Литмир - Электронная Библиотека

Komórkowa struktura materiału powodowała, że rdzewiał on nie tylko powierzchniowo, lecz niemal w całej swej objętości…

Na podstawie faktów, z którymi Rinah zapoznał się przed odlotem z Ziemi, mógł on teraz bez trudu ocenić przyszłość tej planety.

"Trudno powiedzieć, kiedy to nastąpi – pomyślał – lecz na pewno któregoś dnia runie konstrukcja wewnętrzna jednego z segmentów. Mieszkańcom innych powie się wówczas, że to wina dywersantów i sabotażystów. Uwierzą, bo codziennie słyszą o tym zagrożeniu. O prawdziwych przyczynach katastrofy nie dowiedzą się zapewne nigdy, bo ich także, kolejno, spotka to samo… Chyba że przedtem…"

Nie dokończył tej myśli. Po prostu nie był w stanie wymyślić żadnej skutecznej rady, której mógłby udzielić mieszkańcom Paradyzji dla zażegnania tej nieuchronnej groźby – chyba największej i najbardziej realnej, o której jednakże wspominano tu najrzadziej. A właściwie – chyba w ogóle nie wspominano…

Gdyby jednak założyć, że prawdą jest to, co sugerował Lars Benig, to rada taka byłaby trywialnie prosta. Tyle że niewykonalna, bo przez sto lat sprawy zaszły zbyt daleko, a decyzje dotyczące stu pięćdziesięciu milionów ludzi dawno już – bo od samego początku – nie były w rękach tychże ludzi…

Rinah przerwał te ponure rozważania. Porządkując kasety, na których nagrywał dziś po południu przypadkowe rozmowy z ludźmi, natrafił na tę, którą dostał od studenta z jedenastego piętra. Umieścił ją w dyktafonie, włożył do ucha słuchawkę, lecz zawahał się nagle, wspominając otrzymane ostrzeżenia i przestrogi.

Odłożył słuchawkę i rozejrzał się po sąsiednich pokojach. W jednym z nich dostrzegł dwóch mężczyzn zajętych jakąś grą towarzyską, w dwóch innych ludzie siedzieli przed ekranami, zajęci pilnym oglądaniem rozgadanego dziennikarza. W czwartym – kobieta w średnim wieku siedząc na tapczanie zajęta była naprawą garderoby. Rinah dostrzegł, że zamiast przyszywać łaty na prześwitujących łokciach bluzy, naklejała je jakimś specjalnym klajstrem.

Wahał się przez chwilę, nim otworzył drzwi do jej pokoju.

– Przepraszam, czy nie przeszkadzam? – spytał grzecznie, stając przed kobietą.

– Skądże znowu – odpowiedziała podnosząc na niego wzrok. – W czym mogą pomóc?

– Wiesz, jestem tutaj tak daleko od swojego świata, że chwilami potrzebuję nieco ludzkiego ciepła – powiedział, wyciągając w jej stronę prawą dłoń.

– Czyżbyś chciał prosić mnie o ręką? – roześmiała się, odkładając na bok robotę. – Jestem wprost zaszczycona!

Mówiąc to ujęła dłoń Rinaha i z nieprawdopodobną zręcznością zsunęła z jego palca identyfikator, umieszczając go na swoim.

– Niestety, jestem mężatką – powiedziała z powagą, podchodząc do drzwi i otwierając je. – Ale możesz tu ze mną posiedzieć.

– Bardzo dziękuję! – powiedział, wracając do swego pokoju.

Pierwsza samodzielna próba posłużenia się koalangiem wypadła nadspodziewanie pomyślnie. Wyciągnął się wygodnie na tapczanie i włożył do ucha słuchawkę dyktafonu. Jeśli nawet w jego uchu znajdowała się jakaś pluskwa, to była w tej chwili bezużyteczna: Centrala nie potrafiłaby rozpoznać, czyje to ucho…

W słuchawce rozległy się szmery, a potem czyjś niewyraźny głos. Nagranie było bardzo złej jakości. Prawdopodobnie była to któraś tam kolejna kopia z kopii, mocno zniekształcona i z silnym podkładem szumów. Rinah ustawił regulator barwy tonu, przewinął taśmą do początku i włączył dyktafon.

ROZDZIAŁ XIX

– Mam dla ciebie pomyślną wiadomość – powiedział Alvi pojawiwszy się na ekranie video. – Twoja piękna znajoma uzyskała dla ciebie zezwolenie na jednodniowy pobyt na Tartarze.

– Tylko jeden dzień? – Rinah nie ukrywał zawodu. – Cóż można zobaczyć w ciągu jednego dnia?

– Doba na Tartarze trwa nieco dłużej niż u was na Ziemi. Poza tym dłuższy pobyt zwiększa prawdopodobieństwo nieprzewidzianych wypadków. Trudno ustalić długoterminowe prognozy pogody i zjawisk geofizycznych dla danego obszaru.

– Przecież górnicy przebywają tam nawet po dziesięć lat!

– Owszem, lecz przez cały czas pod ziemią, w specjalnych betonowych bunkrach antysejsmicznych, a mimo to… czasem zdarzają się poważne katastrofy z licznymi ofiarami w ludziach.

– Trudno, niech będzie jeden dzień… – westchnął Rinah. – Kiedy?

– Jutro możesz odlecieć.

– Przez Siódmy Segment?

– Nie! Normalnym, kursowym wahadłowcem, z przesiadką na platformie orbitalnej. Z tym, że… – Alvi zawahał się. – Jest jeden warunek…

– Warunek? Pewnie trzeba złożyć oświadczenie, że w razie, gdyby mi się coś przytrafiło…

– To także, jak zwykle zresztą; ale jest jeszcze jeden… Musisz się zdecydować… Po prostu Centrala wyraża zgodę na tę wycieczkę, jeśli bezpośrednio potem opuścisz Paradyzję… A właściwie, jeśli w drodze powrotnej pozostaniesz w porcie tranzytowym i wrócisz na swój statek.

– Mam skrócić pobyt? Przecież dostałem wizę ważną cztery tygodnie.

– No tak, na pobyt w Paradyzji. O Tartarze nie było mowy, więc… wszystko zależy od ciebie. Albo pozostaniesz tutaj do końca pobytu, albo po wycieczce bezpośrednio wrócisz na swój frachtowiec. Twój bagaż, depozyt i paszport będziesz mógł odebrać w porcie tranzytowym, tam także dokonana zostanie odprawa celna…

– Hm… Pozwól, że się zastanowię – Rinah rozważał przez chwilę to, co usłyszał. – Czy będę mógł zobaczyć się z Zinią? O ile wiem, poleciała niedawno na Tartar.

Alvi uśmiechnął się domyślnie.

– Widzę, że… zaprzyjaźniliście się przez tych kilka dni?

– Widziałem ją zaledwie parę razy i to głównie na ekranie. – Rinah wzruszył ramionami. – Chyba przesada z tą przyjaźnią. Po prostu miała mi wyjaśnić kilka spraw dotyczących jej działalności zawodowej…

– Mogę cię ucieszyć. Będzie oczekiwała tam, na dole. Ma towarzyszyć ci podczas wycieczki. Pewnie zrobi z tego reportaż filmowy dla telewizji. To niezwykły temat: Ziemianin na Tartarze!

– Jeśli tak, to zgoda! – zadecydował Rinah.

– W porządku. Nie będę ci zatem dziś przeszkadzał, bo będziesz pewnie bardzo zajęty. Musisz przejrzeć swoje brudnopisy i nagrać na kasetach to, co chcesz stąd zabrać. Pisane teksty będziesz musiał zostawić na komorze celnej…

– Dlaczego?

– Kasety będą przesłuchane przez komputer, takie są przepisy. A pisanego nie ma tutaj kto czytać i sprawdzać. Urzędnicy celni nie są biegli w czytaniu. Pamiętaj więc: wszystko musi być nagrane na kasetach, w zrozumiałym języku… Przesłuchaj swoje zapisy i skasuj, co niepotrzebne – wyjaśnił Alvi, kładąc akcent na ostatnie słowo. – A jutro rano czekaj na mnie ze spakowaną walizką. Odprowadzę cię na pierwszy poziom, do terminalu.

Na twarzy Alviego malowały się dość mieszane uczucia: trochę żalu, że tak szybko kończą się niezbyt uciążliwe obowiązki przewodnika, ale też i trochę ulgi. Widocznie polecono mu tak pokierować sprawą, by kłopotliwy gość z własnej woli jak najszybciej wyniósł się z Paradyzji.

"W każdym razie – pomyślał Rinah, gdy twarz Alviego zniknęła z ekranu – znów udało mu się urwać na cały dzisiejszy dzień!"

ROZDZIAŁ XX

"Trudno być poetą – pomyślał Nikor odkładając mikrofon i westchnął żałośnie. – Skąd ja im wezmę trzy wiersze na miesiąc?"

W świecie, gdzie każdy na co dzień biegle posługiwał się pełną gamą poetyckich przenośni, aluzji i kwiecistych fraz dla ukrywania prostych myśli w gąszczu słów, trudno było wydumać coś naprawdę oryginalnego, zwłaszcza pod naciskiem nieubłaganej normy miesięcznej. Nie chcąc przy tym uchodzić za kretyna w oczach słuchaczy, wypadało mówić koalangiem tak, aby utwór gładko przeciekł poprzez sito komputerowej analizy przysparzając dodatnich punktów, i równocześnie zawierał dobrze ukryte treści przeznaczone dla inteligentnego odbiorcy.

Nikor przełuchał nagraną taśmę, potem przewinął do początku i skasował.

– Na nic! – warknął, wyłączając dyktafon.

30
{"b":"100690","o":1}