W tydzień później Bołdyrew z synami otrzymał wezwanie do komisarjatu pracy. Jakiś robotnik w skórzanej czapce, brutalnie patrząc na nich, zapytał:
– Burżuje! Czy chcecie służyć proletarjatowi? Potrzebujemy waszej wiedzy tymczasem, nim będziemy mieli swoich fachowców… Jeżeli nie zgodzicie się, odbierzemy wam kartki aprowizacyjne, bo „kto nie pracuje, ten nie je!" Cha – cha! Tak powiedział nasz Lenin! No, cóż? Zgadzacie się? Pamiętajcie, że w razie odmowy spotkają was różne inne kary, a mamy ich duży zapas dla was, wrogów rewolucji!
Bołdyrewowie zamienili między sobą porozmiewawcze spojrzenia.
– Przystajemy na propozycję waszą – odparł za wszystkich Piotr. – Nie jesteśmy wrogami rewolucji…
– Znam ja was, psy podstępne! – zawołał robotnik-komisarz. – Prawie wszyscy uprawianie sabotaż i bojkot proletarskiej Rosji. Nie w smak wam socjalna rewolucja! Chcielibyście po dawnemu gnębić nas?!
Stary Bołdyrew nie wytrzymał. Zaśmiał się i spytał:
– Towarzyszu! Niezawodnie byliście robotnikiem, czy majstrem w fabryce; napisane to jest na waszych rękach spracowanych. Powiedźcie mi szczerze, uczciwie, czy w biurze fabrycz-nem burżuje rozmawiali z wami tak, jak to czynicie wy?
Robotnik nie spodziewał się takiego pytania i zmieszał się.
Po chwili jednak przybrał dawną zuchwałą postawę i mruknął groźnie:
– No, wy macie gęby wygadane! Wiadoma rzecz!
Wydał inżynierom jakieś wąskie pasemka papieru z adresami fabryk, gdzie mieli pracować od jutra.
Rozpoczęła się praca dla proletarjatu.
Robotnicy z małemi wyjątkami spędzali całe dnie poza warsztatami.
Naradzali się i spierali zażarcie o sposobach kontroli nad fabryką, opracowywali fantastyczne plany prowadzenia własnemi siłami przedsiębiorstwa, ustanawiali godziny zajęć, śpiewali „Międzynarodówkę", niszczyli maszyny, ponieważ zamieniali na prowjanty najdroższe części mechanizmów i znajdujące się na składzie materjały.
Inżynierowie, protestujący przeciwko takiej gospodarce i nawołujący do pracy, wkrótce byli znienawidzeni przez robotników i oskarżeni o burżuazyjne metody prowadzenia robót.
Na szczęście sprawę ich ujął w ręce naczelny komisarz pracy – człowiek inteligentny kazał wszystkim stawić się do biura, i uważnie słuchał skarg robotników oraz objaśnień Bołdyre-wych.
podczas toku rozprawy rozległy się radosne wiwaty i krzyki ludzi, tłoczących się w korytarzach komisarjatu.
– Niech żyje Lenin! Niech żyje rewolucja!
Do sali, gdzie się odbywała rozprawa, wszedł wódz proletarjatu, a za nim wpadł tłum robotników. Porozumiawszy się z komisarzem pracy, Lenin uważnie przyjrzał się spokojnym, inteligentnym twarzom inżynierów i zatrzymał ostry wzrok swój na oskarżających ich robotników, powtarzających wkółko frazesy, wyczytane z powodzi ulotek i dzienników bolszewickich.
Lenin kiwnął głową i uśmiechnął się uprzejmie, prawie łagodnie.
Podniósł oczy na tłum, oczekujący z ciekawością wyroku samego dyktatora, i rzekł chrapliwie:
– Towarzysze, opuśćcie natychmiast salę!
Ponieważ Kuno Chalajnen i dwóch fińskich żołnierzy, przybyłych z Leninem, zręcznie utorowali im drogę, skierowując ku drzwiom, sala wkrótce została uwolniona od gapiów. Lenin usiadł przy stole i, zwracając się do oskarżycieli, rzucił pytanie:
– Co zrobiono w fabryce przez czas pracy tych inżynierów? Oskarżyciel odczytał listę dokonanych robót.
– Dlaczego praca została przerwana?
– Mieliśmy ważne wiece i… materjałów zabrakło, bo towarzysze wynieśli je ze składów fabrycznych – odpowiedział jeden z robotników.
– Co powie o tem towarzysz-inżynier? – zapytał Lenin. Bołdyrew odparł:
– Istotnie na składach nie znaleziono materjałów. Dlaczego – nie wiem, bo kontrola nie należała do mnie. Jestem doradcą technicznym. gdybym miał bronz, miedź i stal, naprawiłbym uszkodzone maszyny. Chcąc pracować sumiennie i wydajnie, wskazywałem komitetowi fabrycznemu na konieczność obowiązkowej pracy chociażby przez sześć godzin…
– Tymczasem ile godzin pracowali towarzysze? – spytał Lenin. Bołdyrew spokojnym głosem odpowiedział:
– Komitet prowadził listę, więc może poinformuje was, towarzyszu prezesie rady Komisarzy ludowych…
Lenin skinął głową na oskarżyciela, który, zajrzawszy do swej teki, oznajmił:
– Wypadało… po dwie godziny i to… nie codzień… Lenin wstał i, mrużąc oczy, powiedział dobitnie:
– Kradzież majętności publicznej, szkodliwe marnowanie czasu. sabotaż, przykryty rewo-lucyjnemi wiecami, towarzysze?! Dyktatura proletarjatu została wprowadzone przez was poto, abyśmy mogli zdeptać burżuazję i każdy inny wrogi nam odłam społeczeństwa. Dlatego niezbędna jest wytężona praca każdego robotnika. Nie sześć, nie osiem, a dziesięć, czternaście lub dwadzieścia cztery godzin pracy! Słyszycie?!
Robotnicy porwali się z miejsc i krzyczeć zaczęli:
– To – gorsza katorga niż za burżujów?! Gdzież zdobycze rewolucji? Gdzież raj socjalistyczny, o którym pisaliście i gardłowaliście? Gdzie wyzwolenie ludu pracującego? Ani chleba, ani wypoczynku po ciężkiej pracy w jarzmie kapitalistów!!
Lenin uśmiechnął się dobrotliwie, chociaż wydęte wargi krzywiły mu się i drgały.
– Towarzysze! – rzekł. – Zrobiliście rewolucję i zwyciężyliście, aby zbudować raj, o którym mówicie. Żeby budować, trzeba napracować się, a nie gadać, nie gadać, co wy od trzech miesięcy robicie! Patrzę na was i myślę: oto ci dobrzy ludzie i dzielni rewolucjoniści wdrapali się na wysokie drzewo, usiedli na najwyższej gałęzi, podziwiani przez cały świat, a tymczasem dla zabawy sami rąbią gałąź, na której się znajdują! Baczcie, abyście nie runęli z wierzchołka drzewa i nie rozbili sobie łbów. Któż wtedy szczekać będzie?!
Na sali rozległ się głośmy śmiech.
Lenin zrozumiał, że ma już stronników w obecnych przy rozprawie świadkach, więc ciągnął dalej z uśmiechem zjadliwym:
– Nic się nie robi wbrew waszej woli! Spełniamy wasze nakazy. Postanowiliście w znoju największym pracować tak, żeby w dwa miesiące odrobić zaległą od dziesięciu lat pracę, żeby w dwa lata dogonić Europę, która wyprzedziła nas o lat pięćdziesiąt! Tymczasem ten znój -to dwie godziny pracy i sześć gardłowania?! Jak wam gęby nie spuchną, mili towarzysze? Zazdrościcie, widać Kierenskiemu, który tylko gadał – w dzień i w nocy? Przez sen nawet podobno wygłaszał mowy! Nie chcieliście przecie, słyszałem to na wiecach, iść za radą Kuź-my Purtkowa, nakazującego „pośpieszać powoli"? Pamiętajcie, że nasi wrogowie nie śpią! A gdy ruszą na nas, żadne gadanie nie pomoże! Możecie przegadać sprawę swoją i umilknąć dopiero, gdy stryczek generałów zdusi wam szyję!… Praca, praca, praca, towarzysze! Praca i wysiłek konieczne są dla powodzenia waszej rewolucji i waszego szczęścia!
Umilknął i, szepnąwszy kilka słów do komisarza pracy, oznajmił spokojnym, stanowczym głosem:
– Imieniem pracujących postanawiam: inżynierowie pozostają nadal w fabryce, komitetowi stawiam za warunek niezbędny, aby tygodniowo wyrabiał tyle, ile dawała fabryka w pierwszym okresie pracy inżynierów! Jeżeli nie spełnicie tego, staniecie przed sądem doraźnym za sabotaż! Proletarjat nie zna lenistwa i litości, towarzysze!
Milczeli robotnicy i rozchodzili się posępni.
Czuli, że nieznana dotąd ciężka. przerażająco groźna ręka spada na nich. Inżynierowie, podtrzymani wyrokiem Lenina, gorąco namawiali robotników do pracy, zachęcali własnym przykładem, doradzali, lecz ci kiwali głowami i mruczeli:
– Teraz już późno! Maszyny do połowy popsute, materjałów nie mamy. Nikt nie poradzi na to!
Jeden po drugim zapisywali się do czerwonej armji, uciekali na wieś, z którą robotnik rosyjski nigdy nie zrywał więzów pokrewieństwa; bardziej inteligentni ubiegali się o posady w niezliczonych urzędach nowej Rosji, z dniem każdym zmieniającej się w państwo biurokratów, żerujących na ciele narodu.
Wreszcie fabrykę zamknięto. Bołdyrewowie byli wolni. Smuciło ich to, ponieważ nie zgadzali się ze swoimi kolegami, którzy, uważając panowanie bolszewików za zjawisko krótkotrwałe, uporczywie bojkotowali „rząd najeźdźców i zdrajców".