– My mówimy, że wolność uzyskuje się przez uświadomienie sobie braku możliwości innych niż ta, której realizacją jest nasz świat… Po prostu, wedle starożytnego przysłowia, "głową muru nie przebijesz"… Tym murem jest skorupa naszej sztucznej planety… Choćbyś ją nawet przebił, będzie to twoją zgubą i zagrożeniem dla pozostałych… Od chwili, gdy nasi przodkowie postanowili urzeczywistnić śmiały projekt Cortazara, nie ma już odwrotu ani innych dróg. Można by powiedzieć, że Paradyzja, jako skończona i doskonała idea powstała w chwili, gdy ją wymyślono. Jej materialna realizacja jest tylko potwierdzeniem słuszności pierwotnego planu…
– Czy rzeczywiście wszystko zrealizowano zgodnie z założeniami projektu?
– W ogólnych zarysach, tak. W szczegółach oczywiście poczyniono pewne zmiany, ulepszenia. Ale kiedy czyta się dzieło Cortazara, odnaleźć w nim można genialną, dalekowzroczną wizję dzisiejszej Paradyzji.
Wyjaśnienia Alviego tchnęły szczerym entuzjazmem. Rinah wyczuwał w nich głębokie przekonanie o słuszności wszystkiego, co stanowi rzeczywistość tego niezwykłego świata. Jedynie język, jakiego używał młody historyk, wydał się Rinahowi trochę sztywny i schematyczny, brzmiała w nim publicystyczna frazeologia… Zbyt jednak mało znał tutejszy język potoczny, by ocenić, do jakiego stopnia usłyszane zdania pochodziły z języka oficjalnych komunikatów…
Na ekranie telewizyjnym pojawił się barwny symbol, w głośniku zabrzmiały tony melodyjnego sygnału. Po chwili obraz wypełnił się twarzą lektora, podającego bieżące informacje.
"Dzisiejszy poranny alarm – mówił lektor – wykazał pełną gotowość służb specjalnych oraz sprawne działanie ludności wszystkich segmentów. Możemy być spokojni o nasze bezpieczeństwo i pewni, że w przypadku rzeczywistego zagrożenia zdołamy opanować każdą sytuację".
Na obrazie pokazano kilka migawek z porannego alarmu: biegnących dyżurnych, ludzi w fotelach przed pulpitami kontrolnymi, porządkowych regulujących ruch na korytarzach.
"Nasz system bezpieczeństwa zewnętrznego wzbogacił się o kolejny pierścień obrony. Siły ochrony planety otrzymały do dyspozycji cztery nowe platformy orbitalne uzbrojone w rakiety typu Epsilon-Theta oraz wyposażone w lokalizatory dalekiego śledzenia".
Pokazano kilka ujęć obiektów kosmicznych, najeżonych wyrzutniami rakietowymi, z odzianymi w próżniowe skafandry oddziałami obsługi, a po chwili komentator ciągnął dalej:
"Na Tartarze zanotowano dziś szereg wstrząsów o sile od ośmiu do dziesięciu stopni w rejonach na północ od równika, w okolicy baz wydobywczych okręgu B. Ponadto zaobserwowano trzy nowe tornada, formujące się nad Kontynentem Zachodnim. Tajfun numer 412 czyni dalsze spustoszenia okolic na południowy wschód od kosmodromu numer 12".
Obraz ukazał kilka statycznych fotografii jakichś zrujnowanych budowli i połamanych konstrukcji. Jakby dla zrównoważenia tych niepomyślnych wieści, przez następnych kilka minut lektor wygłaszał pochwały pod adresem różnych grup wydobywczych, które w ostatnim czasie osiągnęły najlepsze wyniki w pracy na Tartarze. Potem w miejsce lektora pojawiła się twarz kobiety. Rinah przyjrzał się jej uważnie.
– Kto to jest? – spytał, trącając Alviego.
– To Zinia Vett, dziennikarka. Dość popularna postać.
Pod obfitym makijażem Rinah rozpoznał swą towarzyszkę podróży promem. Z miłym uśmiechem – tym samym, którym żegnała go w hali dworca rakietowego – informowała widzów o wydarzeniach kulturalnych, imprezach rozrywkowych i wystawach sztuki, odbywających się w różnych segmentach Paradyzji.
"Od wczorajszego wieczora gościmy w Pierwszym Segmencie znanego ziemskiego pisarza, znawcę zagadnień osadnictwa kosmicznego i wielkiego przyjaciela naszej planety, Rinaha Devi. Nasz gość zamierza bliżej poznać życie Paradyzji, by napisać książkę, dementującą plotki i oszczerstwa, którymi wrogie nam siły otumaniają ludność innych planet. Witamy miłego gościa i mamy nadzieję, że będzie czuł się doskonale przez cztery tygodnie swego pobytu w naszej planecie".
Uśmiech Zinii, który posłała z ekranu, był tym razem adresowany najwyraźniej wyłącznie do Rinaha.
– Widziałem ją w porcie tranzytowym – wyjaśnił Rinah. – chyba wracała z Tartaru. To piękna kobieta.
– Też tak uważam – zgodził się Alvi. – Cieszy się ogólną sympatią.
Tymczasem na ekranie – ku zdumieniu Rinaha – pokazano jego samego, z rozkudłaną, wilgotną czupryną i walizką w dłoni, opuszczającego komorę kontrolną. Potem zobaczył siebie nad talerzem; owsianki i usłyszał własne słowa:
"Mam nadzieję, że w ciągu dwóch-trzech dni zaaklimatyzuję się tutaj i będę w stanie zacząć pracować. Staram się was zrozumieć… Czytałem wiele o historii powstania Paradyzji, nim tutaj przybyłem… My, społeczeństwo Starego Globu, myślimy o was z sympatią i podziwem".
Były to rzeczywiście zdania, wypowiedziane przez niego w rozmowie z Alvim, lecz wyrwane z różnych kontekstów i zestawione razem w innym porządku, z wyciętymi niektórymi słowami… W sumie tworzyły wypowiedź, której – w takiej formie – nigdy nie wygłosił.
– Skąd oni to mają?
– Co takiego?
– Film ze mną i fragmenty naszej rozmowy.
– Normalnie. Z rejestracji Centrali.
– Czy to znaczy… – Rinah przerwał, przypominając sobie przebieg wideofonicznej rozmowy Alviego z socjologiem. – Gdy rozmawiałeś z tym… Zebem, chyba tak się nazywał? Więc podczas tej rozmowy nie mówiłeś do żadnego mikrofonu, nie zauważyłem też kamery wizyjnej. W jaki sposób twój głos i obraz docierał do rozmówcy?
– Tutaj, pod ekranem telewizyjnym – wskazał palcem Alvi podchodząc do ściany – jest mikrokamera i kierunkowy mikrofon. Podczas rozmowy wideofonicznej są one wykorzystywane do przekazywania obrazu i dźwięku do pokoju wybranego rozmówcy.
– A gdy nie korzysta się z wideofonu? Czy kamera jest wyłączona?
– Nie. Wszystkie kamery i mikrofony w każdym pomieszczeniu działają bez przerwy.
– Więc… są też inne?
– Tak, w każdej ścianie i w narożnikach pokoi. To także element systemu zabezpieczeń. Zdaje się, że wspomniałem ci o tym?
– Chyba tak… Mówiłeś, że nie polegacie na subiektywnych obserwacjach. Czyżby więc… te kamery i mikrofony przekazywały informacje do komputera?
– Oczywiście. Jakże bez tego Centrala mogłaby znać sytuację w każdym zakątku planety… Wiesz przecież, że zachowanie grup ludzi, a nawet pojedynczych osób może mieć wpływ na bezpieczeństwo całości.
– Wiem… – potwierdził Rinah i zamyślił się głęboko.
ROZDZIAŁ VII
Paradyzja jawiła się światem niewątpliwie dziwnym i niezwykłym, lecz – jak Rinah mógł przekonać się już w pierwszym dniu pobytu – wystarczyło kilka prostych wyjaśnień, udzielonych przez kompetentnego przewodnika, by każda jej zagadkowa właściwość stała się jasna i zrozumiała. Ten świat służył potrzebom zamieszkujących go ludzi, a niezwykłość sytuacji, w jakiej trwał od stulecia, sprawiała, że powstały tu szczególne metody i sposoby rozwiązywania jego codziennych problemów. Sztuczna planeta, której metalowe ściany oddzielały strefę życia od oceanu pustki, przez cały czas swego istnienia znajdowała się w stanie szczególnej "równowagi chwiejnej", stosunkowo słaby bodziec, zewnętrzny czy wewnętrzny, mógłby wytrącić ją z tego stanu, powodując totalną zagładę.
Ludność, żyjąca od paru pokoleń w warunkach ciągłego zagrożenia, zaakceptowała ów stan jako jedyną możliwość. Wiedząc, że nie sposób niczego zmienić, człowiek przestaje wysilać umysł nad bezowocnymi spekulacjami i zaczyna urządzać się najlepiej, jak to możliwe w danej sytuacji.
– Tutaj jest już "koniec świata" – powiedział ze śmiechem Alvi, gdy stanęli przed gładką płytą, kończącą główny korytarz. – Gdyby ta ściana była przezroczysta, zobaczyłbyś czarną otchłań Kosmosu, przez który nieustannie żeglujemy. Czasem myślę, że powinny tu być okna. Jest to, rzecz jasna, technicznie niemożliwe: ta ściana składa się z kilku warstw różnych materiałów, odpornych na działanie wszelkich możliwych czynników, zagrażających całości naszego świata. Ale okno takie miałoby ogromne znaczenie psychologiczne: pomagałoby każdemu uświadomić sobie własną małość i słabość wobec Wszechświata, własną bezsilność w obliczu tego wszystkiego, co nam grozi w razie awarii powłoki. Wiesz, u nas każde dziecko, od najmłodszych lat, przyzwyczajane jest do tej myśli, już w przedszkolu prowadzi się wycieczki malców do komory ochronnej, by pokazać im ostatnią granicę, dzielącą nas od próżni…