Литмир - Электронная Библиотека

Zatrzymuję się przy Tobie i biorę Cię w ramiona. Za tą chwilą tęsknię najbardziej. Po to właśnie żyję, a kiedy odpowiadasz uściskiem, zatracam się wtedy i znowu odzyskuję spokój.

Unoszę dłoń i delikatnie dotykam Twojego policzka. Pochylasz głowę i zamykasz oczy. Moja dłoń jest twarda, a twoja skóra miękka i zastanawiam się przez chwilę, czy nie odsuniesz się ode mnie, ale Ty tego nie robisz. Nigdy nie odsunęłaś się ode mnie, właśnie w takich chwilach wiem, po co żyję.

Jestem tutaj, by Cię kochać, trzymać w ramionach, chronić. Jestem tutaj, by uczyć się od Ciebie i otrzymywać Twą miłość. Jestem tutaj, bo nie ma innego miejsca, w którym miałbym być.

Ale wtedy, jak zawsze, gdy stoimy blisko siebie, zaczyna się zbierać mgła. Ta mgła ściele się daleko na horyzoncie. Ogarnia mnie lęk, gdy nadchodzi. Powoli pełznie, zakrywa świat wokół nas, otacza, jakby chciała zapobiec naszej ucieczce. Jak tocząca się chmura zasłania wszystko, zamyka, aż zostajemy tylko we dwoje.

Czuję, jak krtań się zaciska, z oczu płyną mi łzy, bo wiem, że musisz odejść. Prześladuje mnie spojrzenie, którym mnie obrzucasz- Czuję Twój smutek i własną samotność, a ból w moim sercu, uciszony na krótką chwilę, teraz staje się jeszcze silniejszy, gdy wysuwasz się z moich objęć. Rozkładasz ramiona i wstępujesz w mgłę, bo tam jest Twoje miejsce, lecz nie moje. Pragnę iść za Tobą, ale kręcisz głową, ponieważ oboje wiemy, że to niemożliwe.

Patrzę z rozdartym sercem, jak powoli znikasz. Próbuję zapamiętać wszystko dokładnie, próbuję zapamiętać Ciebie. Wkrótce, zbyt szybko. Twój wizerunek znika, mgła odsuwa się gdzieś daleko i stoję sam na molo. Nie obchodzi mnie, co sobie pomyślą inni, pochylam głwę i płaczę, płaczę, płaczę.

Garrett

Rozdział drugi

– Płakałaś? – spytała Deanna, gdy Teresa weszła na ganek, niosąc butelkę i list. W pośpiechu zapomniała wyrzucić butelkę.

Teresa poczuła się zawstydzona i otarła oczy. Przyjaciółka odłożyła gazetę i wstała z krzesła. Odkąd Teresa ją pamiętała, miała nadwagę, a mimo to poruszała się szybko. Ominęła stolik i podeszła, patrząc na nią z troską.

– Dobrze się czujesz? Co stało się na plaży? Coś sobie zrobiłaś? – sięgnęła po dłoń Teresy i ujęła ją w swoją.

Teresa pokręciła przecząco głową.

– Nie, nic się nie stało. Tylko znalazłam ten list… Nie wiem, jak go przeczytałam, nie mogłam się opanować.

– List? Jaki list? Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? – zadając pytania, Deanna energicznie machała ręką.

– Nic mi nie jest, naprawdę. List był w butelce. Znalazłam ją na plaży. Kiedy otworzyłam i przeczytałam… – Zamilkła.

– Och, to dobrze. Przez chwilę myślałam, że stało się coś złego, że ktoś cię zaatakował lub coś podobnego.

Teresa odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i uśmiechnęła się, widząc zatroskanie na twarzy przyjaciółki.

– Nie, po prostu wzruszył mnie list. Wiem, że to głupie. Nie powinnam tak ulegać emocjom. Przepraszam, że cię przestraszyłam.

– To nic – odparła Deanna, wzruszając ramionami. – Nie masz za co przepraszać. Cieszę się, że nic ci się nie stało. – Zawahała się na chwilę. – Mówiłaś, że płakałaś z powodu listu? Dlaczego? Co w nim wyczytałaś?

Teresa otarła oczy, podała list Deannie i podeszła do kutego żelaznego stolika. Czuła się trochę zażenowana, że płakała, i starała się teraz opanować.

Deanna powoli przeczytała list. Skończyła i uniosła głowę. Spojrzała na Teresę. W oczach miała łzy.

– To takie… piękne – odezwała się w końcu Deanna. – Najbardziej wzruszający list, jaki w życiu czytałam.

– Też tak pomyślałam.

– Znalazłaś go na plaży? Kiedy biegałaś?

Teresa kiwnęła głową.

– Nie wiem, jak to się stało, że butelka znalazła się na brzegu. Zatoka jest oddzielona od reszty oceanu. Poza tym nigdy nie słyszałam o Wrightsville Beach.

– Ja też, ale wydaje mi się, że fale wyrzuciły butelkę zaledwie wczoraj. Prawie ją ominęłam, nim zauważyłam, co to jest.

Deanna przesunęła palcem po kartce i umilkła.

– Zastanawiam się, kim jest i dlaczego wrzucił list do butelki?

– Nie wiem.

– Nie jesteś ciekawa?

Teresa była bardzo ciekawa. Przeczytała list po raz drugi, a potem trzeci. Jak by to było – zastanawiała się – gdyby ją ktoś tak kochał?

– Trochę. Co z tego? Nigdy się nie dowiemy.

– Co masz zamiar z tym zrobić?

– Chyba zatrzymam. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.

– Hm – mruknęła Deanna z tajemniczym uśmiechem i spytała: – Jak ci się biegało?

Teresa małymi łykami popijała sok.

– Dobrze. Słońce było niezwykłe tuż po wschodzie, jakby cały świat świecił.

– Kręciło ci się w głowie z braku tlenu. To wpływ biegania.

Teresa uśmiechnęła się z rozbawieniem.

– Rozumiem, że nie pobiegasz ze mną w tym tygodniu.

Deanna wyciągnęła rękę po filiżankę kawy i spojrzała na przyjaciółkę z powątpiewaniem.

– W żadnym wypadku. Gimnastykę ograniczam do czyszczenia dywanów w każdy weekend. Wyobrażasz sobie mnie, jak pocę się i dyszę? Pewnie dostałabym ataku serca.

– Bieg doskonale odświeża, jak już się przyzwyczaisz.

– Być może tak jest, ale nie jestem młoda i chuda jak ty. Pamiętam, że ostatni raz biegłam, kiedy byłam dzieckiem i pies sąsiadów uciekł im z podwórka. Biegłam tak szybko, że o mało co nie zlałam się w majtki.

Teresa wybuchnęła śmiechem.

– Jakie mamy plany na dziś?

– Myślałam, że mogłybyśmy pojechać po zakupy i zjeść lunch w miasteczku. Co o tym sądzisz?

– Miałam nadzieję, że to zaproponujesz.

Rozmawiały przez chwilę, dokąd mogłyby pójść. Potem Deanna wstała i weszła do mieszkania po następną filiżankę kawy. Teresa odprowadziła ją wzrokiem.

Deanna miała pięćdziesiąt osiem lat, okrągłą twarz i siwiejące włosy. Obcinała je krótko, ubierała się bez zbytniej próżności i była zdaniem Teresy najlepszą osobą, jaką znała. Interesowała ją muzyka i sztuka. W redakcji często było słychać muzykę – Mozarta i Beethovena – która dochodziła z jej gabinetu i mieszała się z odgłosami charakterystycznymi dla sali pełnej dziennikarzy. Żyła w świecie optymizmu i pogody. Podziwiali ją i uwielbiali wszyscy znajomi.

Deanna wróciła do stolika, usiadła i popatrzyła na zatokę.

– Czyż nie jest to najpiękniejsze miejsce na ziemi?

– Jest. Cieszę się, że mnie zaprosiłaś.

– Tego ci było trzeba. Zostałabyś zupełnie sama.

– Mówisz jak moja mama.

– Uważam to za komplement.

Deanna wyciągnęła rękę i wzięła list. Raz jeszcze przeczytała go i uniosła brwi, ale nic nie powiedziała. Teresie wydawało się, że list wywołał jakieś wspomnienie.

– O co chodzi?

– Zastanawiałam się… – zaczęła spokojnie.

– Nad czym?

– Kiedy weszłam do mieszkania, zaczęłam myśleć o liście. Zastanawiałam się, czy nie powinniśmy o tym napisać w tym tygodniu.

– O czym mówisz?

Deanna pochyliła się nad stołem.

– Właśnie powiedziałam. Uważam, że powinniśmy w tym tygodniu zamieścić list. Jestem pewna, że wiele osób z chęcią go przeczyta. Jest naprawdę niezwykły. Od czasu do czasu ludzie potrzebują przeczytać coś tak wzruszającego. Potrafię sobie wyobrazić setki kobiet wycinające list z gazety i przyklejające do lodówki, aby mężowie zobaczyli go po powrocie z pracy.

– Nawet nie wiemy, kim jest autor. Nie sądzisz, że najpierw powinniśmy uzyskać jego zgodę?

– Właśnie o to chodzi. Nie możemy. Porozmawiam z prawnikiem, ale jestem pewna, że to zgodne z prawem. Nie podamy ich prawdziwych imion i dopóki nie przypiszemy sobie autorstwa i nie będziemy chcieli się dowiedzieć, skąd pochodzi list, nie powinno być kłopotów.

– Wiem, że prawdopodobnie byłoby to legalne, ale nie jestem przekonana czy właściwe. To bardzo osobisty list. Nie jestem pewna, czy powinno się go rozpowszechniać, żeby wszyscy go przeczytali.

– To zwykłe ludzkie sprawy, Tereso. Czytelnicy uwielbiają takie rzeczy. Poza tym w tym liście nie ma nic zawstydzającego. To piękny list. Pamiętaj, że ten Garrett wysłał go w butelce. Musiał wiedzieć, że fale wyrzucą go gdzieś na brzeg.

5
{"b":"101275","o":1}