Zamiast tego rzekł:
– Pamiętasz, co powiedziałeś mi w Oksfordzie?
– Jasne. Powiedziałem ci, że jestem twoim dłużnikiem, bo uratowałeś mi życie. – Cortone zaciągnął się cygarem.
Przynajmniej w tej kwestii nic się nie zmieniło.
– Przyjechałem prosić cię o pomoc.
– Śmiało, wal.
– Pozwolisz, że włączę radio?
– Ten dom przeczesuje się co tydzień w poszukiwaniu pluskiew – odparł z uśmiechem Cortone.
– Doskonale – powiedział Dickstein, lecz mimo to otworzył radio. – Karty na stół, Al. Pracuję dla wywiadu izraelskiego.
Cortone uniósł brwi.
– Powinienem był się domyślić.
– W listopadzie mam przeprowadzić pewną operację w rejonie Morza Śródziemnego. To… – Dickstein zastanowił się, ile może powiedzieć. Uznał, że jak najmniej. – To coś, co może położyć kres wojnom na Bliskim Wschodzie. – Urwał, by wtrącić charakterystyczne powiedzonko Ala. – I z pewnością nie robię cię w konia.
Cortone wybuchnął śmiechem.
– Sądzę, że gdybyś chciał zrobić mnie w konia, nie czekałbyś z przyjazdem dwadzieścia lat.
– Ważne jest, aby akcji nie łączono z Izraelem. Potrzebuję bazy operacyjnej. Dużego domu na wybrzeżu z przystanią dla małych jednostek, skąd niedaleko by było do miejsca, gdzie mógłby zakotwiczyć duży statek. Podczas pobytu tam – potrwa to dwa tygodnie, może trochę dłużej – będę potrzebował ochrony przed dociekliwością policji i wścibstwem urzędników. Przychodzi mi do głowy tylko jedno miejsce i tylko jedna osoba, która może mi to wszystko zapewnić.
Cortone skinął głową.
– Znam takie miejsce – opuszczony dom na Sycylii. Nie myśl sobie, żaden luksus, stara rudera bez ogrzewania i telefonu… ale powinien się nadać.
Dickstein uśmiechnął się szeroko.
– Fantastycznie – powiedział. – O to właśnie chciałem cię prosić.
– Wolne żarty – orzekł Cortone. – O nic więcej?
***
DO: Dyrektora Mosadu
OD: Kierownika Oddziału w Londynie
DATA: 29 lipca 1968
Suza Ashford jest niemal na pewno agentką arabskich służb wywiadowczych.
Urodziła się w Oksfordzie, Anglia, 17 czerwca 1944 jako jedyne dziecko Stephena Ashforda (obecnie profesora, ur. w Guilford, Anglia, 1908) i Eili Zuabi (ur. w Trypolisie, Libia, 1925). Matka, zmarła w roku 1954, była rodowitą Arabką. Ojciec jest z zawodu kimś, kogo w Anglii określa się jako “arabistę”; większą część pierwszych czterdziestu lat swojego życia spędził na Bliskim Wschodzie jako badacz, przedsiębiorca i lingwista. Obecnie naucza języków semickich w Uniwersytecie Oksfordzkim, gdzie znany jest ze swych umiarkowanie proarabskich poglądów. A zatem, jakkolwiek formalnie rzecz biorąc, Suza Ashford jest obywatelką Zjednoczonego Królestwa, można założyć, iż jej sympatie również są proarabskie.
Pracuje w BOAC jako stewardesa na liniach międzynarodowych i często bywa w Teheranie, Singapurze i Zurychu. W związku z tym ma wiele okazji do potajemnych kontaktów z arabskim personelem dyplomatycznym. Jest uderzająco piękną młodą kobietą (patrz załączona fotografia – która, zdaniem prowadzącego sprawę agenta terenowego, nie oddaje w pełni jej urody). Odznacza się swobodą obyczajów, co jednak nie jest niczym niezwykłym w jej środowisku zawodowym ani nie odbiega od norm uznawanych przez jej rówieśników w Londynie.
Mówiąc konkretnie: nawiązanie z mężczyzną stosunków seksualnych w celu uzyskania informacji byłoby dla niej doświadczeniem niezbyt miłym, lecz nie powodującym urazu.
Na koniec – co chyba najważniejsze – Jasif Hasan, agent, który wytropił Dicksteina w Luksemburgu, studiował u jej ojca, profesora Ashforda, w tym samym czasie co Dickstein i w minionych latach utrzymywał z profesorem sporadyczne kontakty. Być może odwiedził Ashforda – bo z pewnością złożył mu wizytę mężczyzna, którego wygląd odpowiada rysopisowi agenta – mniej więcej wtedy, gdy Dickstein nawiązał romans z Suzą Ashford. Zalecam kontynuowanie obserwacji.
(podpis)
Robert Jakes
DO: Kierownika Oddziału w Londynie
OD: Dyrektora Mosadu
DATA: 30 lipca 1968
Nie rozumiem, dlaczego nie zalecasz wyeliminowania Suzy Ashford, skoro tyle przemawia przeciwko niej.
(podpis)
Pierre Borg
DO: Dyrektora Mosadu
OD: Kierownika Oddziału w Londynie
DATA: 31 lipca 1968
Nie zalecam wyeliminowania Suzy Ashford z następujących powodów:
1. Zarzuty przeciwko niej są poważne, lecz to tylko poszlaki.
2. To, co wiem o Dicksteinie, każe mi wątpić, by – nawet zaangażowany uczuciowo – udzielił jej jakichkolwiek informacji.
3. Jeśli ją wyeliminujemy, przeciwnicy zaczną szukać innych możliwości dotarcia do Dicksteina. Zatem lepsze jest zło, które już znamy.
4. Możemy ją wykorzystać do przekazywania fałszywych informacji.
5. Nie lubię zabijać na podstawie poszlak. Nie jesteśmy barbarzyńcami. Jesteśmy Żydami.
6. Jeśli zabijemy kobietę, którą kocha Dickstein, on z kolei zabije ciebie, mnie i wszystkich, którzy byli w to zamieszani.
(podpis)
Robert Jakes
DO: Kierownika Oddziału w Londynie
OD: Dyrektora Mosadu
DATA: 1 sierpnia 1968
Rób, jak chcesz.
(podpis)
Pierre Borg
POSTSCRIPTUM (uwaga: osobiste!):
Punkt piąty jest wzruszający i dowodzi szlachetności serca, ale przez takie uwagi z pewnością daleko nie zajdziesz.
P.B.
***
Była małą, starą, szpetną, brudną i wredną łajbą.
Pomarańczowe wykwity rdzy niczym grzybica pokrywały cały jej kadłub. Farba, jeśli w ogóle kiedykolwiek pomalowano nią nadbudówki, złuszczyla się już dawno, rozpuściła i obleciała, wydana na pastwę wspólnych wysiłków wiatru, deszczu i morza. Górna część prawej burty, paskudnie wgnieciona tuż za dziobem w wyniku dawnej kolizji, wciąż pozostawała w tym stanie, bo nikt nie zadał sobie trudu, by ją wyklepać. W kominie zalegała dziesięcioletnia warstwa sadzy. Pokład był pokancerowany, powgniatany i zaplamiony; wprawdzie zmywano go często, ale nigdy nie robiono tego starannie, więc pozostałości dawnych ładunków – ziarna kukurydzy, drewniane drzazgi, gnijące resztki warzyw i strzępy jutowych worków – kryły się za szalupami, pod zwojami lin, w szczelinach, złączach i otworach. W gorące dni wszystko to obrzydliwie cuchnęło.
Miała jakieś dwa i pół tysiąca ton wyporności, dwieście stóp długości i nieco ponad trzydzieści szerokości. Z jej tępego dzioba strzelał wysoki maszt radiowy. Większą część pokładu zajmowały dwa wielkie luki, prowadzące do dwóch głównych ładowni. Były tam również trzy żurawie: jeden przed lukami, jeden pomiędzy nimi i jeden z tyłu. Sterówka, kabiny oficerskie, kuchnia i kajuty załogi znajdowały się na rufie, wokół komina. Miała jedną śrubę, napędzaną silnikiem dieslowskim, zdolnym teoretycznie wykrzesać z siebie blisko dwa i pół tysiąca koni mechanicznych, co sprawiało, że statek poruszał się z prędkością trzynastu węzłów. Przy pełnym obciążeniu wchodziła w fatalne kołysanie wzdłużne, bez ładunku schodziła z kursu. Zresztą tak czy inaczej, ulegała z lada powodu monstrualnym przechyłom. Kajuty były zatłoczone i licho wentylowane, kuchnię często zalewała woda, a maszynownię zaprojektował chyba sam Hieronim Bosch.
Nikt z całej załogi – liczącej trzydziestu jeden ludzi – nie powiedziałby o niej dobrego słowa. Jedynymi jej pasażerami były roje karaluchów w kuchni, poza tym kilka myszy i parę setek szczurów. Nikt nie kochał krypy, która nazywała się “Coparelli”.