ROZDZIAŁ VI
Przewodnik zjawił się już około siódmej i powitał Rinaha gorliwymi przeprosinami za poranny alarm.
– Na nasze usprawiedliwienie – powiedział, rozkładając bezradnie ręce – mogę tylko wyjaśnić, że sami nie jesteśmy w stanie przewidzieć terminu kolejnego alarmu ćwiczebnego. System awaryjny ogłasza stan zagrożenia, a obowiązkiem ludzi jest sprawne wykonywanie przydzielonych zadań.
Rinah, choć niewyspany i porządnie głodny, zapewnił przedstawiciela gospodarzy, że doskonale rozumie specyfikę miejscowych warunków. Przybysz nazywał się Alvi, a jego zadaniem – jak oznajmił – było udzielanie gościowi wszechstronnej pomocy podczas poznawania świata Paradyzji. Był młodym, sympatycznym blondynem o pogodnej twarzy i niebieskich, trochę rozbieganych oczach. Znając skrupulatność, z jaka Paradyzyjczycy dbali o bezpieczeństwo swej sztucznej planety, Rinah pomyślał, że zadania Alviego nie ograniczają się do roli przewodnika. Aby uniknąć niedomówień, spróbował nawet wyrazić głośno swe domysły.
– Och, nie! – zaśmiał się w odpowiedzi Alvi. – Teraz już nie korzysta się z takich sposobów. Od dawna zniesiono zasadę wzajemnego nadzoru, a nawet obowiązek meldowania spostrzeżeń. Naszego bezpieczeństwa nie możemy dziś opierać na podstawach tak niepewnych, jak subiektywna obserwacja. Nie tylko przybysze z zewnątrz, ale każdy, bez wyjątku, podlega nadzorowi Centralnego Systemu Bezpieczeństwa. Informacje o wszelkich czynach i zamiarach, mogących naruszyć stan równowagi fizycznej lub bezpieczeństwo planety, docierają natychmiast do głównego rejestru, gdzie są skrupulatnie analizowane. Zapewniam cię, że o próbie zaszkodzenia naszemu światu można tutaj co najwyżej pomyśleć, nic ponadto…
– Czy… systemowi bezpieczeństwa służą także te przejrzyste ściany? – Rinah wskazał na szklane tafle dzielące pokoje. – W pewnym stopniu, aczkolwiek pośrednio… Ale to dość złożona sprawa. Myślę, że jesteś głodny. Proponuję więc pójść na śniadanie, a potem będzie dość czasu, by wyjaśnić wszystko, czego będziesz ciekaw. A ściany… – Alvi podszedł do jednej z tafli i dotknął jakiegoś punktu w jej dolnej części. – Możesz uczynić je nieprzejrzystymi, jeśli czujesz się skrępowany.
Ściana utraciła nagle przezroczystość i stała się szarobłękitna" jakby ktoś z zewnątrz chlusnął na szkło olejną farbą.
– Ach, więc to tak! – uśmiechnął się Rinah. – To zmienia postać rzeczy. Zastanawiałem się, jak można stale mieszkać w takiej gablotce…
– Można się do tego przyzwyczaić. My bardzo rzadko zasłaniamy ściany naszych pokoi. Porządny człowiek nie ma właściwie niczego do ukrywania w swym codziennym życiu. Szklana, przejrzysta ściana to jakby legitymacja, wizytówka szczerego, uczciwego obywatela. O ile dobrze pamiętam, w którymś ze starych ziemskich utworów literackich była przedstawiona wizja "szklanych domów". My ją właśnie zrealizowaliśmy. A poza tym, taki wizualny kontakt z sąsiadami stwarza bardzo silną więź między ludźmi, integruje społeczność całego piętra… Ja wiem, dla ciebie, przywykłego do nieprzejrzystych ścian i murów, taki wgląd do sąsiednich mieszkań może wydawać się czymś niewłaściwym. Ale, zauważ, my nie mamy okien na świat, na krajobraz… A właściwie… mamy właśnie ściany, przez które widzi się to, co jest jedynym światem i krajobrazem tej planety miejsca przebywania innych ludzi. Zapewniam cię, że daje nam to poczucie bezpieczeństwa. Domyślam się, że trudno ci to pojąć…
– Staram się was zrozumieć, a to, co mówisz, przekonuje mnie… w pewnym stopniu.
– Istnieje jeszcze pewne uzasadnienie historyczne… W czasach, gdy nasi przodkowie zaczynali budować wnętrze Paradyzji, mieli do dyspozycji tylko gołe stalowe pomosty, dzielące każdy segment na poszczególne poziomy. W pierwszych latach budowy planety ludzie obozowali grupami na tych rozległych pomostach, a granice obozowisk znaczono białymi liniami na podłodze. Nie było to najwygodniejsze rozwiązanie, ale wówczas stanowiło jedyną możliwość. Sąsiedzi przeszkadzali sobie nawzajem, dzieci hałasowały… Nim jednak powstały ściany mieszkań, wszyscy już zdążyli przywyknąć do takiego stanu, nauczyli się przechodzić bez hałasu przez teren sąsiadów i nie zwracać uwagi na ich prywatne życie. Coś nam z tego pozostało, jakieś nawyki, sentymenty…
– Wiec ściany zostały celowo tak zaprojektowane? Skąd wzięliście ten niezwykły materiał?
– Ach, po prostu… zbieg okoliczności – wyjaśnił Alvi, prowadząc Rinaha przez amfiladę kolejnych pokoi w stronę głównego korytarza. – Te płyty, a także mechanizmy napędu rozsuwanych drzwi, w założeniu przeznaczone były do innych celów. Otóż, według pierwotnych zamierzeń, na Tartarze miały powstać gigantyczne szklarnie do uprawy ziemskich roślin użytkowych. Płyty te, wykonane z materiału o nazwie "vardens", zapewniają możliwość zmiany przejrzystości i gęstości optycznej poprzez działanie odpowiednich potencjałów elektrycznych. Użyte jako okna szklarni, mogą, stosownie do potrzeb, regulować nasłonecznienie upraw i zabarwienie światła, utrzymywać właściwą temperaturę… Są przy tym niezmiernie trwałe i odporne na uderzenia, a więc w praktyce nietłukące. Mogą być, przy zastosowaniu pewnych mechanizmów, przesuwane, żeby otwierać lub zamykać okna szklarni… Jak wiesz, nasi przodkowie, z dobrze ci znanych przyczyn, zrezygnowali z zasiedlenia planety Tartar i stworzyli Paradyzję z materiałów, którymi dysponowali… Yardensowe płyty służą więc teraz innemu celowi…
– Ale za to nie macie świeżych warzyw i owoców… – wtrącił Rinah.
– Mamy konserwowane i mrożone, prosto z Ziemi i innych planet. Na szczęście Tartar obdarowuje nas hojnie swymi zasobami i mamy czym płacić za importowaną żywność…
Znaleźli się właśnie w pomieszczeniu stanowiącym rodzaj samoobsługowego baru.
– Będąc gościem jesteś tu traktowany na równi z nami wszystkimi nie tylko w zakresie obowiązków. Masz takie same prawa i przywileje – objaśniał przewodnik, gdy stanęli przed okienkiem, gdzie odbierało się tace z zestawami śniadaniowymi – łącznie z całodziennym wyżywieniem.
Alvi sięgnął dłonią w stronę okienka, którego szyba uchyliła się. Pobrał tacę, okienko zamknęło się natychmiast, a po chwili podajnik podsunął następną tacę. Rinah w podobny sposób sięgnął po swoją porcję.
– Rozdział żywności i innych towarów powszechnego użytku podlega tutaj centralnemu sterowaniu i kontroli. Identyfikator, który masz na palcu, wysyła nieustannie pewną sekwencję impulsów magnetycznych, zawierającą kod cyfrowy twojego numeru identyfikacyjnego. Pobranie posiłku rejestrowane jest natychmiast w centralnej pamięci komputera. W ten sposób zapewnia się sprawiedliwy przydział wszystkich dóbr konsumpcyjnych: nikt nie może pobrać więcej, niż wynosi jego limit.
– Nie używacie niczego w rodzaju pieniędzy czy żetonów? – zdziwił się Rinah. – Jakże więc wynagradzacie ludzi za ich pracę?
– Być może, ekonomista lepiej by ci to wyjaśnił – powiedział Alvi zabierając się do jedzenia, gdy usiedli przy jednym z licznych stolików. – Jestem historykiem… To znaczy wychowuję młodzież, nauczam ją dziejów naszej cywilizacji i zagadnień współczesności. Moje wyjaśnienia mogą więc wydać ci się nieco uproszczone. Ale spróbuję…
Rinah zauważył, że meble w barze były przytwierdzone do podłogi. To, co miał na tacy, wyglądało niezbyt ponętnie, ale w smaku było znośne. Nie zastanawiając się zbytnio nad składem pożywienia, zaczął jeść coś w rodzaju owsianki, popijając płynem z plastykowego kubka.
– Pieniędzy nie używamy, bo są niepotrzebne i niepożądane w naszym systemie. Każdy otrzymuje to, co niezbędne, i musi mieć poczucie pewności, że zawsze otrzyma tyle, ile mu aktualnie przypada z podziału wszelkich dóbr indywidualnego spożycia pomiędzy mieszkańców planety. Nikt tu niczego nie gromadzi na zapas, bo wszystko dostaje we właściwym czasie, według określonych terminów i limitów. Po cóż więc pieniądze? Planeta wraz ze wszystkim, co się w niej znajduje, należy do nas wszystkich. Za zaspokojenie życiowych potrzeb każdy powinien oczywiście zapłacić wykonywaniem pracy, której się od niego wymaga, stosownie do jego umiejętności. Można by powiedzieć, że nasz system jest odwrotny do waszego: u was pracujesz, by zdobyć środki do życia; u nas otrzymujesz je, by pracować… Na pozór różnica jest tylko formalna, jak w paradoksalnym problemie: czy się pracuje, być żyć, czy żyje, by pracować. Ale po zastanowieniu przyznasz, że nasz system jest bardziej humanitarny. Wszyscy mają szansę odpłacić uczciwą, społeczną postawą za otrzymany przydział…