Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Judith miała rację co do redaktorki kroniki towarzyskiej i fotografii. Następnego dnia przejrzałam poranne i popołudniowe wydanie „Sydney Herald”, ale nie znalazłam swojego zdjęcia. Zastanawiałam się, czemu Diana nie jest bardziej stanowcza w stosunku do swojej podwładnej. Po pracy wstąpiłam do księgarni na Cross, żeby znaleźć coś nowego do czytania. Wiedziałam, że teraz, gdy Irina zajęła się Witalijem, będę miała mnóstwo czasu. Wybrałam australijskie wiersze i kupiłam słownik, po czym powlokłam się bulwarem, spoglądając na pary w kawiarniach i barach, aż w końcu wróciłam do domu.

Po wejściu do mieszkania ze zdumieniem ujrzałam w pokoju gościnnym Adama. Rozmawiał z Betty.

– No proszę, kto przyszedł. – Betty wstała i objęła mnie ramieniem. – Wygląda na to, że wczoraj wywarłaś na kimś wielkie wrażenie.

Zerknęłam na Adama, niepewna, czy jest mu przykro z powodu naszego przerwanego tańca, ale on tylko uśmiechał się do mnie.

– Aniu – zaczął. – Diana Gray kazała mi wybadać, czy interesowałaby cię praca dla niej. Szukają asystentki do działu kobiecego.

W ciągu ostatniej doby spotkało mnie tyle niespodzianek, że już przestałam reagować, jednak od razu pomyślałam o Betty i jej barze. Praca w biurze była lepsza od kelnerowania, posada w gazecie wydawała się szczególnie interesująca. Betty jednak traktowała mnie bardzo przyzwoicie, nie mogłam jej tak po prostu zostawić.

Odwróciłam się do niej i wyraziłam na głos swoje wątpliwości.

– Nie bądź niemądra – stwierdziła. – To fantastyczna okazja. Jak mogłabym cię zatrzymywać? Pułkownik Brighton ostrzegł mnie, że ktoś się pozna na twojej bystrości i sprzątnie mi cię sprzed nosa.

– Na razie nie dostaniesz tyle co u Betty – wtrącił Adam. – Ale to dobry początek.

– Jak sobie poradzisz w barze? – zapytałam Betty.

– Angielski Iriny jest już całkiem dobry – powiedziała. – Myślę, że czas, aby wyszła z kuchni.

– Widzisz, Aniu, Irina się ucieszy – dodał Adam.

– Och. – Starałam się zrobić niewinną minę. Wiedziałam, że robię Irinie niedźwiedzią przysługę.

Judith była bardzo podniecona, kiedy przekazałam jej nowinę dała mi czarno – białą sukienkę na spotkanie z Dianą.

– Jest twoja – stwierdziła. – Uszyję ci też kostium do pracy.

– Zapłacę ci – powiedziałam.

– Nie, nie zapłacisz! – Roześmiała się. – To, jak sądzę, ostatnie stroje, które mogę ci podarować. Na pewno „Sydney Herald” ma jakieś zasady dotyczące nieprzyjmowania prezentów. Nie zapomnij o mnie, kiedy będziesz na szczycie, dobrze?

Przyrzekłam jej, że nie zapomnę.

Następnego ranka spotkałam się z Adamem na schodach, miał zabrać mnie do biura gazety na Castlereagh Street.

– Mój Boże – westchnął, zlustrowawszy moją suknię. – Wyglądasz jak dziedziczka, która właśnie wyrusza w morską podróż. Inne dziewczyny będą ci zazdrościć. Myślę jednak, że Diana doceni twój wybór.

Sądziłam, że pojedziemy tramwajem, ale Adam gwizdnął na taksówkę.

– Nie chcę, żebyś pogniotła sobie sukienkę. Poza tym jak bym wyglądał, gdybym zmuszał damę do podróży tramwajem?

Taksówka podjechała do krawężnika, usiedliśmy z tyłu. Adam zdjął kapelusz i rzucił go na kolana.

– W dziale kobiecym obowiązują pewne reguły. Wkrótce sama je odkryjesz – powiedział. – Ale dam ci parę wskazówek, żebyś nie popełniła jakiejś gafy.

– Jasne.

– Po pierwsze, dobrze zaczęłaś, już masz po swojej stronie Dianę. Skoro cię lubi, to świetnie. Musiałabyś zrobić coś naprawdę strasznego, żeby zmieniła zdanie. Poza tym to porządna kobieta, Zdobyła szacunek, jak najlepiej wykonując swoją pracę. Po drugie, trzymaj się z dala od Caroline Kitson, redaktorki rubryki towarzyskiej, i Ann White, redaktorki rubryki o modzie. To wredne suki.

Wyjrzałam przez okno na William Street, a potem przeniosłam wzrok na Adama.

– Judith mówiła to samo o Caroline. Zauważyłam, że Caroline nieszczególnie szanuje Dianę, chociaż to jej szefowa.

Adam podrapał się za uchem.

– Dużo przemawia za Dianą. Po pierwsze, jest Angielką, a to, jak już zapewne zdążyłaś zauważyć, sporo znaczy w tym kraju. Jest też dobrą dziennikarką, ma swój styl i dobry gust. Potrafi odróżnić krepdeszyn od żorżety i Wedgwooda od Royal Doulton. Nie ma jednak ugruntowanej pozycji towarzyskiej. Pochodzi z akademickiej rodziny, ale nie należy do śmietanki towarzyskiej.

Taksówka zatrzymała się nieopodal Hyde Parku.

– Skąd pochodzą Caroline i Ann? – zapytałam. Miałam wątpliwości co do pracy z niesympatycznymi ludźmi. Już Amelia dość się na mnie nawyżywała.

– Z najlepszych australijskich rodzin. Rodzina Caroline zbiła fortunę na wełnie, jej matka zasiada w każdym ważnym komitecie stąd do Bellevue Hill. Caroline nie pracuje z konieczności, po prostu chce zaimponować innym pannom z towarzystwa. Teraz wszyscy muszą się jej podlizywać.

– A Ann?

– Jest niewiele lepsza.

Taksówka minęła sklep Dawida Jonesa na Elizabeth Street, zbliżaliśmy się do celu podróży. Otworzyłam puderniczkę i przejrzałam się w lusterku. Już wcześniej postanowiłam pójść w ślady Diany i umalować się bardzo dyskretnie.

– Dlaczego Diana obawia się Caroline? – Czułam, że musi istnieć jakiś powód, dla którego Caroline zlekceważyła polecenie Diany dotyczące mojego zdjęcia.

– Nie tyle się obawia, ile jest wobec niej ostrożna. Diana ciężko pracowała na swoją pozycję, ale jeśli Caroline zacznie rozpowiadać nieprzyjemne historyjki, to się może źle skończyć.

Taksówka zahamowała przed budynkiem w stylu art deco z napisem „The Sydney Herald” wygrawerowanym w brązie. Adam zapłacił kierowcy.

– Czy powinnam wiedzieć o tej pracy coś jeszcze, zanim ją przyjmę? – wyszeptałam do Adama.

– „Sydney Herald” ma zwyczaj zwalniać kobiety, kiedy wychodzą za mąż – odparł. – Diana stanowi wyjątek, bo trudno by ją było zastąpić.

– Nie planuję zamążpójścia – poinformowałam go.

Zachodziłam w głowę, co się stanie, jeśli poznają prawdę o Dymitrze. Jak „Sydney Herald” traktował porzucone żony?

– Skoro tak, masz całkiem niezłe szansę na awans, bo każda dziewczyna nad tobą szuka męża. – Obdarzył mnie uśmiechem.

– Rozumiem – mruknęłam.

Staliśmy w grupce ludzi czekających na windę.

– Jest coś jeszcze – oznajmił Adam.

– Co? – zapytałam, niepewna, czy chcę usłyszeć więcej.

– Będziesz pierwszą Nową Australijką w dziale kobiecym.

Przeszył mnie dreszcz, od kręgosłupa aż po czarno – białe buty. Przypomniałam sobie dziewczyny wyśmiewające mój akcent w barze Betty.

– To chyba kiepsko, prawda?

– Nie. – Roześmiał się i poklepał mnie po ramieniu. – Chciałem przez to powiedzieć: Gratuluję!

Przyjęłam posadę asystentki w dziale kobiecym „Sydney Herald” i od następnego dnia przystąpiłam do pracy. Poza Caroline i Ann, bladą dziewczyną, która wiązała sobie włosy w ciasny ogon, była tam jeszcze Joyce, sekretarka Diany, i trzy reporterki: Suzanne, Peggy i Rebecca. Diana miała własny gabinet, ale zazwyczaj zostawiała otwarte drzwi. Caroline i Ann się zamykały i musiałam zaglądać przez szybkę i zgadywać, czy mogę im przeszkodzić. Przez większość czasu Ann wpatrywała się w zdjęcia, podczas gdy Caroline plotkowała przez telefon, – na tym w zasadzie polegała jej praca.

Ja miałam zajmować się spisywaniem na tablicy wydarzeń tygodnia i nazwisk przydzielonych do nich osób. Te wydarzenia oznaczały wesela, tańce, bale, przybycie lub odpłynięcie liniowców oceanicznych, mecze polo i tenisa. Zazwyczaj zajmowały się nimi młodsze reporterki, poza bardzo ważnymi albo spektakularnymi okazjami, na które delegowano Dianę albo Caroline.

Poza codziennym przekazywaniem artykułów do opracowania redakcyjnego, sortowaniem poczty i parzeniem herbaty dla personelu, odpowiadałam za rozsyłanie wykrojów ubrań zamieszczanych w gazecie i przeglądaniu przepisów przysyłanych przez czytelników rubryki: „Gotuj sam”.

Adam trafnie opisał stosunki panujące w redakcji. Miesiąc później, kiedy wszystkie poszłyśmy na lunch z okazji urodzin Diany, odkryłam, gdzie jest moje miejsce.

72
{"b":"100821","o":1}