Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie.

– A niech cię, a tak liczyłem na pieszczoty.

Chcesz dogryźć glinie? Poczęstuj go gejowskim żartem. Myron nie spotkał dotąd policjanta, który nie byłby w stu procentach homofobem.

– Zrobimy tu demolkę, panie komik.

– Wątpię – odparł Myron.

– Tak?

Myron wstał i sięgnął do szafy na akta.

– E, nie ruszaj pan tam niczego!

Myron zignorował ostrzeżenie i wyjął małą kamerę wideo.

– Udokumentuję pańskie poczynania, panie władzo. W dzisiejszej atmosferze fałszywych pomówień funkcjonariuszy policji o przekupstwo należy unikać wszelkich nieporozumień… – Myron włączył kamerę i skierował obiektyw na Wintersa. – Nieprawdaż?

– Tak – odparł policjant, patrząc prosto w kamerę. – Należy unikać nieporozumień. Myron patrzył cały czas w ekranik.

– W kamerze wygląda pan jak żywy – rzekł Myron, nie odrywając oczu od ekraniku. – Założę się, że gdybyśmy odtworzyli taśmę, poczulibyśmy zapach pańskich perfum.

Wesz Głowowa skrył uśmiech.

– Zechce pan się usunąć z drogi, panie Bolitar – powiedział Winters.

– Jasne. Współpraca to moja druga natura. Policjanci przystąpili do przeszukania, co sprowadziło się w zasadzie do spakowania znalezionych dokumentów do skrzynek i wyniesienia ich z biura. Patrząc, jak rękami w gumowych rękawiczkach dotykają wszystkiego, Myron miał wrażenie, że dotykają także jego. Starał się zachować niewinną minę, ale mimo woli się denerwował. Poczucie winy to dziwne zjawisko. Wprawdzie wiedział, że dokumenty firmy są w całkowitym porządku, niemniej czuł się jakoś niepewnie.

Oddał kamerę Wielkiej Cyndi i zaczął obdzwaniać klientów, którzy odeszli z agencji. Większość nie podniosła słuchawek. Nielicznych, którzy odebrali telefony, namawiał do zmiany decyzji. Rozgrywał to delikatnie, uznając, że zbytnia natarczywość da odwrotny skutek. Mówił tylko, że wrócił i że chętnie porozmawia z nimi w najbliższym dogodnym dla nich czasie. Jego rozmówcy, jak można było się spodziewać, migali się od konkretnych odpowiedzi. Odzyskanie ich zaufania wymagało czasu. Policjanci zakończyli pakowanie i wyszli bez pożegnania. Ech, maniery.

– Będzie bardzo trudno – orzekł Myron, patrząc wraz z Wielką Cyndi, jak zamykają się za nimi drzwi windy.

– Z czym?

– Pracować bez dokumentów.

Wielka Cyndi otworzyła torbę i pokazała mu dyskietki.

– Wszystko jest na nich.

– Wszystko?

– Tak.

– Wszystko skopiowałaś na nie?

– Tak.

– Listy i korespondencja się przydadzą ale bez kontraktów…

– Wszystko – wpadła mu w słowo. – Kupiłam skaner i zeskanowałam wszelkie dokumenty. Zapasowy komplet kopii jest w skrytce w Citibanku. Co tydzień aktualizuję dane. Na wypadek pożaru i innych nieprzewidzianych wypadków.

Tym razem Myron na widok jej uśmiechu skulił się prawie niezauważalnie.

– Zadziwiasz mnie, Wielka Cyndi.

Z uwagi na gruby makijaż trudno było mieć pewność, ale chyba się zarumieniła. Zahuczał domofon. Wielka Cyndi podniosła słuchawkę.

– Tak? – spytała. – Tak, niech wjedzie – dodała po chwili spoważniałym głosem i odłożyła słuchawkę.

– Kto to?

– Bonnie Haid do pana.

Wielka Cyndi wpuściła wdowę Haid do gabinetu. Myron stanął za biurkiem, nie bardzo wiedząc, co począć. Czekał na pierwszy ruch Bonnie, lecz na próżno. Spostrzegł, że zapuściła włosy. Na chwilę wrócił wspomnieniem na uniwerek Duke'a. Bonnie i Clu siedzieli na kanapie w suterenie studenckiego bractwa, z kolejną baryłką piwa za plecami. Ona w szarej bluzie, z nogami podwiniętymi pod siebie, on obejmował ją ramieniem Myron przełknął ślinę, ruszył ku niej. Cofnęła się o krok i zamknęła oczy. Podniosła rękę, żeby go powstrzymać, jakby nie mogła znieść jego bliskości. Znieruchomiał.

– Przepraszam – powiedział.

– Dziękuję.

Stali niczym para tancerzy czekających, aż zacznie grać muzyka.

– Mogę usiąść? – spytała Bonnie.

– Oczywiście.

Usiadła. Myron zawahał się i postanowił wrócić za biurko.

– Kiedy przyjechałeś? – spytała.

– Wczoraj wieczorem. Wcześniej nie miałem pojęcia o Clu. Przykro mi, że nie byłem osiągalny. Przekrzywiła głowę.

– Dlaczego?

– Słucham?

– Dlaczego jest ci przykro, że cię tu nie było? Poradziłbyś coś? Wzruszył ramionami.

– Mógłbym pomóc.

– Pomóc? Jak?

Znów wzruszył ramionami, rozłożył ręce.

– Nie wiem, co powiedzieć, Bonnie. Po prostu strzelam. Spojrzała na niego wyzywająco, opuściła oczy.

– Naskakuję na każdego, z kim rozmawiam – powiedziała. – Nie zwracaj na to uwagi.

– Nie szkodzi, naskakuj.

Mało brakowało, żeby się uśmiechnęła.

– Dobry z ciebie chłop, Myron. Zawsze byłeś taki. Już wtedy, na studiach w Duke'u, wyczuwało się w tobie coś… – czyja wiem… szlachetnego.

– Szlachetnego?

– Głupio brzmi, co?

– Bardzo. Jak tam chłopcy? – spytał.

– Timmy skończył dopiero półtora roku, więc o niczym nie wie. Charlie, który ma cztery latka, pogubił się w tym. Opiekują się nimi moi rodzice.

– Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak banał, ale jeśli mogę coś dla ciebie zrobić…

– Jedno.

– Co?

– Opowiedz mi o aresztowaniu. Myron odchrząknął.

– Dlaczego?

– W ciągu ubiegłych lat widziałam Esperanzę kilka razy. Trudno mi uwierzyć, że zabiła Clu.

– Nie zabiła.

Bonnie lekko zmrużyła oczy.

– Skąd ta pewność?

– Znam Esperanzę.

– I tyle? Skinął głową.

– To wystarczy.

– Rozmawiałeś z nią?

– Tak.

– I?

– Nie mogę mówić o szczegółach… – Nie mógł, bo żadnych nie znał, i był niemal wdzięczny wspólniczce, że nic mu nie powiedziała. – Ale ona tego nie zrobiła.

– A co z dowodami, które znalazła policja?

– Na to jeszcze ci nie odpowiem, Bonnie. Wiem jednak, że Esperanza jest niewinna. Znajdziemy prawdziwego mordercę.

– Jesteś o tym przekonany.

– Tak.

Zamilkli. Czekał, obmyślając, jak ją podejść. Musiał zadać jej pytania, pamiętając, że właśnie straciła męża. Należało być przezornym, żeby nie wleźć na jakąś emocjonalną minę.

– Chcę przyjrzeć się temu morderstwu – rzekł.

– Jak to: przyjrzeć? – spytała zdezorientowana.

– Przeprowadzić śledztwo.

– Przecież jesteś agentem sportowym.

– Mam w tym pewne doświadczenie. Przyjrzała się mu uważnie.

– Win również?

– Tak.

Skinęła głową, jakby nagle coś sobie skojarzyła.

– Zawsze przyprawiał mnie o ciarki.

– Tylko dlatego, że jesteś normalna.

– A więc zamierzacie dojść, kto zabił Clu?

– Tak.

– Rozumiem. – Poprawiła się w fotelu. – Powiedz mi coś, Myron.

– Wszystko.

– Co jest dla ciebie ważniejsze: znaleźć mordercę czy uwolnić Esperanzę?

– To jedno i to samo.

– A jeśli nie? Jeśli się okaże, że to ona go zabiła?

– To poniesie karę – skłamał. Uśmiechnęła się, jakby go przejrzała.

– Powodzenia – powiedziała.

Tylko ostrożnie, przestrzegł się Myron, kładąc nogę na kolanie.

– Mogę o coś spytać?

– Pewnie. Ostrożnie, ostrożnie.

– Nie weź tego za brak szacunku, Bonnie. Nie pytam ze wścibstwa…

– Subtelność nie jest twoją mocną stroną, Myron. Po prostu zadaj pytanie.

– Czy ty i Clu mieliście problemy?

– A kiedy ich nie mieliśmy? Uśmiechnęła się smutno.

– Słyszałem, że tym razem było to coś poważniejszego. Splotła ręce pod biustem.

– No, no, wróciłeś niecały dzień temu, a już tyle się dowiedziałeś. Szybko działasz, Myron.

– Clu wspomniał o tym Winowi.

– Co chcesz wiedzieć?

– Wystąpiłaś o rozwód?

– Tak – przyznała bez wahania.

– Powiesz mi, co się stało?

W oddali faks włączył swój pierwotny zgrzyt. Telefon ciągle pikał. Myron nie bał się, że ktoś przerwie im rozmowę. Wielka Cyndi od lat pracowała jako bramkarka w barze sado – maso. Kiedy sytuacja tego wymagała, potrafiła zachować się niemiło jak wściekły nosorożec cierpiący na hemoroidy. Także kiedy sytuacja tego nie wymagała.

– Dlaczego to cię interesuje? – spytała Bonnie.

12
{"b":"101691","o":1}