Chłopak z całej siły kopnął piłkę. Rąbnęła jednego z pozostałych chłopców w udo, co u trzeciego z nich wywołało wybuch śmiechu.
– Ciekaw jestem, czy wiecie może coś o tych kradzieżach, o których mi mówiono?
Chłopak spojrzał na niego spode łba.
– Czep się pan – powiedział.
– Z przyjemnością, synu. Gdzie chciałbyś, żebym się czepił? Za twój kark czy może za jaja? – Chłopak starał się pogardliwie uśmiechać. – A może opowiecie mi coś o wandalach, którzy wysmarowali drzwi w kościele?
– Nie – odparł chłopak.
– Nie? – Rebus wydawał się zdziwiony. – Dobra, no to jeszcze jedna, ostatnia próba… A jak to było z tą znalezioną trumienką?
– Znaczy, o co chodzi?
– Widzieliście ją?
Chłopak potrząsnął głową.
– Chick, powiedz mu, żeby spadał – poradził mu jeden z kumpli.
– Chick? – Rebus pokiwał głową na znak, że zapamiętuje sobie to imię.
– W ogóle jej nie widziałem – oświadczył Chick. – W życiu bym tam do niej nie poszedł.
– Dlaczego?
– Bo jest, kurwa, walnięta – zaśmiał się Chick.
– W jakim sensie walnięta?
Chick powoli tracił cierpliwość. Jednak dał się wmanewrować w rozmowę i odpowiedzi na pytania, choć wcale mu się to nie podobało.
– Walnięta jak wszystkie.
– Wszystkie to kupa pojebców – dodał kolega, przychodząc mu w sukurs. – Dawaj, Chick, odpalamy. – Chłopcy odbiegli, zabierając z sobą po drodze piłkę i trzeciego kolegę. Przez chwilę Rebus patrzył za nimi, ale Chick się nie odwrócił. Wrócił do samochodu i zobaczył, że okno po stronie Jean jest otwarte.
– No dobra – powiedział – więc nie jestem mistrzem w przepytywaniu uczniaków.
Uśmiechnęła się.
– Co on miał na myśli, mówiąc, że to kupa pojebców?
Rebus włączył zapłon i popatrzył na nią.
– Chciał powiedzieć, że im się wszystkim w głowach… – Nie musiał dodawać ostatniego słowa, bo Jean i tak już wiedziała, co chciał powiedzieć.
Tego samego dnia późnym wieczorem poszedł pod dom Philippy Balfour. Wciąż jeszcze miał w kieszeni pęk kluczy do jej mieszkania, ale po tym, co się wydarzyło, nie miał zamiaru wchodzić do środka. Ktoś zamknął okiennice w jej sypialni i salonie, i za dnia w mieszkaniu musiało być zupełnie ciemno.
Mijał tydzień od jej zniknięcia i na ten wieczór zaplanowano rekonstrukcję wydarzeń. Młodą policjantkę o wyglądzie zbliżonym do zaginionej studentki ubrano w rzeczy, jakie Flipa mogła mieć na sobie tamtego wieczoru. W jej szafie brakowało kupionego niedawno T-shirta Versace, policjantka włożyła więc taki sam. Miała wyjść z kamienicy na ulicę i zostać obfotografowana przez czekających pod domem reporterów, potem szybkim krokiem przejść do końca uliczki i wsiąść do czekającej taksówki, specjalnie w tym celu sprowadzonej; potem z niej wysiąść i ruszyć piechotą pod górę w kierunku centrum. Podczas całej tej drogi mieli jej towarzyszyć fotoreporterzy i mundurowi policjanci, których zadaniem było zatrzymywanie przechodniów i przejeżdżających samochodów i zadawanie im wcześniej przygotowanych pytań. Policjantka miała w ten sposób przejść, aż do baru na Stronie Południowej…
Dwie ekipy telewizyjne – jedna z BBC i druga z telewizji szkockiej – szykowały się do sfilmowania rekonstrukcji zdarzeń, by móc potem pokazać migawki w wiadomościach.
Wszystko to było trochę na siłę, by pokazać, że policja jednak coś w tej sprawie robi.
I nic więcej.
Rebus napotkał wzrok Gill Templer stojącej po drugiej stronie ulicy, co potwierdziła lekkim wzruszeniem ramion, po czym wróciła do rozmowy z zastępcą komendanta, Colinem Carswellem. Wyglądało, że zastępca komendanta pragnie osobiście dopilnować paru szczegółów. Rebus nie miał wątpliwości, że przynajmniej raz padną słowa o „szybkim dotarciu do konkluzji”. Z dawnych czasów wiedział, że Gill Templer objawia irytację nerwowym przebieraniem w sznurze pereł, który czasami nosiła. Dziś też je miała na szyi i widział, że wsunęła pod nie palec i przesuwa nim tam i z powrotem. Przypomniały mu się bransoletki Dodds i słowa chłopaka imieniem Chick, że jest, kurwa, walnięta”… Tomiki Czarów na etażerce w pokoju nie będącym pokojem, tylko „salonikiem”. Przypomniał sobie piosenkę Stonesów Spider and the Fly umieszczoną na stronie B singla z Satisfaction. Bev mogła być pająkiem, a jej salonik pajęczyną. Z jakiegoś powodu obraz ten, choć dość dziwaczny, zapadł mu w pamięć…
6
W poniedziałek rano Rebus zabrał do pracy wycinki prasowe od Jean. Na biurku leżały trzy karteczki z wiadomościami o telefonach od Steve’a Holly’ego i odręczna notka napisana ręką Gill Templer, że wizytę u lekarza ma umówioną na godzinę jedenastą. Poszedł do jej gabinetu w nadziei, że coś jeszcze wytarguje, ale kartka na drzwiach informowała, że cały dzień spędzi na Clayfield Square. Wrócił do biurka, wziął papierosy i zapalniczkę, i ruszył w stronę parkingu. Ledwie udało mu się zapalić pierwszego, gdy podjechała Siobhan Clarke.
– Udało się? – zapytał.
Siobhan machnęła trzymanym w ręku laptopem.
– Wczoraj wieczorem – powiedziała.
– Opowiadaj.
Popatrzyła na papierosa i mruknęła.
– Jak skończysz to świństwo i przyjdziesz na górę, to ci pokażę.
Drzwi za nią zamknęły się z impetem. Rebus spojrzał na papierosa, raz jeszcze pociągnął i pstryknął go na ziemię.
Kiedy dotarł do sali wydziału śledczego, Siobhan siedziała już nad włączonym laptopem. Któryś z kolegów zawołał, że dzwoni Steve Holly, ale Rebus przecząco pokręcił głową. Wiedział aż za dobrze, czego tamten chce: Bev Dodds doniosła mu o ich wizycie w Kaskadach. Uniósł w górę palec i poprosił Siobhan, by jeszcze na moment się wstrzymała, potem podszedł do biurka i zadzwonił do muzeum.
– Z doktor Burchill proszę – powiedział i chwilę odczekał.
– Halo? – odezwał się jej głos.
– Jean? Tu Rebus.
– John, właśnie chciałam do ciebie zadzwonić.
– Możesz nic nie mówić: prześladują cię, tak?
– Może nie aż tak, ale…
– Naprzykrza ci się reporter nazwiskiem Steve Holly i chce rozmawiać o lalkach, zgadza się?
– Do ciebie też już trafił?
– Najlepsza rada, jaką mogę ci dać, Jean, to nic nie mów. Nie odbieraj jego telefonów, a jeśli i tak do ciebie dotrze, to mu powiedz, że nie masz nic do powiedzenia. I to niezależnie od tego, jak mocno będzie cię przyciskał…
– Jasne. To znaczy, że Bev Dodds wszystko wypaplała?
– Moja wina. Powinienem wiedzieć, że nie umie trzymać języka za zębami.
– Nie przejmuj się. Potrafię sobie poradzić.
Pożegnali się i odłożył słuchawkę. Potem podszedł do biurka Siobhan i odczytał wiadomość na ekranie.
Ta gra to nie gra. To wyzwanie. Potrzebna jest siła i wytrwałość, nie mówiąc o inteligencji. Ale nagroda będzie wspaniała. Czy nadal chcesz zagrać?
– Odpowiedziałam mu, że jestem zainteresowana, ale spytałam, jak długo ta gra potrwa. – Siobhan błądziła palcem po klawiaturze. – Odpisał, że może potrwać albo kilka dni, albo kilka tygodni. Potem zapytałam, czy będę mogła zacząć od Piekliska. Odpowiedział natychmiast, że Pieklisko to czwarty poziom, a grać trzeba od początku. Odpisałam, że zgoda, i wtedy o północy przyszło to.
Na ekranie pojawiła się nowa wiadomość.
– Do jej wysłania użył jakiegoś innego adresu – powiedziała Siobhan. – Bóg raczy wiedzieć, ile on ma tych różnych adresów.
– Chodzi mu o to, żeby go było trudniej namierzyć? – domyślił się Rebus i przeczytał wiadomość na ekranie: Skąd mam wiedzieć, że jesteś tym, za kogo się podajesz?
– Chodzi mu o mój nowy adres e-mailowy – wyjaśniła Siobhan. – Przedtem używałam adresu Philippy, teraz Granta.
– I co mu odpowiedziałaś?
– Odpowiedziałam, że będzie mi musiał zaufać. A jak nie, to zawsze możemy się spotkać.
– Ucieszył się?
– Niespecjalnie. Ale wtedy przysłał mi to. – Nacisnęła kolejny klawisz.
Sevenfins high is king. This queen dines well before the bust. [W dosłownym tłumaczeniu: Siedem płetw w górę czyni króla. Ta królowa jada dobrze przed wpadką.]