Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– To prostsze, niż może się panu wydawać, ale zacznijmy od początku. Nasza sonda dotarła do

tego systemu kilka miesięcy przed oficjalną misją korpusu. Na dwóch księżycach Delty

odkryliśmy tak bogate złoża rudy helonu, że Etoile Blanc natychmiast zaczęło działać.

Korporacja była gotowa zapłacić każdą cenę za zdobycie koncesji. To inwestycja, która

ustawiała firmę nie na lata, ale na całe pokolenia. Był jednak spory problem. Systemy

z planetami tlenowymi nie trafiają na przetargi. Są przejmowane przez Radę. Bez wyjątków.

EB chciało jednak położyć łapę na helonie, więc zaczęło działać poza prawem. Przekupiliśmy

dowódcę odpowiedniej bazy korpusu i wskazanych przez niego operatorów, aby zatrzymali

sondę jeden skok przed Uliettą. Tam nasi technicy wgrali spreparowane dane, a po oficjalnym

odkryciu i zarejestrowaniu systemu nabyliśmy koncesję uprawniającą do eksploatacji

wszystkich tutejszych złóż. – Szef pionu badawczego przerwał na moment, by dolać sobie

koniaku. – Niestety nie wszystko poszło zgodnie z planem. Skorumpowani żołnierze zaczęli

w końcu szastać kredytami, zainteresowała się nimi wubecja i trzy lata po skolonizowaniu

Ulietty rozpoczęto oficjalne śledztwo. – Pociągnął spory łyk alkoholu, cmoknął, oblizał wargi

i po krótkiej przerwie dodał: – Wtedy zagraliśmy va banque. Nasi prawnicy udali się do

siedziby Rady z bardzo konkretną propozycją. Albo władze dadzą nam spokój, albo

rozgłosimy wszem wobec, ile helonu mamy na magazynach i jak wielkimi złożami

dysponujemy.

– Marny ten wasz szantaż – zaśmiał się Henryan. – Ja bym rozgonił prawników na cztery

wiatry.

– Poważnie? – Fitz znowu się napił. – Zna pan pojęcie „klęska urodzaju”?

– Coś mi się obiło o uszy – przyznał Święcki.

– Mówiąc w skrócie, to sytuacja, gdy zbiory jakiegoś owocu bądź zboża są dużo większe

od przewidywanych.

– Od przybytku głowa ponoć nie boli.

– Tak powiadają, ale kilku ludzi strzeliło sobie w łeb z tego powodu.

– Nie wierzę. – Henryan uśmiechał się nadal, ale już bladziej i bez przekonania.

– A jednak. Może pan o tym poczytać w wolnej chwili, ale wracajmy do tematu. Zasada jest

prosta. Jeśli masz na zbyciu dwa razy więcej plonów, niż być powinno, twoje koszty także

wzrastają dwukrotnie, mówię tutaj o zbieraniu, transporcie i magazynowaniu. Do tego ceny

hurtowe spadają, ponieważ konkurencja nie śpi. Tak więc, mając dwa razy więcej produktu,

mnożymy koszty, ale przychody wcale nam nie wzrastają, ponieważ nawet jeśli sprzedamy

wszystko za niższą cenę, dostaniemy co najwyżej tyle samo, ile mielibyśmy przy normalnych

zbiorach. Dlatego właśnie w dawnych czasach plantatorzy kawy topili w morzu sporą część

ziarna. Choć wydaje się to nielogiczne, chronili się w ten sposób przed stratami.

– Hmm… – Podchmielony Henryan słuchał tego wywodu, ale nie do końca rozumiał, jakie

może on mieć przełożenie na omawianą sytuację. Być może dlatego, że za dużo wypił.

– Mieliśmy w ręku tyle rudy helonu, że jej cena na rynkach wszystkich metasektorów

mogłaby dramatycznie spaść, a członkowie Rady do biednych nie należą, jak pan zapewne

wie, i mądrze inwestują głównie w surowce strategiczne, takie jak…

– …helon?

– Zgadza się. Nasza propozycja brzmiała więc następująco. Oni odpuszczają dochodzenie,

a my rzucamy na rynek tylko tyle rudy, ile będzie potrzebne, żeby utrzymać ceny na

odpowiednio wysokim poziomie. Jeśli mnie pamięć nie myli, podobnie było kiedyś z ropą na

Ziemi.

– Być może…

– Rada zgodnie z przewidywaniami poszła nam na rękę. Zachowaliśmy umowę

gwarantującą nam wyłączną dzierżawę surowców tego systemu przez kolejnych

dziewięćdziesiąt dziewięć lat, ale musieliśmy przystać na kilka dodatkowych warunków.

Pomijając maksymalną wysokość sprzedawanego urobku i konieczne łapówki, wyraziliśmy

zgodę na umieszczenie tutaj ośrodka będącego własnością admiralicji oraz na oficjalne

ogłoszenie po trzydziestu pięciu latach dzierżawy, że dokonaliśmy pełnego terraformowania

Delty, co równało się zrzeczeniu praw do niej na rzecz Rady. Tak więc za jakieś trzy dekady

astroatlas admiralicji zostałby uaktualniony do stanu faktycznego, a my wszyscy odnieślibyśmy

korzyść z tego niewielkiego oszustwa.

– Korporacje… – mruknął zdegustowany Henryan.

– Admiralicja nie jest wcale lepsza – wytknął mu natychmiast Fitz i miał rację.

– Touché, jeśli wie pan, co chciałem przez to powiedzieć.

– Wiem. – Szef pionu naukowego podniósł prawie opróżniony kieliszek. – Bez urazy,

kapitanie. Nie jestem pańskim wrogiem.

Milcząca do tej pory Ninadine spojrzała z rozbawieniem na Święckiego.

– Nie domyśla się pan jeszcze, dlaczego zaprosiłam Olivernesta na to spotkanie?

– Czyżby nie chodziło tylko o jego rozległą wiedzę na poruszany temat? – zdziwił się

Henryan. – I równie niezwykłe talenty kulinarne? – dodał zaraz, czując napływ śliny do ust na

wspomnienie pieczeni.

– To też, ale prawdziwym powodem była pańska wcześniejsza uwaga o chęci przejścia się

po tutejszych… lasach.

Tym razem, znów nie wiadomo dlaczego, zaśmiali się oboje z Fitzem.

– Czyżbym palnął jakąś głupotę? – zapytał Henryan, gdy uspokoili się nieco.

– Wie pan, co to jest fauna i flora? – rzucił wciąż rozbawiony szef pionu badawczego.

– Tak. Fauna, jak powszechnie wiadomo, to żona satyra, a Flora jest pierwszym członem

dwuimienia matki mojego bezpośredniego przełożonego – odparł Święcki, także szczerząc

zęby.

– Niewątpliwie ma pan rację, ale teraz proszę się skupić. – Fitz spoważniał w momencie. –

Na Delcie natura poszła odmienną drogą niż na Ziemi. To, co my, ludzie, nazywamy roślinami,

jest tutaj drapieżne i mobilne, a organizmy kojarzone przez nas ze zwierzętami pełnią rolę

pożywienia.

.

DZIEŃ DRUGI

.

JEDEN

System Anzio, Sektor Zebra,

24.10.2354

Rutta stał przy ścianie centrum dowodzenia, spoglądając w gwiazdy. Gruba na dwa metry

płyta plastali była tak krystalicznie przezroczysta, że momentami odnosił wrażenie, iż znajduje

się na zewnątrz kadłuba, w lodowatej jak jego myśli przestrzeni. Na wprost oczu miał

odchylony od pionu, ciągnący się przez całe pole widzenia dysk Galaktyki. Gdzieś tam,

kilkaset lat świetlnych stąd, trwała właśnie rozpaczliwa walka z czasem. W mrowiu gęsto

zawieszonych w próżni iskierek, które z tej odległości wyglądały nie jak osobne ciała

niebieskie, lecz delikatna mgiełka, lśniły także słońca, wokół których rozgrywały się tego dnia,

o tej godzinie, ogromne ludzkie dramaty. Może Obcy bombardują w tym momencie planety

systemu tej niebieskawej gwiazdy, na której skupił wzrok? Nie mógł tego wiedzieć, a nie

chciał tracić iluzji przez włączanie systemów dowodzenia. Niech kosmos pozostanie choć

przez chwilę czysty i spokojny.

Bliźniacze słońca systemu Anzio tkwiły po przeciwnej stronie gigantycznej stacji orbitalnej,

zupełnie innej od tej, na której odsłużył ostatnie sześć lat jako nadzorca ekip naukowych

z Xana 4. Wojskowe instalacje budowano według odmiennych standardów, nie licząc się przy

tym z kosztami i wygodą użytkowników. A przy zastosowaniu sztucznej grawitacji inwencji

konstruktorów nie ograniczało nic prócz ich własnej wyobraźni.

Jednakże albo projektanci tej stacji nie należeli do najbardziej lotnych, albo zleceniodawcy

nie stawiali przed nimi zbyt wygórowanych wymagań. Sztab mieścił się bowiem

35
{"b":"577817","o":1}