– Z profesorem Devlinem?
– To jego wczoraj spotkałem. Zgodził się przejrzeć wszystkie protokoły sekcji. – Nie powiedział jej o okolicznościach, w jakich do tego doszło, ani o tym, że Gates i Curt mu odmówili. – Telefon do niego znajdziesz w aktach. Jest jednym z sąsiadów Philippy Balfour.
– Tak, wiem. Widziałeś już dzisiejszą gazetę?
– Nie.
Wyciągnęła egzemplarz z torebki i otworzyła na jednej z wewnętrznych stron. Zamieszczono na niej portret pamięciowy mężczyzny, którego Devlin widział pod domem w dniach poprzedzających zniknięcie Philippy.
– Właściwie mógłby pasować do każdego – powiedział Rebus, a Wylie potwierdziła skinieniem głowy. Mężczyzna na portrecie miał krótkie ciemne włosy, prosty nos, wąsko osadzone oczy i cienką kreskę zamiast ust.
– Zaczynamy gonić w piętkę, nie uważasz? – zapytała.
Tym razem Rebus w milczeniu skinął głową. Publikowanie w prasie portretu pamięciowego, szczególnie tak ogólnego jak ten, było przyznaniem się do całkowitej niemocy i szukaniem jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
– Zadzwoń do Devlina – dodał po chwili.
– Tak jest, panie inspektorze.
Wzięła gazetę, usiadła przy wolnym biurku i potrząsnęła lekko głową, jakby odganiając zasnuwającą ją mgłę. Potem podniosła słuchawkę i zebrała się w sobie przed następną serią telefonów czekających ją podczas kolejnego długiego i żmudnego dnia pracy.
Rebus zabrał się do czytania akt i w sali zapanowała cisza, a potem z akt rzuciło mu się nagle w oczy nazwisko jednego z policjantów zaangażowanych w śledztwo w Nairn.
Kogoś nazwiskiem detektyw inspektor Watson.
Farmera Watsona.
– Przepraszam, że zawracam panu głowę, panie komisarzu.
Farmer poklepał Rebusa po plecach.
– Możesz już dać sobie spokój z tym „panem komisarzem” – powiedział z uśmiechem.
Ruchem ręki zaprosił Rebusa w głąb mieszkania. Dom przerobiony kiedyś z wiejskiej chałupy mieścił się teraz tuż przy południowej obwodnicy. Ściany w środku pomalowano na bladoseledynowy, a meble pochodziły z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Jedną ze ścian działowych zburzono, dzięki czemu kuchnię od pokoju oddzielał jedynie bufet i przestrzeń jadalna. Stół jadalny aż lśnił czystością, podobnie jak blaty kuchenne i czteropalnikowa kuchenka. Nigdzie w całej kuchni nie widać było ani jednego brudnego naczynia.
– Masz ochotę na filiżankę czegoś? – zapytał Farmer.
– Herbatę z przyjemnością.
Farmer zachichotał.
– Moja kawa zawsze cię odstręczała, przyznaj się.
– Pod koniec była już coraz lepsza – odparł Rebus wymijająco.
– Siadaj i rozgość się. To długo nie potrwa.
Ale Rebus wolał ruszyć w obchód pokoju. Pod ścianami stały serwantki pełne porcelanowej zastawy i ozdóbek. Na ścianach wisiały oprawione w ramki zdjęcia rodzinne, wśród których Rebus rozpoznał kilka zdobiących do niedawna gabinet Farmera. Dywan był świeżo wyczyszczony odkurzaczem, na lustrze i na ekranie telewizora nie widać było ani jednego pyłku kurzu. Rebus podszedł do wysokich oszklonych drzwi i wyjrzał na zewnątrz, gdzie rozciągał się niewielki ogródek, kończący się stromą skarpą porośniętą trawą.
– Dziś była chyba kobieta od sprzątania, prawda? – zawołał przez ramię.
Farmer znów zachichotał i ułożył tacę z filiżankami na blacie kuchennym.
– Lubię prace domowe – odkrzyknął. – Zwłaszcza, od czasu, kiedy odeszła Arlene.
Rebus odwrócił się i raz jeszcze popatrzył na fotografie na ścianach. Farmer z żoną na czyimś ślubie, na jakiejś zagranicznej plaży i w otoczeniu gromadki wnuków. Farmer rozpromieniony, z jak zwykle lekko rozchylonymi ustami. Jego żona nieco bardziej powściągliwa, o głowę niższa i o połowę szczuplejsza. Zmarła kilka lat temu.
– Może to sposób, by ją pamiętać – powiedział Farmer.
Rebus pokiwał głową: nie pozwolić odejść w zapomnienie. Był ciekaw, czy jej ubiory wciąż jeszcze wiszą w szafach, a na toaletce leży szkatułka z biżuterią…
– A jak tam radzi sobie Gill?
Rebus podszedł w kierunku kuchni.
– Ostro wystartowała – powiedział. – Mnie kazała iść do lekarza, a z Ellen Wylie zrobiła sobie wroga.
– Oglądałem tę konferencję prasową – przyznał Farmer, sprawdzając, czy o czymś nie zapomniał. – Nie pozwoliła Ellen pewnie stanąć na nogi.
– I zrobiła to świadomie.
– Być może.
– Jakoś tak dziwnie jest bez pana. – Rebus położył wyraźny nacisk na tego „pana”. Farmer uśmiechnął się.
– Dzięki za dobre słowo, John. – Podszedł do czajnika, w którym woda zaczynała się gotować. – Ale mimo wszystko domyślam się, że nie jest to wizyta czysto kurtuazyjna.
– To prawda. Chodzi mi o sprawę, którą zajmował się pan kiedyś w Nairn.
– W Nairn? – Farmer uniósł brwi. – To musiało być ze dwadzieścia parę lat temu. Przenieśli mnie tam z Zachodniego Lothian. Pracowałem w Inverness.
– Zgadza się, ale był pan w Nairn w sprawie utonięcia młodej kobiety.
Farmer zamyślił się.
– A tak – powiedział w końcu. – Jak ona się nazywała?
– Paula Gearing.
– Gearing, tak jest, zgadza się. – Pstryknął palcami, jakby chciał podkreślić, że wciąż ma dobrą pamięć. – Ale cała sprawa była od początku zupełnie jasna i prosta… jeśli czyjaś śmierć w ogóle może taka być.
– No więc właśnie nie jestem tego pewien. – Rebus patrzył, jak Farmer nalewa wrzątku do dzbanka.
– No dobra, to zabierzmy to wszystko do pokoju i tam mi opowiesz, o co chodzi.
I Rebus raz jeszcze opowiedział całą historię: od lalki w Kaskadach, przez tajemnicze znalezisko na Arthur’s Seat, aż po serię zaginięć i śmierci w latach 1972 do 1995. Miał ze sobą wycinki prasowe i Farmer wszystkie je przeczytał z uwagą.
– Nie słyszałem nawet o znalezieniu tej lalki na plaży w Nairn – przyznał. – Kiedy ją znaleziono, ja już wróciłem do Inverness. Z mojego punktu widzenia, w tym momencie sprawa śmierci Gearing była praktycznie zamknięta.
– W owym czasie nikt tych dwóch rzeczy nie powiązał. Ciało Pauli morze wyrzuciło sześć kilometrów od miasta. Jeżeli nawet ktoś skojarzył tę trumienkę z jej śmiercią, to pewnie potraktował to jako jej symboliczny pogrzeb. – Zawiesił głos. – Zresztą Gill do dziś nie jest pewna, czy te sprawy są jakoś powiązane.
Farmer pokiwał głową.
– Bo ona na to patrzy z punktu widzenia skierowania sprawy do sądu. Wszystko, czym dysponujesz, to jedynie poszlaki.
– Wiem.
– Ale… – Farmer odchylił się do tyłu. – Trzeba przyznać, że są one dość liczne i mocne.
Rebus wyraźnie odetchnął z ulgą, a Farmer chyba to zauważył, bo uśmiechnął się i powiedział:
– Zły moment, co? Udaje mi się uciec na emeryturę na chwilę przed tym, kiedy tobie udaje się mnie przekonać, że może natknąłeś się na coś ważnego.
– Może mógłby pan porozmawiać z Gill i też ją o tym przekonać.
Farmer pokręcił głową.
– Nie sądzę, by chciała mnie wysłuchać. Teraz ona tam rządzi… i wie, że moja użyteczność dla niej już dobiegła końca.
– Trochę to brutalne, co pan mówi.
Farmer popatrzył na niego przeciągle.
– Ale przecież wiesz, że to prawda. To ją musisz przekonać, a nie mnie, starszego pana kręcącego się w papuciach po domu.
– Jest pan starszy ode mnie o niecałe dziesięć lat.
– Mam nadzieję, John, że tego dożyjesz i będziesz miał okazję samemu się przekonać, że sześćdziesiątka dla mężczyzny to coś zupełnie innego niż pięćdziesiątka. I może ta twoja wizyta u lekarza to nie taki zły pomysł, co?
– Nawet jeśli wiem, co mi powie? – Rebus uniósł filiżankę do ust i dopił herbatę do końca.
Farmer wziął do ręki wycinek z Nairn.
– To czego ode mnie oczekujesz?
– Powiedział pan, że sprawa była zupełnie jasna i prosta. Może mógłby pan ją jeszcze raz przemyśleć i zastanowić się, czy rzeczywiście nic w niej nie zgrzytało – cokolwiek, choćby jakieś z pozoru nieistotne drobiazgi. – Po krótkiej przerwie dodał: – I chciałem też zapytać, czy może wie pan, co się później stało z tą lalką.