Mierzwa przysiadł na masce marei. Uśmiechał się niezbyt szczerze, jednak po chwili spoważniał.
– Czy pan jest w stanie zidentyfikować tego człowieka? – spytał Hirszbauma.
– Hm… „Tego człowieka” znam dość dobrze. Tak jak każdy psychoanalityk swoją ofiarę.
– Od jak dawna pan go zna?
– Od jakichś sześciu lat. Może dłużej.
– Czy zna pan Roberta Daronia?
– Nie.
– Jak często spotykał się pan z panem Wasilewskim?
– Mniej więcej raz na tydzień. Czasem częściej.
– Dobrze. Czy widział pan kiedykolwiek jego dokumenty?
– Nie.
– Czy prowadzi pan ścisłą dokumentację swoich pacjentów?
Zdzisiek uśmiechnął się szeroko.
– A na to pytanie odpowiem dopiero, jak zmusi mnie do tego Sąd Powszechny Rzeczypospolitej Polskiej. Jestem lekarzem i nie mogę ujawnić żadnych danych na temat moich pacjentów.
– Rozumiem – Mierzwa wzruszył lekko ramionami. – Ale pytałem tylko, czy prowadzi pan dokumentację, a nie o dane pańskich pacjentów.
– Niczego nie powiem.
– Dlaczego pan Wasilewski potrzebował porady psychoanalityka?
– Nic nie powiem na ten temat.
– No, ale przecież to chyba nie jest normalne, jeśli właściciel dobrze prosperującej firmy chodzi do psychoanalityka, i w dodatku jest to jedyna osoba, która może go zidentyfikować?
– Niczego się pan ode mnie nie dowie. Nic nie powiem na temat mojego pacjenta, dopóki nie zmusi mnie do tego Sąd Powszechny Rzeczypospolitej Polskiej.
– Dobrze, dobrze – przerwał mu Mierzwa. – Teraz pan – zerknął na Wasilewskiego. – Pogrzebałem trochę w pańskich dokumentach.
Wasilewski podniósł brwi.
– Jaki język urzędowy obowiązuje w Belize?
Wasilewski wybałuszył oczy, zdziwiony Hirszbaum pochylił się nad kierownicą.
– Proszę?
Mierzwa uśmiechnął się lekko.
– A gdzie leży Belize? Mniej więcej, choćby rejon świata…
Oficer obserwował ich przez chwilę. Najwyraźniej nie oczekiwał odpowiedzi. Lekko przygryzł wargi.
– Pogrzebałem w pańskich papierach – powtórzył. – Pół roku temu przyleciał pan do Wrocławia samolotem rejsowym z Frankfurtu. Na lotnisku okradziono pana ze wszystkich dokumentów. Skradziono między innymi paszport, co zresztą skrupulatnie zgłosił pan na policji. Pan… – oficer na chwilę zawiesił głos. – Pan jest zawsze bardzo skrupulatny, prawda?
– O czym pan w ogóle mówi?
– Mówię o tym, że najłatwiej załatwić sobie nowy paszport w Belize. To wyłącznie kwestia finansowa. Ale nie o to mi chodzi – ich konsulat w Niemczech wydał panu duplikat, a potem wystąpił pan o naturalizację w Polsce. Co, zważywszy na pański wygląd, akcent, z którym pan mówi, i przedstawione dokumenty po przodkach nie było szczególnie trudne do osiągnięcia. Został pan obywatelem polskim.
Mierzwa odchylił się i pociągnął łyk piwa.
– Mam dziwne wrażenie, że pan nigdy nie był w Belize, że nie wie pan, jaki język jest tam językiem urzędowym, a nawet nie wie pan, gdzie leży ten kraj. I więcej… Coś mi mówi, że pan nie był nawet w Niemczech.
– O co pan mnie podejrzewa? Co to za bzdury?!
– Ja pana o nic nie podejrzewam. Każdy przestępca, nie mówiąc o agentach wywiadu, postąpiłby sto razy inteligentniej.
Hirszbaum zapalił papierosa. Nie wydawał się być szczególnie zdziwiony rewelacjami oficera.
– Mógłbym to wyjaśnić – mruknął. – Gdybym, oczywiście, miał zgodę mojego pacjenta – powiedział oficjalnie.
Tym razem to Mierzwa uniósł brwi. Tak samo zresztą jak Wasilewski.
– Chyba nie rozumiem.
– Mógłbym wyjaśnić wszystko, co się tu dzieje… Gdyby mi mój pacjent, i przyjaciel zarazem, pozwolił.
Mierzwa spojrzał pytająco na Wasilewskiego. Ten skinął głową.
– Przyznam, że też niewiele rozumiem, ale… – zawiesił głos i wzruszył ramionami. – Jeśli chodzi o ujawnienie tajemnicy lekarskiej, to nie ma sprawy.
– Na pewno? – spytał Hirszbaum.
– Jasne – Wasilewski zerknął na niego, zdziwiony. W dalszym ciągu nie wiedział o co chodzi.
– Sprawa jest, wbrew pozorom, dosyć prosta. On cierpi na pewien rodzaj… rozdwojenia jaźni.
Wasilewski wybałuszył oczy. Zdzisiek przygryzł wargi.
– Jest właśnie w fazie regresji. Teraz nie pamięta nawet w jakiej sprawie do mnie przychodzi, ale nie pytajcie mnie, panowie, o łacińskie terminy, ani dokładne naukowe wyjaśnienia, bo niczego nie zrozumiecie. To jest pewien rodzaj amnezji, powiązanej z zaburzeniami osobowości. W pewnym momencie Wasilewski… no, jakby to powiedzieć… zamienia się w inną osobę. Przestaje nagle pamiętać, że tak naprawdę jest kimś zupełnie innym. I… no… zaczyna nowe życie.
– Zaraz, zaraz – przerwał mu Mierzwa. – Co prawda mam tylko mgliste pojęcie o schizofrenii, ale nie mogę sobie wyobrazić, jak chory przed atakiem, przez całe tygodnie, z niezwykłą skrupulatnością zamyka swoje sprawy służbowe, włączając w to ZUS, urząd skarbowy i całą resztę naszej kochanej biurokracji…
– Istotnie. To trudno sobie wyobrazić – Hirszbaum rozłożył ręce. – Niestety, ciągle niewiele wiemy o chorobach psychicznych. Od czasów Freuda posunęliśmy się zaledwie o włos.
– Moment – Mierzwa usiłował się skupić. – Twierdzi pan, że pański pacjent nagle, ni stąd, ni zowąd, zaczyna sobie nowe życie, zapominając o poprzednim? Wymyślił sobie, że jest Robertem Daroniem?
– To, mniej więcej, chcę powiedzieć.
– A jakie jest jego prawdziwe nazwisko?
– Nie wiem. Znam go jako Wasilewskiego, ale to o niczym nie świadczy.
– I, przepraszam za wyrażenie, psychicznie chory człowiek otwiera sobie jedną firmę po drugiej i w każdej osiąga od razu oszałamiający sukces finansowy?
Hirszbaum roześmiał się na cały głos.
– Schizofrenicy to ludzie niezwykle inteligentni – wciąż chichotał. – A on ma dodatkowo pewną specyficzną umiejętność – hipnotyczny wpływ na ludzi.
– Pan chce mnie przekonać, że ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o internecie nagle zakłada firmę, przez ogłoszenie w gazecie najmuje sekretarkę i dwóch programistów, a po miesiącu stać go już na nowe alfa romeo?!
– A co to są interesy? – odpowiedział pytaniem Hirszbaum. – To jest sztuka przekonania jakiegoś biznesmena, żeby dobił targu właśnie z panem, a nie z Kowalskim czy z Nowakiem, którzy oferują dokładnie to samo. I to wszystko. Hipnotyczny wpływ na ludzi w zupełności wystarczy.
– Sekundę. Chce pan powiedzieć, że on z równym powodzeniem za miesiąc będzie sprzedawał ciężarówki, a za rok damskie majtki?
– Może też stworzyć Polski Przemysł Kosmiczny. To tylko problem wynajęcia fachowców i zdobycia partnerów. A to drugie zawsze przychodzi mu bardzo łatwo.
Mierzwa pokręcił głową.
– To się w pale nie mieści, jakie bzdury pan mi tu wciska – policjant po raz pierwszy stracił zawodowe opanowanie. Teraz miał twardszy orzech do zgryzienia. Zamiast jednego podejrzanego (o nie wiadomo co), miał od tej chwili dwóch.
– Proszę pana… Jak pan dobrze wie, on nie jest ani agentem wywiadu Hondurasu, ani kryminalistą. Jak pan chce, to proszę go oskarżyć. Tylko o co? O zabicie Roberta Daronia? A gdzie jest ciało? O wyłudzenie paszportu za łapówkę? To niech pan sobie sprawdza w Belize do końca życia! To jest mania prześladowcza. On będzie zmieniał skórę jak wąż. Ciągle, co sezon, nieustannie. Tylko że na niczym go nie wyhaczycie, bo jest cholernie skrupulatny w załatwianiu spraw z urzędem skarbowym, co sam pan zauważył.
– I to pan nazywa schizofrenią?
– Tak naprawdę to nie wiem, co to jest schizofrenia. Ale proszę się nie zdziwić, jeśli za rok będzie pan prowadził sprawę Elizy Wójtczak, obywatelki Chin, bogatej jak szlag, mieszkającej w jednym z wrocławskich pałacyków, i będzie pan zachodził w głowę, gdzie się podział Wasilewski…
– No, teraz to chyba pan przesadził.
– Może. Ale niewiele.
– Sam pan mówił, że od lat zna pan pacjenta nazwiskiem Wasilewski.
Hirszbaum znowu ryknął śmiechem.
– Taaaaak? Mówiłem? Doprawdy? – zapalił następnego papierosa. – A nie mówiłem też przypadkiem, że on ma na wszystkich hipnotyczny wpływ? I myśli pan, że ja jestem wyjątkiem? Wielokrotnie się przekonałem, że on potrafi wiele. Być może pięć lat temu poznałem go jako Zbyszka Grabeckiego, może jako Stefkę Łaciak albo jako Jezusa Chrystusa, a być może spotkaliśmy się ledwie przed dwoma dniami, a on mi wmówił, że się znamy kilka lat? Czy to ja mam problemy z wymową, czy pan ze zrozumieniem?