– Za tobą. Przy drzwiach.
Nie był w nastroju do zabawy w chowanego. Sprowadzili go tutaj z jakiegoś powodu. Nie zamierzał się czaić. Obrócił się bez krzty subtelności i ujrzał barmana Pata z Veronicą Lake, alias Zorra, wchodzącą do towarzystwa pannę na sterydach, w kaszmirowym swetrze – tym razem, do wiadomości skrupulatnych, brzoskwiniowym – długiej kiecce i sznurze pereł. Pokręcił głową. Bonnie Franklin i Bywalczyni Galerii nie było w zasięgu wzroku. Pomachał im ręką.
– Tu jestem, chłopaki! – zawołał.
Pat popatrzył spode łba, udając zaskoczenie, i spojrzał na Zorrę, Kobietona z Mojką w Obcasie. Zorra nie zareagował. Najlepsi nigdy nie reagują. Ciekawe, czy ich opanowanie było grą, czy istotnie nic nie było w stanie ich zaskoczyć. Prawda najpewniej leżała pośrodku.
Pat ruszył ciężkim krokiem w stronę ich stolika, grając zszokowanego – zszokowanego! – że Myron jest w jego barze. Podążający za nim Zorra nie tyle szedł, co się ślizgał, topiąc wzrok we wszystkim. Podobnie jak Win, posuwał się – pomimo szykownych czerwonych czółenek – ekonomicznie, wykorzystując do maksimum każdy ruch. Pat dotarł do nich, wciąż patrząc spode łba.
– Co tu robisz, Bolitar?! – spytał.
– Sprytnie – pochwalił Myron. – W tłoku ujdzie. Możesz z łaski swojej powtórzyć tę kwestię? Tylko poprzedź ją lekkim sapnięciem. Sapnij i spytaj: „Co tu robisz, Bolitar?”. Albo lepiej pokręć drwiąco głową i zapodaj coś w stylu: „Na wszystkie spelunki świata, że też musiałeś wpaść do mojej dwa razy z rzędu!”. Na twarzy Zony wyrósł uśmiech.
– Nie świruj – ostrzegł Pat.
– Pat!
Zorra wymownie pokręcił głową, dając znak, że wystarczy tej zabawy.
– Zrób coś dla mnie, skarbie – rzekł Pat do Rozkoszy.
– Jasne – odparła, wstrzymując oddech.
– Idź, przypudruj nos, dobrze?
– Idź, przypudruj nos? – Myron ze zdegustowaną miną spojrzał błagalnie na Zorrę, otrzymując w rewanżu na wpół przepraszające wzruszenie ramionami. – I co jeszcze, Pat? Zagrozisz, że poślesz mnie spać z rybami? Złożysz propozycję nie do odrzucenia? Mam iść przypudrować nos? Spieniony Pat spojrzał na Rozkosz.
– Proszę, skarbie – powiedział.
– Oczywiście, Pat.
Ledwie wysunęła się z boksu, Pat i Zorra zajęli jej miejsce. Na tę zmianę scenerii Myron zmarszczył brwi.
– Chcemy pewnej informacji – oświadczył Pat.
– Jasne, skapowałem to wczoraj wieczorem – odparł Myron.
– Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Przykro mi.
– Mowa.
– Przecież cię wypuściliśmy.
– A jakże, wypuściliście. Po porażeniu mnie bydlęcym paralizatorem, przejechaniu dwa razy majchrem ukrytym w obcasie, skopaniu po żebrach i skoku przez lustro.
Pat uśmiechnął się.
– Gdyby Zorra nie chciała, żebyś uciekł, nie uciekłbyś. Kapujesz? Myron spojrzał na Zorrę, Zorra na niego.
– Brzoskwiniowy sweterek do czerwonych czółenek? – zagadnął. Zorra się uśmiechnął, wzruszył ramionami.
– Z łatwością by cię zabiła – dodał Pat.
– Ładnie, pięknie, Zorra to twarda sztuka, jesteście ekstrawielkoduszni. Ale do rzeczy.
– Dlaczego pytałeś o Clu Haida?
– Zawiodę was, niestety, wczoraj mówiłem prawdę. Szukam jego mordercy.
– A co do tego ma mój klub?
– Zanim wciągnęliście mnie na zaplecze, powiedziałbym, że nic. Ale rozbudziliście moją ciekawość. Pat spojrzał na Zorrę. Zorra nie zareagował.
– Przejedziemy się – rzekł Pat.
– Masz ci los!
– Co?
– Trzy minuty wytrzymałeś bez gangsterskich komunałów. A tu znów wyskakujesz z jakąś „przejażdżką”. Smutne. Najpierw mam przypudrować nos?
– Cwaniakujesz czy jedziesz?
– Mogę i to, i to. Jestem utalentowany. Pat pokręcił głową.
– Idziemy.
– Nie – powiedział Zorra, kiedy Myron zaczął wysuwać się z boksu. Znieruchomieli.
– Co jest? – spytał Pat.
– Nie mamy interesu cię skrzywdzić – rzekł Zorra do Myrona. Znowu zapewnienia.
– Ale nie możesz się dowiedzieć, dokąd jedziesz, ślicznoto. Zasłonimy ci oczy.
– Żartujecie?
– Nie.
– No dobrze. Zawiążcie mi oczy. Idziemy.
– Nie – powtórzył Zorra.
– O co chodzi tym razem?
– O twojego kolegę Wina. Zorra sądzi, że jest blisko.
– Kto?
Zorra uśmiechnął się. Nie był urodziwy. W przeciwieństwie do wielu transwestytów, których często trudno odróżnić od kobiet. Nie dość że miał popołudniowy zarost (nie dodający powabu żadnej kobiecie), duże owłosione dłonie (ditto), przekrzywioną perukę (oj, czepiasz się, Myron), szemrzący, raczej męski głos (comme ci, comme ca), to w dodatku wyglądał jak, co tu dużo mówić, facet w damskich ciuchach.
– Nie obrażaj inteligencji Zorry, ślicznoto.
– Widzisz go tu?
– Gdybym widział, znaczyłoby to, że ktoś bardzo go przechwalił.
– Skąd wiesz, że Win tu jest?
– Znów to robisz.
– Co?
– Obrażasz inteligencję Zorry.
Nic nie przebije psychola mówiącego o sobie w trzeciej osobie.
– Poproś go, żeby wyszedł z ukrycia. Nie mamy interesu nikogo krzywdzić. Zorra wie, że twój znajomek podąży za tobą wszędzie. Zmusi to Zorrę do pójścia za nim. Dojdzie do konfliktu. A tego żaden z nas nie chce.
– Jaką mamy gwarancję, że Myron wróci? – dobiegło z komórki Myrona pytanie Wina, który włączył mikrofon.
Myron wyjął i pokazał komórkę.
– Siądziesz z Zorrą i się napijesz, ślicznoto – odparł Winowi Zorra. – Myron pojedzie z Patem.
– Dokąd?
– Nie możemy powiedzieć. Myron zmarszczył czoło.
– Skąd ta tajemniczość? – spytał.
Pat usiadł wygodniej, oddając inicjatywę towarzyszowi.
– Ty masz pytania, my mamy pytania – odparł Zorra. – To spotkanie to jedyny sposób na zaspokojenie ciekawości obu stron.
– Nie możemy porozmawiać tutaj?
– To nie wchodzi w grę.
– Dlaczego?
– Musisz pojechać z Patem.
– Dokąd?
– Zorra nie może zdradzić.
– Do kogo mnie zabieracie?
– Tego Zorra też nie może zdradzić.
– Czyżby od milczenia Zorry zależały losy wolnego świata? – spytał Myron. Zorra ułożył wargi w grymas, który w pewnych kręgach mógł uchodzić za uśmiech.
– Kpisz z Zorry. Ale milczenie to dla niej nie pierwszyzna. Zorra widziała niewyobrażalne potworności. Była torturowana. Tygodniami. Zorra zaznała bólu, przy którym ból zadany bydlęcym paralizatorem jest jak pocałunek kochanka.
Myron z powagą skinął głową.
– Ho, ho – powiedział.
Zorra rozłożył ręce. Owłosione dłonie i różowy lakier na paznokciach? Trzymajcie mnie!
– Nasze drogi zawsze mogą się rozejść, ślicznoto.
– Dobry pomysł – dobiegł z komórki głos Wina. Myron podniósł komórkę do ucha.
– Słucham?
– Jeżeli zgodzimy się na ich warunki, nie gwarantuję, że cię nie zabiją – odparł Win.
– Gwarantuje to Zorra – rzekł Zorra. – Własnym życiem.
– W jaki sposób?
– Zorra zostanie z Winem – wyjaśnił Zorra z nowym błyskiem w przesadnie umalowanym oku, który coś w sobie krył, lecz z pewnością nie zdrowy rozsądek. – Nie będzie uzbrojona. Jeżeli nie wrócisz zdrów i cały, Win zabije Zorrę.
– A to ci gwarancja – zakpił Myron. – Nie wpadło ci nigdy do głowy, żeby zostać mechanikiem samochodowym?
Do baru wszedł Win. Podszedł prosto do stolika i usiadł.
– Zechciejcie łaskawie położyć ręce na stole – powiedział do Zony i Pata, swoje trzymając pod blatem.
Położyli.
– A teraz, pani Zorro, raczy pani zrzucić buciki.
– Pewnie, ślicznoto.
Jeden i drugi nie spuszczali z siebie oczu. Ani mrugnęli.
– To, niestety, nie zapewnia Myronowi bezpieczeństwa. Owszem, jeżeli nie wróci, mogę panią zabić. Wiem jednak, że nasz Pat dba o panią tyle co o zadek Patachona.
– Daję słowo, że nic się nie stanie – wtrącił Pat. Win zmierzył go krótko wzrokiem.
– Myron jedzie uzbrojony – zwrócił się ponownie do Zorry. – Pat prowadzi. Myron trzyma go pod lufą.
Zorra pokręcił głową.
– To nie wchodzi w grę.
– A zatem nici z umowy. Zorra wzruszył ramionami.