główne magazyny drugiej floty, do ostatniego

stanowiska, oznaczonego numerem K38, i czekającego na nim Nomady, trwała niemal

kwadrans. W tym czasie noszący ciężkie skafandry próżniowe pasażerowie musieli pokonać

cztery i pół kilometra toru – a było to i tak jedno z najkrótszych ramion stacji orbitalnej typu

Omega; ośmio- i dziesięciokilometrowe pirsy zarezerwowano wyłącznie dla największych

okrętów wojennych.

Poetze i towarzyszący mu dwaj podoficerowie widzieli je w oddali – przy sąsiednich

ramionach roiło się od majestatycznych cygar pancerników czwartej generacji i krótszych,

bardziej pękatych krążowników. Jednostki te przechodziły okresowe przeglądy albo odbierały

zaopatrzenie przed zbliżającym się odlotem na Rubieże.

Widok tylu potężnych okrętów podnosił na duchu. Patrząc na nie, porucznik czuł dumę

z faktu, że jest żołnierzem floty, człowiekiem podróżującym do odległych gwiazd, jednym

z trybików niepokonanej do tej pory armady. Szczerze powiedziawszy, nadal nie mógł

uwierzyć, że ta potęga trafiła w końcu na wroga, który okazał się jeszcze silniejszy. Obcy,

kimkolwiek byli, upokorzyli trzecią flotę, a właściwie tylko jedną z jej eskadr, lecz kiedy

staną twarzą, czy co oni tam mają, w twarz z połączonymi flotami Federacji, poznają, czym

jest gniew i desperacja człowieka.

Poetze zaśmiał się pod nosem. Niewiele wiedział o toczonej setki lat świetlnych od Anzio

wojnie. Dowództwo ograniczyło przepływ informacji do minimum, aby nie siać paniki na

niezagrożonych światach w pozostałych metasektorach. Tak miało być do momentu

opanowania kryzysu. Cała łączność kwantowa w granicznych pasach została objęta pełną

cenzurą. Ruch międzysektorowy także został ograniczony do niezbędnego minimum. O toczącej

się wojnie dowiadywali się więc jedynie wtajemniczeni, ewakuowani mieszkańcy

zagrożonych systemów oraz kolonie, do których docierały konwoje z przesiedlaną ludnością.

To była zrozumiała, a nawet akceptowalna taktyka, zwłaszcza że flota szykowała się do

potężnej kontrofensywy. Poetze wierzył niezachwianie, że jej sukces diametralnie zmieni układ

sił na skraju znanej przestrzeni. Pokazanie heroicznych zmagań, w których częściej się jest

górą, a rzadziej dołem, nie będzie dla opinii publicznej tak deprymujące jak próby opisania

totalnego chaosu i desperackiej ucieczki przed nieznanym, a co gorsza, niepokonanym

przeciwnikiem. Porucznik żałował tylko, że zbyt wcześnie znalazł się w gronie osób

wtajemniczonych. Większość załóg okrętów, na które patrzył teraz z taką dumą, żyła w błogiej

niewiedzy. O prawdziwym celu kolejnej wyprawy oficerowie, żołnierze i marynarze

dowiedzą się, dotarłszy do wyznaczonych systemów Rubieży.

Gdy wagonik zaczął zwalniać, porucznik oderwał wzrok od otoczonego setkami maszyn

i dron pancernika, na którym wymieniano generatory pola siłowego na nowsze, wydajniejsze

modele, i spojrzał w drugą stronę na rosnące w oczach zarysy kanciastego kolapsarowca. To

także była wielka maszyna, krótsza jednak i bardziej pękata od wiszących przy sąsiednich

ramionach jednostek, które – co Poetze uświadomił sobie dopiero teraz – były o połowę

mniejsze, ale i tak kilka razy potężniejsze od pancerników pierwszej generacji używanych

podczas wojny domowej.

Wagonik zatrzymał się przy pierścieniu śluzy oznaczonym symbolem K38. Moment później

trzej pasażerowie wypięli przewody łączące ich aparaty tlenowe ze zbiornikiem kolejki

i opuściwszy kabinę pasażerską, podlecieli do oświetlonego rzęsiście włazu. Porucznik

przesunął się po klamrach do panelu sterowania, odczekał, aż aparatura zostanie odmrożona,

a gdy nad niewielkim padem pojawił się holograficzny wyświetlacz, wprowadził szybko

szesnastoznakowy kod.

Właz nie drgnął nawet. Zdziwiony Poetze zresetował połączenie i przeprowadził całą

operację od początku, niestety z tym samym skutkiem.

– Dziwne – mruknął, przypinając karabińczyk do jednej z klamer otaczających urządzenie.

Należał do tradycjonalistów, wolał proste mechaniczne zabezpieczenia od nowoczesnych

magnetycznych. Awaria panelu zmusiła go do puszczenia klamry i użycia obu rąk. Otworzył

osłonę komunikatora, znów poczekał kilka sekund, aż urządzenie zadziała, po czym wywołał

kapitanat, włączając tylko fonię.

– Centrum zarządzania portu B, mówi starszy mat Taylorson Bagley. – Dyżurny podoficer

zgłosił się niemal natychmiast.

– Tutaj Poetze z WB. – Porucznik celowo pominął swój stopień, samo powołanie się na

wydział bezpieczeństwa powinno ustawić rozmówcę do pionu. – Znajduję się przy stanowisku

K38, miałem dokonać rutynowej kontroli rejestratorów lotu, ale macie tu chyba jakąś awarię.

Kod obejścia nie otwiera śluzy.

– Nie pomylił pan… – Zaskoczony dyżurny przerwał, zdawszy sobie sprawę, że nie zna

rangi rozmówcy.

– Zadajcie jeszcze jedno głupie pytanie, a zaproszę was na szczerą rozmowę do naszej

kwatery. – Poetze nie podniósł głosu, groźba zawarta w tej sugestii powinna być

skuteczniejsza niż wydzieranie się bez sensu.

Bagley milczał przez dłuższą chwilę, w tle słychać było tylko coraz szybsze dyszenie

świadczące o narastającym z każdą sekundą zdenerwowaniu i strachu.

– Przykro mi, ale to nie jest błąd systemu – odpowiedział w końcu z niemal wyczuwalną

ulgą w głosie. – Na Nomadę nałożono kwarantannę.

– Słucham? – Porucznik nie wierzył własnym uszom. – Kto ją zarządził i dlaczego wydział

nie został o tym poinformowany?

– Wiem tylko tyle, że blokadę nałożono na rozkaz admiralicji.

– Kiedy?

– Przed ośmioma godzinami.

– Dziękuję. Bez odbioru. – Poetze rozłączył się. Kwarantanna nałożona na jednostkę, której

załoga zeszła z pokładu ponad tydzień wcześniej? Z rozkazu najwyższego dowództwa floty?

Gdyby usłyszał takie tłumaczenia w innych okolicznościach, uznałby je za dobry żart. –

Svenrique – tknięty nagłą myślą odwrócił się do towarzyszących mu podoficerów. – Sprawdź,

gdzie teraz przebywają członkowie załogi Nomady.

Niepokój porucznika wzmógł się, gdy podwładny zaczął odpowiadać. Tak szybka reakcja

mogła oznaczać tylko jedno…

– Wszyscy zostali zatrzymani i odizolowani.

– Kiedy?

– Mniej więcej osiem godzin temu.

– Gdzie są teraz?

– U nas. Na poziomie ósmym.

– Na pewno nie w sekcji zagrożeń biologicznych?

– Na pewno, poruczniku.

Poetze zakląłby na cały głos, gdyby nie zależałoby mu tak bardzo na zachowaniu twarzy

przed ludźmi, których szkolił. Legendarny poziom ósmy – tam trafiali tylko ci, których wydział

miał za wyjątkowo groźnych przestępców. Stamtąd nie wychodziło się ot tak, po prostu. Ten,

kto chciał uciszyć załogę Nomady, zabrał się do rzeczy fachowo, a to znaczyło, że każda próba

wejścia na pokład kolapsarowca może ściągnąć na głowę porucznika coś znacznie gorszego

niż tylko niezadowolenie przełożonych.

– Sprawdź, co z ich kwaterami – rzucił z pozorną obojętnością.

– Kwarantanna, kwarantanna… – mruczał co chwilę plutonowy Thulin. – Wszystkie zostały

objęte kwarantanną.

Zatem i ten trop wiedzie donikąd… Porucznik zastanawiał się gorączkowo, co w tej

sytuacji może zrobić. Nie chciał zawieść pokładanego w nim zaufania, nie po tym, co

pułkownik zrobił kiedyś dla niego, ale nie zamierzał także kłaść głowy pod laser, a tym

47
{"b":"577817","o":1}