Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Pan… – Wagner przełknął ślinę. – Pan zwariował, panie generale… Pan właśnie zabił parę miliardów ludzi… – powtórzył.

– Wagner! Wiesz, dlaczego właśnie ciebie wybrałem do tej misji? – Baryła obciągnął poły zrabowanej żółtej kurtki. – Wiesz? Nie? Bo jesteś najbardziej sumiennym oficerem Twierdzy Wrocław. Gdyby nie ja, to byś już nie istniał, gnoju! Ale wiem, że wykonasz każdy rozkaz, chociaż za plecami nazywasz mnie tłustym pedziem!

– Panie generale… Ja…

– Teraz weźmiesz ludzi za pysk i poprowadzisz ich do Trzebnicy, na punkt koncentracji przewidziany w planie B. Wykonać!

Wagner zasalutował odruchowo. Było mu zimno, oczy łzawiły po tym cholernym iperycie, czuł się okropnie… jednak Baryła miał rację. Wykona rozkaz. Wiedział, gdzie jest Trzebnica, choć za jego czasów to miasto już nie istniało. Pieprzona autobahn nach Poznań.

Podszedł do jakiegoś przechodnia, który zatrzymał się, widząc niecodzienne pojazdy na parkingu pod Panoramą Racławicką.

– Przepraszam pana – ciągle przecierał chustką oczy. – Gdzie jest autobahn nach Poznań?

– Jaki, psiakrew, „autobahn”?

– No… Autobana. Awtostrada czy ten, no… Highway. Znaczy, autostrada do Poznania.

– Jaka autostrada? – mężczyzna w ciepłym płaszczu wybałuszył oczy. – A droga na Poznań to tam – wskazał ręką kierunek.

Nie miał zresztą czasu dalej zajmować się dziwakiem, bo właśnie zaczynały gasnąć uliczne światła. Nie mógł wiedzieć, że na świecie nie będzie już elektryczności. Wokół gasły światła, milkły telefony, zatrzymywały się samochody…

Jedynie parowy konwój Wagnera mógł bez problemu ruszyć w swoją drogę.

93
{"b":"100640","o":1}