Литмир - Электронная Библиотека

Garrett uniósł brwi ze zdziwienia.

– Kto powiedział, że się pobierzemy?

– Nikt.

– Dlaczego więc o tym mówisz?

– Dlatego, że doszedłem do wniosku, iż ktoś z nas musi o tym wspomnieć, a nie byłem pewien, czy kiedykolwiek poruszysz ten temat.

Garrett patrzył na ojca bez słowa.

– Uważasz, że powinienem się z nią ożenić?

– Nie ma znaczenia, co ja uważam. Ważne, co ty o tym sądzisz. Nie mam racji?

Tego samego wieczoru Garrett usłyszał dzwonek telefonu akurat wtedy, gdy otwierał drzwi wejściowe. Podbiegł do aparatu, chwycił słuchawkę i usłyszał znajomy głos.

– Garrett? – spytała Teresa. – Chyba się zadyszałeś.

Uśmiechnął się lekko.

– Cześć, Tereso. Właśnie wszedłem. Mój ojciec przez cały dzień we mnie orał, przygotowywaliśmy jego dom na twój przyjazd. Naprawdę czeka na spotkanie z tobą.

Zapadła niezręczna cisza.

– Jeśli chodzi o jutro… – powiedziała w końcu Teresa.

Poczuł ucisk w gardle.

– Co z jutrem?

Nie odpowiadała przez chwilę.

– Tak mi przykro, Garrett… Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć, ale nie uda mi się przylecieć do Wilmington.

– Czy coś się stało?

– Nie, wszystko w porządku. Po prostu coś mi wypadło w ostatniej chwili… duża konferencja, na którą muszę pojechać.

– Jaka konferencja?

– Chodzi o moją pracę. Wiem, że cię to zmartwi, ale nie pojechałabym tam, gdyby nie było to bardzo ważne. Wierz mi.

– Co to ma być? – Garrett zamknął oczy.

– Spotkanie redaktorów naczelnych i ważniaków z telewizji. Przyjeżdżają do Dallas w ten weekend. Deanna sądzi, że powinnam poznać przynajmniej niektórych z nich.

– Właśnie się o tym dowiedziałaś?

– Nie… Właściwie tak. Oczywiście, wiedziałam, że w Dallas odbędzie się konferencja, ale nie miałam w niej uczestniczyć. Zazwyczaj nie zapraszają takich dziennikarzy jak ja, Deanna musiała pociągnąć za kilka sznurków, abym mogła z nią pojechać. – Zawahała się. – Naprawdę bardzo mi przykro, Garrett, ale tak jak powiedziałam, to ważne spotkanie i szansa, jaka trafia się raz w życiu.

Milczał przez chwilę.

– Rozumiem – rzekł krótko.

– Jesteś na mnie zły.

– Nie.

– Na pewno?

– Na pewno.

Zorientowała się z tonu jego głosu, że nie mówi prawdy, ale nie wiedziała, co mu powiedzieć, żeby poczuł się lepiej.

– Czy przekażesz swojemu ojcu, że jest mi przykro?

– Dobrze.

– Mogę do ciebie zadzwonić w ten weekend?

– Jeśli chcesz.

Nazajutrz Garrett jadł obiad z ojcem, który starał się bagatelizować całą sprawę.

– Jeśli jest tak, jak powiedziała – wyjaśniał Garrettowi – to nie miała wyboru. Nie może zrezygnować z pracy, ma na utrzymaniu syna, musi zrobić wszystko, żeby o niego zadbać. Poza tym to tylko jeden weekend, nic wielkiego.

Garrett kiwał głową, słuchając ojca, ale nie potrafił otrząsnąć się z przygnębienia. Jeb mówił dalej.

– Jestem pewien, że dacie sobie radę. Na pewno wymyśli coś specjalnego na wasze następne spotkanie.

Garrett nie odpowiedział. Jeb zjadł kilka kęsów, nim odezwał się znowu.

– Musisz to zrozumieć, Garrett. Ona ma obowiązki tak jak i ty. Czasami te obowiązki stają się najważniejsze. Jestem przekonany, że gdyby coś stało się w sklepie, postąpiłbyś tak samo.

Garrett poruszył się na krześle i odsunął talerz na bok.

– Wszystko rozumiem, tato, ale nie widziałem jej od miesiąca i naprawdę nie mogłem się już doczekać jej przyjazdu.

– Sądzisz, że ona nie chciała cię zobaczyć, że nie tęskniła?

– Tęskniła.

– Jedz obiad. – Jeb pochylił się nad stołem i przesunął talerz z powrotem na miejsce. – Cały dzień gotowałem, nie będę wyrzucał.

Garrett popatrzył na talerz. Nie był już głodny, ale próbował przełknąć jeszcze kilka kęsów.

– Przecież zdajesz sobie sprawę – odezwał się ojciec, wbijając widelec w mięso – że to nie jest ostatni raz, więc nie powinieneś tak bardzo się przejmować.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Jeżeli nadal będziecie mieszkali w odległości tysiąca mil od siebie, takie rzeczy będą się zdarzać i nie będziecie mogli widywać się tak często, jak byście chcieli.

– Czy sądzisz, że o tym nie wiem?

– Jestem pewien, że wiesz. Wydaje mi się natomiast, że żadne z was nie ma dość odwagi, żeby coś z tym zrobić.

Garrett patrzył na ojca i myślał: Tato, powiedz mi, co czujesz naprawdę. Niczego przede mną nie ukrywaj.

– Kiedy byłem młody – mówił dalej Jeb, nie zwracając uwagi na ponurą minę syna – wszystko było prostsze. Gdy mężczyzna kochał kobietę, prosił ją o rękę i potem mieszkali razem. Odnoszę wrażenie, że zupełnie nie wiecie, co należy zrobić.

– Już ci mówiłem… to nie takie proste…

– Proste… jeśli ją kochasz. Znajdź sposób, żeby z nią być. Tylko tyle. Jeśli wtedy coś nagle się zdarzy i nie zobaczysz jej przez jeden weekend, nie będziesz się zachowywał tak, jakby to był koniec świata. – Jeb przerwał, po czym ciągnął dalej: – To, co próbujecie robić, jest na dłuższą metę nie do przyjęcia. Nie może się udać. Przecież o tym wiesz, prawda?

– Wiem – odparł krótko Garrett, marząc o tym, żeby ojciec wreszcie przestał mówić.

Jeb czekał, zmarszczywszy brwi. Ponieważ syn milczał, podjął wątek.

– „Wiem”? Tylko tyle?

– Co mam ci jeszcze powiedzieć? – wzruszył ramionami Garrett.

– Możesz powiedzieć, że gdy ją zobaczysz następnym razem, zastanowicie się nad tym we dwójkę.

– Świetnie, spróbujemy się nad tym zastanowić.

Jeb odłożył widelec i popatrzył z gniewem na syna.

– Nie powiedziałem „spróbujecie”, powiedziałem „zastanowicie się”.

– Co cię tak rozzłościło?

– Jeśli nie znajdziecie jakiegoś wyjścia, to przez następne dwadzieścia lat będziemy jadać obiady tylko we dwóch.

Następnego dnia Garrett z samego rana zabrał „Happenstance” na wodę i został na oceanie aż do zachodu słońca. Teresa zostawiła mu wiadomość, podając numer telefonu hotelu w Dallas, ale nie zadzwonił, wmawiając sobie, że już jest za późno i Teresa na pewno śpi. Oszukiwał sam siebie, dobrze o tym wiedział, ale po prostu nie miał ochoty z nią rozmawiać.

W ogóle nie miał ochoty na rozmowy. Nadal był na nią zły. Najlepiej myślało mu się na oceanie, gdzie nikt mu nie przeszkadzał. Przez cały ranek zastanawiał się, czy Teresa zdaje sobie sprawę, jak bardzo przejął się jej nieobecnością. Doszedł do wniosku, że nie ma pojęcia o niczym, w przeciwnym razie tak by nie postąpiła.

Oczywiście, jeśli zależało jej na nim.

Gdy słońce wzeszło wysoko, jego gniew zaczął słabnąć. Raz jeszcze, spokojniej, rozważył całą sprawę i uświadomił sobie, że ojciec miał rację – zresztą jak zawsze. To, że Teresa nie mogła przyjechać, wyraźnie ukazywało, jak różne są ich życiowe sytuacje. Ona miała prawdziwe obowiązki, których nie mogła lekceważyć. Dopóki mieszkali oddzielnie, takie nieobecności będą się powtarzać.

Zastanawiał się, czy we wszystkich związkach zdarzają się takie chwile. Tak naprawdę nie wiedział. Miał za sobą jedynie małżeństwo z Catherine, a nie było łatwo porównać go ze znajomością z Teresą. Z Catherine znali się prawie całe życie, pobrali się, zamieszkali pod tym samym dachem. Byli młodsi, nie mieli więc takich obowiązków jak Teresa. Dopiero co skończyli studia, nie dorobili się własnego domu ani nie urodziły się im dzieci. Była to zupełnie inna sytuacja i nie mógł odnosić jej do tej, w jakiej znaleźli się z Teresą.

O jednej tylko rzeczy nie potrafił zapomnieć. Dręczyła go całe popołudnie. Przyjmował do wiadomości istniejące różnice, ale jedno było pewne. Z Catherine stanowili zespół. Ani razu nie wątpił we wspólną przyszłość, nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że jedno nie poświęciłoby wszystkiego dla drugiego. Nawet jeśli się spierali, gdzie zamieszkać lub założyć sklep, a nawet co robić w sobotni wieczór, nie miało to żadnego wpływu na ich związek. We wzajemnym traktowaniu się nie było śladu tymczasowości, co pozwalało mu sądzić, że zawsze będą razem.

47
{"b":"101275","o":1}