Литмир - Электронная Библиотека

Naturalną rzeczą, zwłaszcza u kapłanów z wieloletnim stażem, jest pewna rutyna i konfesyjne znużenie. Znałem takich, którzy mieli na widok „budy” odruch wymiotny. Jeden, pracujący obecnie w Łodzi kiedyś naprawdę wymiotował w czasie spowiedzi i to w pierwszym roku kapłaństwa, ale w jego przypadku chodziło o „oddecho – wstręt”. Był po prostu przewrażliwiony na punkcie wyziewów z ludzkich gardzieli.

Nagminną postawą jest tzw. olewanie konfesjonału, bo trudno inaczej nazwać np. wyspowiadanie dwustu penitentów w ciągu stu minut. Bywają tacy artyści, którym ręka chodzi na okrągło – albo żegnają, albo stukają. Ale takie podejście jest też w dużej mierze konsekwencją podejścia ludzi świeckich. Traktowanie przez nich spowiedzi jest nadzwyczaj zróżnicowane. Można tu wyodrębnić co najmniej kilka zasadniczych postaw.

Najczęściej jednak wierni nie przejmują się okolicznościowymi „sprawozdaniami” u miejscowego plebana. Nawiasem mówiąc – prawie zawsze wolą obcych. Spowiadają się na tyle rzadko i w tak błyskawicznym tempie, że z pewnością ważniejsza jest dla nich okresowa kontrola u stomatologa. Te drobne epizody w ich życiu – powtarzające się zwykle co rok, co kilka miesięcy lub okazjonalnie, np. z okazji pogrzebu bliskiej osoby – traktują jako zło konieczne, do „odbębnienia”. W takim traktowaniu Sakramentu Pokuty utwierdzają ich sami spowiednicy, którzy często sami popędzają swoich penitentów. W ten sposób koło się zamyka. Na usprawiedliwienie kapłanów trzeba lojalnie przyznać, iż gdyby chcieli „z sercem” podejść do wszystkich pokutników to, np. podczas rekolekcji wielkopostnych, fizycznie nie dali by rady wyspowiadać nawet połowy z nich. Większość ludzi idzie więc do spowiedzi przed świętami, żeby się dobrze poczuć – uspokoić sumienie – „że się było”. Rzadziej chodzi o autentyczne i głębokie pragnienie oczyszczenia, zerwania ze złem, rozpoczęcia nowego życia. Nie bez znaczenia jest tu również presja ze strony rodziny, a zwłaszcza rodziców względem dzieci. W małych środowiskach wiejskich o tym, że Józek Śmietana nie był u spowiedzi na Wielkanoc, a Jagna Boryny nie dostała rozgrzeszenia – wiedzą wszyscy, najpóźniej następnego dnia.

Dla mnie osobiście najbardziej bolesne i trudne do zaakceptowania jest to, co z naturalną ludzką potrzebą pokuty i przemiany uczyniły struktury Kościoła. Dla człowieka wierzącego oczywista jest zarówno jego grzeszność, jak też konieczność nawrócenia i walki z grzechem. Obecna praktyka spowiadania się przed Bożym Narodzeniem, a zwłaszcza Wielkanocą (obowiązek pod sankcją grzechu ciężkiego) i wyznaczanie w tym celu konkretnych dni, a nawet godzin – kłóci się z przesłaniem Pisma Świętego, które mówi wyraźnie, iż człowiek nie może zerwać ze złem siłą własnej woli czy też pragnienia. Konieczna jest tu interwencja Nadprzyrodzonej Łaski Bożej, a Duch Boży, jak czytamy w Biblii „tchnie kędy chce”.

Raczej trudno jest przewidzieć, że Jan Kowalski otrzyma Łaskę nawrócenia 3 kwietnia 1998 roku o godz. 15.30 – bo właśnie na ten czas jego proboszcz wyznaczył spowiedź wielkanocną dla mężczyzn. Tym bardziej niewiarygodne jest to, że jego córka Ania dostąpi podobnej Łaski i postanowi od 30 marca być lepsza, ponieważ w tym dniu otrzymała od siostry na religii „kartkę do spowiedzi”. Czy jawnogrzesznica wiedziała kiedy podejdzie do niej Jezus i odpuści jej wszystkie grzechy?! Czy Szaweł nawrócił się, bo Święty Piotr potwierdził mu na piśmie odbytą spowiedź?! Idźmy dalej! Czy ludzie idą do Nieba w nagrodę za ofiary składane w czasie kolędy?! Czy Jan Nowak ma iść do piekła za to, że nie zapłacił proboszczowi 25% od pomnika, który postawił swojej zmarłej żonie na cmentarzu?! Czy proboszcz ma być potępiony – bo zamiast odmówić obowiązkowy kawałek brewiarza, dłużej niż zwykle odwiedzał chorych w 1 – szy piątek?! Do czego zmierzam?

Wiary, odczuć religijnych czy też miłości do Boga nie da się zaszufladkować ani zamienić na świstek papieru; nie można jej kupić za pieniądze ani też nakazać!

Czy wiara, nadzieja lub miłość lubią przymus, kontrolę, rozgłos?! Wręcz przeciwnie – sprzeciwiają się wszelkim nakazom i wyznaczonym regułom, a mimo to, na tych Trzech Cnotach Boskich opiera się cały Majestat Boga i wszystkie Jego plany. Kościół w założeniach Jezusa nie miał być hurtownią sakramentów, bankiem danych, biurem nieruchomości, policją skarbową albo agencją świadczącą usługi – oprawę zewnętrzną ślubów, chrztów i pogrzebów! Posłanie Założyciela było jednoznaczne – „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” [9]

Naturalnie czasy się zmieniają i Kościołowi potrzebne są samochody, budynki, stacje radiowe czy telewizyjne, ale czy to ma być celem, czy też raczej środkiem do celu [10]. Zdecydowanie za dużo jest w Kościele instytucjonalizmu, planowania, polityki, wyrachowania. Spójrzcie na Glempa, Pieronka albo Muszyńskiego – wypowiadających się przy różnych okazjach w TV. Przecież to są doskonali politycy, mężowie stanu! A jak potrafią zręcznie grać na uczuciach ludzi! Przypatrzcie się ich wyreżyserowanej dyplomacji; posłuchajcie wyważonych komentarzy. Każdy z nich mógłby być z powodzeniem marszałkiem Sejmu albo ministrem spraw zagranicznych; tym bardziej, że ani nie są kształceni na duszpasterzy, ani nie są nimi z doświadczenia! To największe, najzdolniejsze, najbardziej lojalne seminaryjne „kujony” i „przydupasy”, wybrane przez swoich biskupów do „wyższych celów”. Ci ludzie, odgrodzeni od świata grubymi murami pałaców, kurii, pancernymi szybami mercedesów – nie tylko nie potrafią zrozumieć szarych ludzi – uwikłanych w,jakieś” rodziny, pracę, dzieci – ale obce są im nawet problemy ich własnych kapłanów pracujących w terenie.

Tacy ludzie rządzą dzisiaj Kościołem i tak dzisiaj wygląda Kościół. Wróćmy jednak do Sakramentu Pokuty.

Poza bezsprzecznie największą grupą tych, którzy nie przykładają większej wagi do spowiedzi, jest też dość liczna grupa systematycznie korzystających z tego sakramentu. Są to na ogół praktykujący i zadeklarowani Katolicy. Starają się być – w zgodzie z sumieniem – wierni zasadom własnej wiary i w miarę gorliwi. Spowiadają się co dwa, trzy miesiące, a niektórzy „odprawiają” co miesiąc tzw. pierwsze piątki. Ci najbardziej cierpią na „luzackim” podejściu wielu kapłanów do spowiedzi. Ich dobra wola i gorliwość stają w konfrontacji z rutyną i zgorzknieniem spowiedników. Tylko nieliczni spotykają zaangażowanych, odpowiedzialnych, ideowych – którzy na serio traktują konfesjonał. Pół biedy jest wówczas, kiedy ksiądz „dostosowuje” się do penitentów – jeśli słyszy dojrzałą spowiedź traktuje ją w sposób dojrzały. Starsi kapłani, niechętni nowym trendom w Kościele (oazom, ruchom religijnym, urozmaiconej liturgii i muzyce sakralnej) zwykle więcej czasu spędzają „za kratkami”. Jeden z nich przekazał mi kiedyś bardzo dosadnie starą księżowską maksymę: „ksiądz jest od spowiadania – jak dupa od srania…”

Pouczenia spowiedników, jeśli takowe są, spotykają się z bardzo różnym przyjęciem ze strony wiernych – od infantylnego do bardzo dojrzałego. Infantylna bywa młodzież, „spędzana” przez swoich katechetów na okresowe spowiedzi do świątyń. Niektórzy z nich traktują parę chwil przy konfesjonale jak dobrą zabawę i ciekawostkę. Infantylni bywają także dorośli, którzy całą swoją edukację religijną „opękali” w kilka dni nauk przed I Komunią i Bierzmowaniem. Nierzadko słyszy się „wyznanie grzechów” szacownego 40, 50 – cio latka, „…Mamusi nie słuchałem. Paciorka nie mówiłem. W piątek zjadłem serdelka. Więcej grzechów nie pamiętam…”. Spowiedź żywcem przeniesiona z dzieciństwa i nie mająca nic wspólnego z autentyczną pokutą! Gdzie tu widać dojrzały rachunek sumienia?! Bez uprzedniej głębokiej auto – refleksji, dotarcia do korzeni własnego,ja” – jako dziecka Bożego – spowiedź jest tylko niepotrzebną stratą czasu. Ludzie są na ogół zupełnie tego nie świadomi i to ich generalnie usprawiedliwia. Dojrzałego rachunku sumienia, tak samo jak dojrzałej wiary, powinni nauczyć ich księża.

вернуться

[10] Por. Mk. 6, 7 – 13.

29
{"b":"100703","o":1}