Литмир - Электронная Библиотека

– Wszystko mnie interesuje! Jestem tutaj dopiero drugi dzień.

– Czy to prawda, że u was wciąż jeszcze obowiązuje wszystkich nauka pisania i czytania? – spytał jeden z chłopców, wysoki blondyn z krótko ostrzyżonymi włosami.

– Oczywiście. Mamy przecież ogromne biblioteki, czasopisma… Zapisy magnetyczne są używane raczej do przekazywania danych komputerom, ludzie korzystają głównie z pisma i druku.

– To okropnie nienowoczesne – powiedziała dziewczyna. – Ciekawa jestem, jak sobie radzi wasz System Bezpieczeństwa z tymi pisanymi tekstami?

– U nich jest inaczej, głuptasku! – powiedział drugi student.

– Jak to inaczej?

– U nas nie ma potrzeby tak dokładnej kontroli informacji – wyjaśnił Rinah. – Robi się to wyłącznie w nielicznych, uzasadnionych przypadkach. Podczas śledzenia przestępców albo szpiegów podsłuchuje się niekiedy rozmowy, kontroluje korespondencje pisaną…- To skąd wasza Centrala wie, co ludzie myślą?

– Nasze władze nie interesują się tym zbyt dokładnie.

– No tak! – uśmiech zrozumienia pojawił się na twarzy dziewczyny. – Wasz system w znacznie mniejszym stopniu interesuje się człowiekiem, pozostawia go sam na sam z jego myślami i problemami.

Dwaj studenci wymienili porozumiewawcze uśmiechy.

– Gęsi uratowały Rzym – powiedział wysoki, patrząc w sufit. – Chwała im za to.

– Muszę iść – powiedziała dziewczyna i wyszła.

– Obraziła się… – mruknął blondyn.

– Nie szkodzi, a nawet lepiej… Jeśli masz chwilę czasu, to chodź z nami. – Drugi zwrócił się do Rinaha. – Może cię to zainteresuje.

Wyszli razem z klubu i poprzez kilkanaście pokoi zamieszkanych przez studentów dotarli do drzwi, w których stał młody człowiek, uniemożliwiając ich samoczynne zamknięcie. Ściany następnego pokoju były nieprzejrzyste.

– Mamy gościa. Dziennikarz z Ziemi – powiedział blondyn.

– Literat – poprawił jego kolega.

– Dobrze, sala zaraz będzie gotowa, chłopcy już kończą. Nie macie gumy do żucia?

Rinah miał trochę, sięgnął do kieszeni i podał stojącemu w drzwiach. Na palcach jego dłoni dostrzegł kilka identyfikatorów.

– Chłopcy, jest guma – powiedział student w głąb pokoju.

Rinah spostrzegł przez otwarte drzwi, jak jeden z obecnych tam młodych ludzi wspina się na ramiona drugiego i objeżdżając na nim ściany wokoło, manipuluje przy czymś pod sufitem. Po chwili dopiero zorientował się, że chłopak zalepia gumą do żucia obiektywy mikrokamer.

Za Rinahem i jego towarzyszami ustawiła się kolejka złożona z kilkunastu chłopców i dziewczyn.

– Jeszcze chwila! Zaraz wpuszczamy! – informował student przy drzwiach.

Wprawnym ruchem sięgnął do prawej dłoni Rinaha i przełożył jego identyfikator na własny palec. Rinah znalazł się w małym studenckim pokoiku z dwoma tapczanami i parą foteli. Za nim wchodzili inni, również bez identyfikatorów, sadowili się ciasno na tapczanach i podłodze, pozostawiając środek wolny. Chłopak z identyfikatorami pozostał na zewnątrz, drzwi zasunęły się za ostatnim wchodzącym.

– Siadaj byle gdzie i słuchaj – powiedział krótko ostrzyżony blondyn. – Może to jedyne miejsce, gdzie mówi się po ludzku. Przyprowadziliśmy cię tutaj, bo jesteś stamtąd i chcesz dowiedzieć się czegoś o nas, ale nie znasz języka, w którym mówi się tu na codzień prawdę.

Na środek wystąpił drobny chłopak o dużych, błyszczących oczach i gestem powitał zebranych.

– Rozpoczynamy kolejny spektakl naszego studenckiego teatrzyku "Czarna Dziura" – powiedział z powaga. – Doskonale anonimowi wykonawcy witają absolutnie anonimową publiczność. Jeżeli można przyjąć, że znajdując się wewnątrz dziury w serze jest się na zewnątrz sera, to właśnie w tej chwili znajdujemy się na zewnątrz najlepszego ze światów! I co, drodzy przyjaciele? Żyjemy, oddychamy jeszcze? Zdumiewające!

Rozległy się śmiechy i brawa, konferansjer skłonił się ceremonialnie.

– Jakie to proste, nieprawdaż? – kontynuował, wznosząc dłonie ku zalepionym obiektywom kamer. – Wystarczy kawałek wysokiej jakości gumy do żucia, firmy…

Schylił się, podnosząc z podłogi zmięte opakowanie.

– …firmy S…P…E…A…R… tfu, co za okropne hieroglify, zbrodniczy wymysł tych tam, no, wiadomych sił… i już możesz bezkarnie podważać, naruszać, oczerniać, w ogóle mówić, mówić nie będąc słyszanym i widzianym, co za niesłychana zbrodnia, a wszystko dzięki dywersyjnej gumie do żucia, produkowanej przez naszych wrogów, by ogłuszać i oślepiać… kogo? Nasz dzielny, niezawodny System Zabezpieczeń!

– Czy nie wystarczyłoby zgasić światło, zamiast zalepiać soczewki? – szeptem spytał Rinah sąsiada.

– Kamery działają także na podczerwień – wyjaśnił chłopak. – Dopóki w pomieszczeniu nie ma żadnego identyfikatora, komputer nie interesuje się tym pokojem, traktując go jako pusty. Gdyby jednak kamery czuły czyjąś obecność, a mikrofony rejestrowały głos, System potraktowałby to jak awarię pętli indukcyjnej i zaraz mielibyśmy tu ekipę naprawczą.

– Inne środki przekazu też nie, działają, gdy w polu lokalnej pętli nie ma sygnału identyfikacyjnego – szepnął drugi student zza pleców Rinaha. – Jeśli chcesz, to damy ci kasetę ze wskazówkami, jak można ogłupić System Zabezpieczeń.

Po konferansjerze na środek pokoju wystąpiła dziewczyna, która zaśpiewała ponurą balladę, w której przedstawiony był los młodego człowieka wysłanego do pracy w kopalni, za to, że swojej dziewczynie obiecywał pokazać prawdziwe słońce, a System uznał to za równoznaczne z zamiarem wybicia dziury w powłoce Paradyzji.

Potem kilku chłopców recytowało wiersze, o bardzo zróżnicowanym poziomie literackim, lecz o dość jednoznacznej treści. Wszystkie wyrażały protest przeciwko zamknięciu, ubezwłasnowolnieniu i pozbawieniu młodych ludzi jakichkolwiek możliwości kształtowania swojego losu. Nie było w nich żadnych wezwań do czynów mogących zaszkodzić planecie, raczej stawiały retoryczne pytania…

Jeden z wierszy szczególnie utkwił Rinahowi w pamięci. Brzmiał mnie j więcej tak:

Słowem bezustym

gestem bezrękim

wznosisz bezwiednie

mur wokół siebie

i ścian uszatych

przejrzystą matnię

w noce bezgwiezdne

myślą bezmózgą

błądząc bezsennie

nadziei własnej

zamurowujesz

wyjścia ostatnie

Wiersz był charakterystycznym przykładem twórczości, młodych paradyzyjskich poetów, kryjących się przed okiem i uchem Centrali, mogących rozpowszechniać swoje smutne i gorzkie utwory jedynie w wąskim gronie kolegów.

Rinaha zdumiewały w tych wierszach – niezależnie od ich poetyckich walorów – przede wszystkim dwie sprawy: język, niezwykle bogaty w słowa, oznaczające pojęcia nie znane Paradyzyjczykom z własnych doświadczeń, oraz trafność oceny własnej sytuacji w zamkniętym świecie planety.

Kwestię języka, który był w gruncie rzeczy zupełnie normalnym językiem literackim, używanym w utworach ziemskich pisarzy, dawało się wyjaśnić dość łatwo.

– Mamy tutaj dostęp do nagrań całej prawie literatury ziemskiej sprzed powstania Paradyzji – wyjaśnił Rinahowi jeden z młodych poetów. – Trafiają do nas także nagrania utworów współczesnych, lecz nie jest ich wiele. No i oczywiście filmy… Z tego wszystkiego możemy zrekonstruować sobie w wyobraźni postać świata, którego nigdy nie widzieliśmy i nie zobaczymy…

Tak więc, znając Ziemię ledwie "ze słyszenia", z drugiej ręki, młodzi paradyzyjscy twórcy operowali pojęciami tamtego świata opisując swój własny, wizualnie monotonny i ubogi.

Głównym jednakże motywem, przewijającym się w utworach, był los człowieka zamkniętego w niewielkiej przestrzeni sztucznej planety, ograniczonego w swych możliwościach zarówno pod wzglądem j wyboru miejsca, jak i sposobu życia.

Ci młodzi ludzie nie mogli mieć własnych planów życiowych, gdyż ostatnie słowo miał tu zawsze centralny komputer, od decyzji którego nie można się odwołać. Zamiast planów, pozostawały tylko marzenia – choć nawet dla marzeń trudno było znaleźć tuj cele warte uwagi. Wyglądało raczej na to, że jedynym istotnym marzeniem człowieka w Paradyzji było jak najdłuższe pozostawanie tutaj, bez konieczności wyjazdu na Tartar.

22
{"b":"100690","o":1}