Литмир - Электронная Библиотека
A
A

w supernową. Niewyobrażalna siła tej eksplozji wyjałowi wszystkie okoliczne systemy,

w tym także Uliettę. – W tym momencie w prawym górnym rogu ekranów pojawił się zegar

odliczający czas do przewidywanego przylotu liniowców. – W związku z nieuchronną zagładą

tej części sektora admiralicja nakazała wprowadzenie na Ulietcie stanu wyjątkowego

i natychmiastową ewakuację całej kolonii. Za moment otrzymacie na swoje prywatne

komunikatory specjalny komunikat zawierający opis procedur obowiązujących podczas

ewakuacji. Razem z nimi każdy kolonista otrzyma także numer porządkowy uprawniający do

zajęcia miejsca na jednostkach przewożących uchodźców na transportowce i arki. Postępujcie

zgodnie z przekazanymi instrukcjami, a nikomu nie stanie się krzywda. – Henryan skinął głową

w kierunku żołnierza czekającego przy drugiej konsoli. Kryształ trafił do czytnika wcześniej,

wystarczyło tylko aktywować nadajnik. – Trzecia flota dołoży wszelkich starań, by zapewnić

bezpieczny transport każdemu z was. Uprzedzam jednak, wszelkie próby dostania się na nasze

wahadłowce i barki poza kolejnością, podobnie jak odmowa zajęcia na nich miejsca, będą

karane odebraniem numeru porządkowego i przesunięciem na koniec kolejki. Informuję też, że

żaden z podległych mi żołnierzy i oficerów nie ma możliwości zmiany nadanego wam przez

admiralicję statusu, tak więc próby ich przekupienia spełzną na niczym. Jeśli ktoś zaoferuje

wam przyśpieszenie ewakuacji bądź awans na liście oczekujących, zgłoście to natychmiast

lokalnej policji lub naszym oficerom, ponieważ z pewnością padliście ofiarą oszusta.

Hondo, znajdujący się poza polem widzenia kamer, machnął ręką, dając White’owi znać,

żeby wyłączył rejestrator.

Święcki nie umilkł jednak. Wyprostował się tylko bardziej, jakby przechodził do

ważniejszych spraw.

– Aby przyśpieszyć ewakuację, rekwirujemy czasowo wszystkie prywatne i korporacyjne

jednostki o napędzie międzysystemowym. Właściciele tych statków mają się natychmiast

zgłosić na lądowisku dziewiątym kosmodromu, gdzie otrzymają dalsze instrukcje. Dotyczy to

także jednostek znajdujących się aktualnie w przestrzeni wewnętrznej i na punktach zbornych

w pobliżu strefy skoku. Wszelkie próby uniknięcia konfiskaty bądź ucieczki z systemu będą

traktowane jako akt zdrady i karane z całą surowością.

– Kapitanie… – przerwał mu White.

– Nie widzicie, że wygłaszam orędzie? – warknął rozeźlony Święcki.

– Widzę, ale kazał pan meldować, jeśli ktoś będzie próbował uciekać na własną rękę.

– Wizja! – rzucił Święcki.

Na części ekranów pojawiła się krawędź fotosfery lokalnej gwiazdy i wiszące opodal

strefy skoku okręty eskorty, pozostawione tam przez konwój, by odwracały uwagę wroga od

jednostek ewakuujących cywilów. Obcy, widząc krążownik i dwanaście niszczycieli, powinni

ruszyć najpierw w pościg i zawrócić w kierunku Delty dopiero po próbie zniszczenia

uzbrojonego wroga – nieudanej tym razem, ponieważ dowódcy wszystkich okrętów otrzymali

rozkaz wykonania skoków podprzestrzennych, gdy tylko sytuacja zacznie się wymykać spod

ich kontroli. Dzięki podobnemu manewrowi Khumalo kupił swoim ludziom kilka dodatkowych

godzin, zatem tutaj może być podobnie, a każda uzyskana w ten sposób minuta pozwoli na

zaokrętowanie kolejnych uchodźców. O tym jednak nikt na Delcie nie mógł wiedzieć.

Tym razem obiektywy czujników nie zostały skierowane na studnie grawitacyjne i okręty

wojenne. Zebrani w centrum łączności zobaczyli pośrodku wyświetlacza niewielki

strumieniowiec. Igłowaty kadłub długości trzydziestu metrów kończyła kryza oddzielająca

część użytkową od reaktora i dysz. Maszyna jakich wiele, ani nowa, ani przesadnie stara.

Sprzęt, na jaki mógł sobie pozwolić każdy drobny przedsiębiorca, który nie harował na

najniższych szczeblach korporacji.

– Do pilota jednostki cywilnej zbliżającej się do punktu skoku, mówi kapitan Henryan

Święcki, współdowódca krążownika Djangonzalo Cervantes. Proszę o identyfikację.

Przez chwilę panowała kompletna cisza, potem przekaźnik ożył.

– Tu Zulu Echo Kilo Foxtrot siedem dziewięć jeden, czego chcecie?

– Ile osób przebywa na pokładzie waszej jednostki, Zulu Echo Kilo Foxtrot siedem

dziewięć jeden?

– A co wam do tego?

– Jeśli nie macie na pokładzie kompletu pasażerów, musicie natychmiast zawrócić do

najbliższej strefy postojowej.

– Nic nie muszę. Przewożę rodzinę własnym strumieniowcem. Wszystkie miejsca są zajęte.

Święcki spojrzał na żołnierza siedzącego przy sąsiedniej kontroli.

– Sprawdźcie to.

– Tak jest! – Plutonowy pochylił się nad wyświetlaczami. Po kilku sekundach napiętej ciszy

zameldował: – Skanery Cervantesa wykryły dwa widma charakterystyczne dla organizmów

żywych. Oficer dyżurny Deightona potwierdza prawidłowość tego odczytu.

– Słyszeliście, Zulu Echo Kilo Foxtrot siedem dziewięć jeden? – Henryan spojrzał znów

prosto w ekran, ale tym razem nie doczekał się odpowiedzi, dlatego powtórzył wywołanie

znacznie dobitniejszym tonem.

Pilot niewielkiego stateczku znów nie odpowiedział, za to dysze silników zaczęły emitować

jaśniejsze światło. Strumieniowiec przyśpieszał, wchodząc równocześnie na kurs prowadzący

ku najbliższej studni grawitacyjnej.

– Macie natychmiast przerwać podejście i zawrócić. Jeśli nie zrobicie tego w ciągu

piętnastu sekund, otworzymy do was ogień.

Tym razem kontakt został nawiązany.

– Ciekawe, jakim prawem – odezwał się kpiącym tonem pilot.

– Na mocy przepisów stanu wyjątkowego, którym objęto ten system – wyjaśnił spokojnie

Henryan. – Uznamy pana winnym próby zamordowania co najmniej czterech osób, ponieważ

tylu dodatkowych pasażerów zmieściłoby się na pokładzie pańskiego statku.

– Pieprzenie.

– Osiem sekund – rzucił White.

– Nie boję się was! – ryknął uciekinier. – Możecie mnie w dupę pocałować!

– Przerwijcie podejście, to wasza ostatnia szansa! – Henryan także podniósł głos.

– Spierdalaj…

Wystarczyło skinienie głowy, by White wprowadził komendę. Igłowaty stateczek

eksplodował dwie sekundy później, trafiony niewidoczną dla ludzkiego oka wiązką lasera.

– Ty morderco! – wydarła się Truffaut. Zdążyła zrobić dwa kroki w kierunku Świeckiego,

zanim powstrzymał ją jeden z żandarmów.

Pozostali oficjele i ustawieni pod ścianą technicy spoglądali tylko z niedowierzaniem na

dryfujące w przestrzeni szczątki luksusowego jachtu.

Henryan spojrzał ponownie w obiektywy holokamer.

– Do wszystkich jednostek znajdujących się w przestrzeni wewnętrznej Ulietty. Jeśli nie

macie na pokładzie kompletu pasażerów, natychmiast wracajcie na Deltę. Od tej pory

będziemy strzelać bez ostrzeżenia do każdego, kto spróbuje złamać zakaz. Koniec transmisji.

Nie ruszył się z miejsca, dopóki kapral nie dał mu znać, że kamery zostały wyłączone.

Dopiero wtedy wypuścił powietrze z płuc i spojrzał na Hondo.

– Jak wyszło?

– Lepiej, niż przypuszczałem. – Porucznik nie odrywał wzroku od holopada. –

Zdecydowana większość jednostek lecących w kierunku strefy skoku już zmieniła kurs.

– Świetnie.

– Świetnie?! Kim wy jesteście, bo na pewno nie mam do czynienia z ludźmi?! – wydarła się

znowu rozwścieczona do białości Truffaut. – Zachowujecie się, jakby nic się nie stało.

Zabiliście dwoje niewinnych ludzi. Cywilów próbujących ocalić życie. Te sześć miejsc

naprawdę zrobiłoby tak wielką różnicę?

Henryan odwrócił się do niej bardzo wolno, jakby od niechcenia. Zdębiała, gdy zobaczyła

na jego twarzy szeroki uśmiech. Tak mocno rozdziawiła usta, że mógł policzyć jej wszystkie

20
{"b":"577817","o":1}