– Myślę, że Bobby miał romans.
– Nie ma w tym nic dziwnego. Chyba wspomniałam, że umawiał się z kimś.
– Z Nolą.
Gapiła się na mnie, jakby czekając na pointę. Ostatecznie rzekła:
– Nie mówisz tego poważnie.
– Z tego, co słyszałam, Bobby miał z kimś romans, w kimś się zakochał. To przede wszystkim dlatego zerwał z Carrie St. Cloud. Mam powody przypuszczać, że chodziło tu o Nolę Fraker, choć nie potwierdziłam tego jeszcze.
– To mi się nie podoba. Mam nadzieję, że to nieprawda.
– Nie wiem, co ci powiedzieć. Elementy pasują do układanki.
– A przecież mówiłaś, że był zakochany w Kitty.
– Może nie „zakochany”. Przypuszczam, że bardzo ją kochał. Co nie znaczy wcale, że to był motyw jego działań. Ona upiera się, że nic między nimi nie zaszło i skłonna jestem w to wierzyć. Gdyby łączyły ich stosunki intymne, prawdopodobnie ty pierwsza byś o tym wiedziała. Znasz ją przecież. Jest niedojrzała i zagubiona, a on z pewnością wiedział, co do niej czujesz. Niezależnie od tego, co go z nią łączyło, mógł też się związać z jakąś inną osobą.
– Ale Nola jest szczęśliwą małżonką. Ona i Jim odwiedzali nas dziesiątki razy. Nikt nawet nie pomyślał, by mogło być coś między nimi.
– Rozumiem twój punkt widzenia, ale tak właśnie toczy się gra. Skrywacie swoje uczucie. Ty i twój kochanek uczestniczycie w tym samym towarzyskim spotkaniu, spacerujecie, grzecznie plotkując, ignorując siebie nawzajem… Ale nie nazbyt stanowczo, gdyż to by wydało się podejrzane. Lekkie dotknięcia dłoni przy misie z ponczem, ukradkowe spojrzenia przez długość sali. To wszystko wielki, rubaszny żart i później chichoczecie z tego w łóżku jak dzieci, które wyprowadziły w pole dorosłych.
– Ale czemu Nola? Cały ten pomysł jest niedorzeczny.
– Wcale nie. To piękna kobieta. Może kiedyś się spotkali i iskra wznieciła ogień? A może od lat wodzili za sobą wzrokiem? Tak naprawdę to musiało zacząć się zeszłego lata, gdyż nie sądzę, by jego związek z Nolą mógł przeplatać się długo ze związkiem z Carrie. Nie wyglądał mi na kogoś, kto prowadzi podwójne życie.
Wyraz twarzy Glen uległ zmianie i spojrzała na mnie z wyraźnym zakłopotaniem.
– O co chodzi?
– Coś sobie przypomniałam. Zeszłego lata byliśmy z Derekiem przez dwa miesiące w Europie. Po powrocie zauważyłam, że nagle Frakerowie składają nam częste wizyty, ale przeszłam nad tym do porządku dziennego. Wiesz, jak to jest. Czasami spotykasz się wiele razy z jakąś parą, po czym ona znika na jakiś czas z twojego życia. Po prostu nie do wiary, że mogła coś takiego zrobić mnie albo Jimowi. Przez to czuję się jak zazdrosna małżonka. Jakby mnie okpiono.
– Ależ Glen, daj spokój. Może to najlepsza rzecz, jaka go kiedykolwiek spotkała. Może pomogła mu dorosnąć. Kto wie? Bobby był dobrym chłopakiem. Poza tym, jaką to teraz robi różnicę? – Może nie miałam racji, ale nie chciałam, by znów zaczęła opowiadać, kim był i co zrobił.
Jej policzki zabarwiły się lekko na różowo, gdy spoglądała na mnie chłodno.
– Zrozumiałam aluzję. Tylko nadal nie wiem, dlaczego mi to mówisz.
– Ponieważ ukrywanie przed tobą prawdy nie należy do moich powinności.
– Tylko opowiadanie historyjek?
– Racja. Zupełna racja. Nie przyszłam tu na plotki. Po prostu istnieje możliwość, że to się wszystko łączy ze śmiercią Bobby’ego.
– Jak?
– Musisz mnie najpierw zapewnić, że zachowasz to dla siebie.
– Zatem co to za związek?
– Glen, ty nie słuchasz. Powiem tyle, ile mogę, ale nie mogę wyjawić wszystkiego, żebyś się nie uniosła. Jeśli pobiegniesz z tym do kogokolwiek, możesz nas obie wplątać w nielichą kabałę.
Jej oczy nabrały wyrazu i poczułam, że wreszcie dociera do niej, co mówię.
– Przepraszam. Oczywiście. Nie pisnę nikomu słówka.
Opowiedziałam jej pokrótce o ostatniej wiadomości, jaką Bobby zostawił na mojej automatycznej sekretarce, o przypuszczalnym szantażu, którego w dalszym ciągu nie umiałam rozszyfrować. Pominęłam tę część o Sufi, gdyż obawiałam się, że Glen mimo wszystko może wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić coś głupiego. Była teraz nieobliczalna, niestabilna, jak buteleczka nitrogliceryny. Jeden mały wstrząs i dojdzie do eksplozji.
– Potrzebna mi jest twoja pomoc – zakończyłam.
– Co mam zrobić?
– Chcę porozmawiać z Nolą. Wciąż przecież nie mam pewności, a gdybym do niej zadzwoniła lub wpadła niczym grom z jasnego nieba, porządnie bym ją wystraszyła. Wolałabym, żebyś do niej zadzwoniła i coś zaaranżowała.
– Na kiedy?
– Na dziś rano, jeśli to możliwe.
– I co mam jej powiedzieć?
– Prawdę. Powiedz, że wyjaśniam okoliczności śmierci Bobby’ego, że sądzimy, iż mógł być związany z jakąś kobietą zeszłego lata, a skoro cię nie było, możesz powiedzieć, że chcesz się dowiedzieć, czy nie widywała go z kimś. Zapytaj, czy zgodzi się ze mną pogadać.
– A nie będzie czegoś podejrzewać? To jasne, szybko się domyśli, że na nią polujesz.
– No cóż, przecież zawsze mogę się mylić. Może nie chodzi tu o nią? To właśnie usiłuję wyjaśnić. Jeśli jest niewinna, nie będzie miała nic przeciwko temu. A jeśli nie, niech przygotuje sobie wykręt, by poczuła się bezpieczniej. To już obojętne. Gra idzie o to, że teraz prawdopodobnie nie odważy się trzasnąć mi drzwiami przed nosem, co raczej by zrobiła, gdybym chciała odwiedzić ją bez zapowiedzi.
Rozważała to krótko.
– W porządku.
Wstała i podeszła do telefonu na nocnym stoliku, wystukując z pamięci numer do Noli. Poradziła sobie z prośbą tak gładko, że nie dziwiłam się dłużej jej obrotności w gromadzeniu funduszy na rozmaite cele. Nola uprzejmie wyraziła chęć pomocy, dzięki czemu już po kwadransie jechałam z powrotem w stronę Horton Ravine.
W świetle dziennym zauważyłam, że dom Frakerów jest bladożółty i pokrywa go dach z gontem. Wjechałam na podjazd i zatrzymałam się na niewielkim parkingu, gdzie stało ciemnokasztanowe bmw i srebrny mercedes. Jako że nie miałam samobójczych zapędów, wychyliłam się z okna samochodu, wypatrując psa. Rover czy Fido, nieważne, jak się wabił, okazał się dogiem z potworną czarną paszczą, z której ściekała struga śliny. Z tej odległości wyglądało na to, że jego obroża uzbrojona jest w kolce. Żarcie dostawał w szerokiej, aluminiowej misce, na której krawędzi pozostały ślady po zębach.
Ostrożnie wysiadłam z auta. Podbiegł do ogrodzenia i zaczął ujadać w moim kierunku. Wspiął się na tylne łapy, przerzucając przednie nad furtką. Jego członek wyglądał jak hot dog w długiej, owłosionej bułce, i merdał nim niczym facet, który właśnie wyszedł z budki telefonicznej, by rozchylić poły płaszcza.
Już miałam zamiar krzyknąć na psa, gdy zdałam sobie sprawę, że za moimi plecami Nola wyszła na werandę.
– Nie przejmuj się nim – powiedziała. Miała na sobie inny kostium, tym razem czarny, prócz tego szpilki, dzięki którym przewyższała mnie o pół głowy.
– Miły szczeniaczek – zauważyłam. Ludzie zawsze uwielbiają, kiedy się mówi, że ich psy są miłe.
– Dzięki. Wejdź do środka. Mam jeszcze coś do załatwienia, ale możesz poczekać w pokoiku.