Литмир - Электронная Библиотека

„Proszę księdza, mam bardzo dużego penisa. Kochamy się z żoną tylko raz w miesiącu, a ją i tak potem cały tydzień wszystko boli. I ona zaspokaja mnie więc często ręką i ustami – czy tak się godzi; proszę księdza, czy to nie grzech albo zboczenie”.

Ludzie na Boga! Dajcie sobie luz! Przestańcie zawracać głowę tym biednym spowiednikom podobnymi bzdetami. To są tylko i wyłącznie Wasze sprawy i nikt nie może Warn dyktować co i jak macie robić we własnej sypialni. Poza tym – po co niepotrzebnie „napalać” duszpasterzy, którzy i tak mają wyostrzony apetyt. Brakuje tylko tego, żeby kapłan po udzieleniu ślubu uczestniczył także w nocy poślubnej, spisując później odpowiedni protokół – „consumatum czy non consumatum?” (tak przecież naprawdę kiedyś bywało!). A jeśli zatroskany o Wasze zbawienie ojciec duchowy okaże się zbyt dociekliwy w tej materii – to znaczy, że się ślini słuchając takich kawałków albo jest służbistą. W obydwu przypadkach trzeba mu koniecznie dać jasno do zrozumienia, żeby powtórzył sobie 10 Przykazań Bożych, w których nie znajdzie takich, jak np:

– Nie będziesz się kochał ze swoją żoną inaczej jak tylko „po bożemu”!

– Będziesz miał tyle dzieciaków – iloma pobłogosławi cię Pan. Jeśli spróbujesz ingerować w błogosławieństwo Najwyższego – niechybnie umrzesz!

– Masz być wierny jednej kobiecie, z wyjątkiem takiej, która dopuściła się cudzołóstwa ze… spiralą, globulką, wkładką lub innym kapturkiem! Taka ma być przez ciebie oddalona!

– Kto stosuje gumę lub chemię w naturalnym współżyciu ze swoją żoną jest winien śmierci. Jeśli kawałek gumy na twoim członku ma być dla ciebie powodem grzechu – odetnij go!

– Pamiętaj, że onanizm jest zastrzeżony tylko dla Moich kapłanów!

Dzięki Bogu, ludzie w coraz mniejszym stopniu dają się ogłupiać i sobą manipulować. Zdecydowana większość przychodzi do spowiedzi z prawdziwymi problemami i grzechami.

Jeśli jesteśmy przy małżonkach, to niewątpliwie najbardziej bolesnym jest grzech zdrady małżeńskiej, zrywający tę cudowną i niepowtarzalną, duchowo – cielesną więź pomiędzy kobietą i mężczyzną. To prawdziwa katastrofa dla małżeństwa i błąd, zazwyczaj nie do naprawienia. Nie potrafię powiedzieć kto częściej zdradza – mężczyźni czy kobiety; chyba mniej więcej po równo. Jedno jest pewne – ci pierwsi robią to zdecydowanie z powodu samczej żądzy. Natomiast babami kieruje wrodzona u nich ciekawość. Powszechnym, zwłaszcza w przypadku mężczyzn, jest usprawiedliwienie w stylu – „pieprzyć mogę cały babiniec, ale kochać zawsze będę tylko tę jedną, jedyną: moją żonę. Słuchałem bardzo wiele takich historii i mam w związku z tym dwie rady.

Po pierwsze – jeśli już zdradziłeś (zdradziłaś) i szczerze tego żałujesz – nigdy nie przyznawaj się do zdrady, a twoją najlepszą „pokutą” niech będzie jeszcze większa miłość do partnera. Uratujesz w ten sposób swoje małżeństwo; możesz je nawet wzmocnić. Mając ciągle wyrzuty sumienia łatwiej, nawet mimo woli, wynagradzać własne winy drugiej stronie. Szczere wyznanie zdrady, połączone z równie szczerą skruchą i zapewnieniami, że „nigdy więcej”… prawie zawsze – prędzej czy później – niszczą najbardziej trwały związek. Posiana nieufność i zawiedzione nadzieje rodzą raka, który stopniowo toczy osłabiony, zraniony organizm. Jeśli widać już jego symptomy (choćby sporadyczne wypominanie, i tzw. trucie) – proponuję poważnie zastanowić się nad rozwodem. Będzie to jak najbardziej zgodne z prawem, które dał Jezus [3].

Na tej samej zasadzie, nigdy nie należy przyznawać się (zwłaszcza kobieta mężczyźnie) do swoich przygód, romansów i prawdziwych miłości przeżytych przed ślubem. W tych wyjątkowych wypadkach szczerość nie popłaca – dla samego dobra małżeństwa i całej rodziny.

Odwieczne i najczęstsze problemy małżonków mają jednak swoje podłoże nie tyle w łóżkowych skrupułach moralnych czy też nawet małżeńskich zdradach, lecz w różnicach charakterów, temperamentów czyli tzw. niedobraniu się. To może wyjść, a raczej (wówczas) wybuchnąć, nawet po kilkudziesięciu latach małżeństwa.

Przytoczę jeden, chyba najbardziej charakterystyczny przykład. Mężczyzna „po czterdziestce” odbył u mnie długą spowiedź ze swojego 20 – letniego małżeństwa. Początek, jak wiadomo – sielanka. Chłopak był niesamowicie ambitny. Postanowił zapewnić sobie, a przede wszystkim ukochanej żonie i przyszłym pociechom, wszelki dostatek i komfort. Z małego, wiejskiego gospodarstwa, po kilku latach uczynił siedzibę prężnej firmy transportowej i budowlano – remontowej. Odniósł prawdziwy sukces finansowy. Wzrósł niepomiernie prestiż jego rodziny w całej okolicy. Parterowy dom teściów zamienił na budynek gospodarczy, a obok wystawił 2 – piętrową willę z jedenastoma pokojami. Niestety, wszystko ma swoją cenę – mężczyzna przez cały czas ciężko pracował. Inwestycje, które prowadził, wymagały jego ciągłych pobytów poza domem. Sukcesem było, jeśli wpadał dwa razy w tygodniu na kilka godzin. Bolał nad tym, ale przecież… „Moja żona miała wszystko – każdy ciuch, pierścionek; dom jak z bajki. Dwa razy w roku jeździła na wycieczki zagraniczne. Dwójka dzieci szpanowała najwspanialszymi zabawkami. I nagle ona – moja żona, którą tak kocham – chce rozwodu!!!”

„A po co jej – durniu jeden…” – pytam się go wkurzony – „…były te ciuchy i pierścionki, skoro nie mogła ci się nawet dobrze w nich pokazać? Pytam się – po jaką cholerę jej ta chałupa, w której siedziała sama całymi dniami na skórzanej kanapie i gapiła w 40 – ca – lowy, najnowszy japoński telewizor. A z kim miała się kochać w długie, samotne noce? – z atłasowym baldachimem nad łóżkiem czy mosiężną klamką w sypialni?!

Dacie wiarę, że facet oprzytomniał. Olśniło go! Gdyby wcześniej porozmawiał z żoną, z pewnością powiedziałaby mu dokładnie to samo. Ale on uniósł się honorem, walnął drzwiami i poszedł wyżalić się do księdza – jaką to ma niewdzięczną babę. Po paru dniach przybiegł cały w skowronkach i ze łzami w oczach dziękował mi, że uratowałem mu małżeństwo. Guzik prawda, ale cieszyłem się szczerze razem z nim. Miał chłop wielkie szczęście, że żona naprawdę go kochała i nie znalazła „pocieszenia” w ramionach sąsiada czy inkasenta, kiedy jej pan i władca budował innym domy, burząc w tym czasie swój własny.

Każde małżeństwo, rodzina ma swoją specyficzną i jedyną atmosferę

– własne radości, problemy i sposoby na ich przeżywanie (chodząc po kolędzie przekonałem się, że każda rodzina ma nawet swój własny zapach!). Nie istnieje więc jedna, jedyna metoda uzdrowienia i uszczęśliwienia wszystkich. Są jednakże prawidła i sposoby uniwersalne, co do których wszyscy mogą się z powodzeniem stosować.

W łagodzeniu ogromnej większości konfliktów pomiędzy małżonkami a ich dziećmi; teściami, dziadkami, rodziną, obcymi – jednym słowem – w relacjach międzyludzkich – istnieje jedna, złota zasada «POSTAW SIĘ NA MIEJSCU DRUGIEGO CZŁOWIEKA». To wielka sztuka, ale jednocześnie miara Twojej ludzkiej wartości

– jako męża, żony, ojca, matki, dziadka, babki, teściowej, synowej, szefa, podwładnego, królewicza, żebraka itd. Każdy ma w sobie dar zrozumienia motywów, które kierują innymi ludźmi, ich intencji i przyjmowanych (często na pokaz) postaw, ale niewielu chce ten dar rozwijać. A to jest właśnie klucz do udanego małżeństwa, kontaktów z szefem czy teściową. Trzeba dosłownie wejść w skórę drugiego człowieka; spojrzeć na dany problem jego oczami. Do tego potrzebna jest też obiektywna samoocena i dużo, dużo pokory. To wcale nie łatwe – uświadomić 17 – latce miłość matki, wyrażoną w zakazie pójścia na „nocną” prywatkę. Trudno pogodzić się z niedołęstwem starszych ludzi, a jeszcze trudniej uznać ich dziwactwa, nerwowość, podejrzliwość, ale jak by nie patrzył – mają do nich naturalne prawo _ czas i zmagania z losem pozostawiają na każdym jakieś piętno.

Tak to wtedy tłumaczyłem (śmiem twierdzić – niegłupio) moim zagubionym, kochanym owieczkom i tak bym tłumaczył dziś. 90% pokut, które zadawałem w „konfliktowych” spowiedziach były dobrymi uczynkami lub innymi formami sympatii okazanej „wrogowi”.

вернуться

[3] Por. Mt. 5, 32.

26
{"b":"100703","o":1}