Литмир - Электронная Библиотека
A
A

wiele wysiłku w dopracowanie każdego szczegółu – Dupree przysyłał kolejne raporty

z postępów prac co godzinę – ale zdaniem Henryana w planie wciąż było więcej

niewiadomych niż konkretów. Zbytnio musieli improwizować. Gdyby ktoś go pytał, za mało

było w tych działaniach profesjonalizmu, a amatorszczyzna, jak wiadomo, zawsze kończy się

marnie, choć z drugiej strony stare przysłowie mówi przecież, że prowizorka trzyma się

najdłużej.

Zerknął na wyświetlacz urządzenia i sam też zaśmiał się pod nosem.

– A to ci niespodzianka – powiedział, oddając czytnik porucznikowi.

– Osiemdziesiąt sześć – stwierdził zadowolony Hondo. – I to dopiero początek.

– Obyś był dobrym prorokiem, Toranosukenjiro. A teraz pokaż mi rozpiskę spotkań na

dzisiejszy dzień. – Chwilę później ten sam czytnik trafił ponownie do jego ręki.

Henryan przejrzał pobieżnie krótką listę. Oficjalnych punktów było tylko kilka, mimo to

wątpił, czy zdoła wygospodarować trochę czasu dla siebie. Jego zadaniem było szybkie

reagowanie w sytuacjach kryzysowych, a tych z pewnością dzisiaj nie zabraknie, podobnie jak

dzień wcześniej.

– A co mamy poza harmonogramem? – zapytał, zatwierdziwszy dokument.

– Doktor Pallance dobija się od ponad godziny. – Hondo pokazał mu listę połączeń

przychodzących. Nazwisko doktora pojawiało się na niej sześciokrotnie.

– Jego mi jeszcze brakowało… – mruknął Święcki, przypominając sobie nieprzyjemną

wymianę zdań z poprzedniego wieczoru.

– Mam z nim łączyć? – zapytał porucznik.

Henryan podjął decyzję natychmiast.

– Nie. – Cokolwiek wymyślił lekarz, mogło poczekać. – Coś jeszcze?

– Jakiś Fitz zostawił dla pana prywatną wiadomość.

– Pokaż.

Przekaz był zwięzły. Szef pionu badawczego informował, że jest do dyspozycji i czeka

w swoim apartamencie na sygnał. Kusił drań.

– Jeśli to już wszystko… – zaczął Święcki, wciąż się wahając. W końcu zdecydował.

Wpisał kilka słów odpowiedzi i dodał na głos: – Odwołaj powitalne spotkanie z dowódcą

czarnych. Albo nie, niech Javiernesto ruszy dupę i z nim pogada, tak będzie lepiej. Poproś

pannę Truffaut, żeby stawiła się na lądowisku najpóźniej za siedem minut. Przez najbliższą

godzinę nie ma mnie dla nikogo prócz niej, dyrektora kopalni i sztabowców, zrozumiano?

– Tak… – zaskoczony porucznik nie zdążył zasalutować, zanim przełożony opuścił

pomieszczenie – …jest.

* * *

Czekała na niego przy windzie, zdyszana i potwornie spocona, jakby ktoś zmusił ją do

biegu. Święcki zaklął pod nosem. Zapomniał już, jak bardzo przekonujący potrafi być

Toranosukenjiro.

– Co się dzieje? – zapytała, gdy tylko się zbliżył.

– Przepraszam za mojego adiutanta, panno Truffaut. – Wolał załagodzić sprawę od razu,

żeby Ninadine mogła się skupić na wiadomości, którą powinna przekazać reszcie. – Wojskowi

to ludzie bardzo konkretni. Czasami zapominamy, że wy jesteście tylko cywilami.

– To znaczy, że nic się nie stało? – odetchnęła z ulgą, gdy Święcki naciskał klawisz

przywołujący kabinę.

– Nic złego w każdym razie – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Przed momentem

otrzymałem nowe informacje ze strefy skoku. Mój pomysł, by piloci prywatnych jednostek

zwrócili się po pomoc do kolonistów z pasa minus cztery, przynosi efekty. Właśnie nadlatuje

cała flotylla cywilnych stateczków.

– Jak duża? – zapytała Truffaut, ignorując syk otwieranych drzwi.

Henryan wskazał jej wnętrze kabiny.

– Wyjaśnię wszystko po drodze. Naprawdę się śpieszę.

– Oczywiście. – Odruchowo zajęła jedno z miejsc, zapewne z przyzwyczajenia, bo do

pokonania mieli tylko kilka kondygnacji.

– Hondo będzie panią informował na bieżąco, ale z danych telemetrycznych wynika, że do

systemu weszło już ponad osiemdziesiąt jednostek różnej wielkości, a cały czas pojawiają się

nowe – oświadczył Święcki, nacisnąwszy klawisz poziomu lądowiska.

– To nadal kropla w morzu potrzeb… – Posmutniała niemal natychmiast.

– Pani zawsze widzi szklankę do połowy pustą, a ja w połowie napełnioną. – Kabina

zatrzymała się płynnie, po otwarciu drzwi trafili do przeszklonej poczekalni, którą Henryan za

pierwszym razem wziął omyłkowo za śluzę. Razem ruszyli w kierunku rozsuwanych drzwi

i widocznej za nimi platformy, na której stał niewielki grawiolot oznaczony logo korporacji. –

Proszę przekazać tę informację do kopalni. Ale w mojej wersji, czyli optymistycznie.

Niewykluczone, że uda nam się wyekspediować tą drogą nawet kilka tysięcy osób. Myślę, że

taka dobra wiadomość podniesie morale górników.

– Dobrze, zaraz się z nimi skontaktuję – obiecała, kiedy wsiadał do grawiolotu Fitza.

.

TRZY

– Jak tam żołądek? – zapytał szef pionu badawczego, gdy wystartowali.

– W porządku – odparł Henryan, nie chcąc psuć miłej atmosfery.

Pomimo zażycia regulatorów enzymów nie miał lekkiej nocy. Kilka raportów z księżyca

przeczytał, siedząc na tronie, jak to się kiedyś mawiało. Sytuację poprawiły dopiero silniejsze

medykamenty. Jego żołądek nie poradził sobie z prawdziwą dziczyzną, ale Henryan nie

zamierzał się do tego przyznawać. Co więcej, dużo by dał, żeby raz jeszcze zjeść coś równie

smacznego. Przy pieczeni Fitza nawet oficerskie racje smakowały jak przeżuta trzykrotnie

tektura.

– Świetnie – ucieszył się Olivernest. – Uprzedzałem Ninadine, że to może być nie najlepszy

pomysł. Nasi goście z korporacji miewali więcej problemów niż przyjemności z wydawanych

na ich cześć kolacji.

– My, żołnierze, jesteśmy twardsi od biurokratów – zażartował Henryan i zaraz zmienił

temat, nie chcąc wracać wspomnieniami do niedawnego rozwolnienia. – Co zamierza mi pan

pokazać?

Szef pionu badawczego uśmiechnął się zagadkowo.

– Samą esencję tej planety. Królową stworzenia Delty.

– Pańska wczorajsza uwaga o odwróceniu ról fauny i flory zabrzmiała niezwykle ciekawie

– stwierdził Święcki. – Co było na szczycie łańcucha pokarmowego tej planety, zanim pan się

tutaj pojawił?

Fitz roześmiał się głośno i szczerze.

– Chciałbym, aby pańskie słowa były choć w części prawdziwe – rzucił, gdy maszyna

przeleciała nad murem okalającym półwysep zaanektowany przez ludzi. – Niestety człowiek…

nawet z całą naszą technologią… jest tutaj jednym z niższych ogniw tego łańcucha.

– Jak to możliwe? – zainteresował się Henryan.

– Nawet na Ziemi rośliny były zawsze sto razy odporniejsze niż zwierzęta. A tutaj? Tego nie

da się opisać.

– Proszę spróbować – zachęcił go Święcki, coraz bardziej zaintrygowany odmiennością

Delty.

– Jak już wspomniałem, tutejszy ekosystem różni się diametralnie od pozostałych planet

tlenowych, jakie odkryto w zbadanej przez ludzkość przestrzeni. Z tego, co wiem, we

wszystkich innych przypadkach mieliśmy do czynienia z tradycyjnym podziałem ról. Flora

w przeważającej większości była pożywieniem dla fauny. Tutaj ewolucja poszła zupełnie inną

drogą, nie powiem jednak, że całkowicie niezrozumiałą, ponieważ na Ziemi także mieliśmy

wiele gatunków zwierząt, które laik mógł wziąć za rośliny. Mówię na przykład o polipach

i najbardziej spośród nich znanych koralowcach. – Widząc, że kapitan krzywi się lekko na

nieznane mu nazwy, sięgnął do konsoli maszyny. Lecieli na autopilocie, zatem przy niemal

zerowym ruchu powietrznym nie musiał poświęcać sterom uwagi. – Proszę spojrzeć – na

wyświetlaczu, który wyrósł przed Henryanem pojawił się niesamowicie barwny podwodny

37
{"b":"577817","o":1}