Литмир - Электронная Библиотека
A
A

12 kwietnia – Kolejny list do Tadeusza.

Oddałam Ci tamto, Tadeuszu, bo byłam na ciebie zła. Nie rozumiałam, dlaczego mówiłeś te wszystkie rzeczy o mnie Ance. Chciałeś, by Anka o mnie walczyła, a ona już tylko planowała moją zagładę. I wykorzystała wszystkie informacje przeciwko mnie.

Usiłuję sobie przypomnieć, czy w październiku 1990, tuż przed samobójstwem, też halucynowałam i głos kazał mi się otruć, bo nie pojmuję, co się wydarzyło. Wiem, że jakaś siła mnie pchnęła do tego, by wziąć prochy. Pewnie tak było.

Trzy tygodnie straszliwego bólu po zranieniu przez Ankę. Jest to najmocniejsze, co się wydarzyło w moim życiu. Nic tak nie boli jak cios zadany przez osobę, która się kocha.

„Gdzieś tam zaczyna się we mnie budzić krzyk. Jęk. Powoli wydobywa się z zaciśniętego gardła. Skarga? Prośba? Protest? Wołanie o miłość? Boję się, że zacznę krzyczeć jak oszalała.

Dlaczego mnie nie kochano? Co się stało?”

„Mogę Ci jedynie pisać o bólu i miłości. Nie wiem, czego jest więcej. Płaczu, to na pewno.

Samotności tak ogromnej, tak rozległej. Nikogo tu nie ma, nie ma mnie kto przytulić i nie ma nikogo by wziąć go w objęcia, dotknąć włosów, opowiedzieć, że boli rana po nożu w plecach i westchnąć z ulgą, że jest blisko.

Nie ma nikogo.

Jak boli darowane życie.”

14 kwietnia – Tylko ja znam cenę, jaką zapłaciłam za wyzdrowienie. Wczoraj miałam halucynacje – Boga, mężczyzny w masce. Bóg pochylił się mi prosto w płaczącą twarz. Co mi chciał przekazać? Bóg był tak blisko, mówił mi o swojej obecności.

Jeżeli potrafiłam do końca umrzeć, czy uniosę miłość, która się nie spełni. Uciekam w psychotyczny kosmos.

16 kwietnia – Wczoraj wieczorem rozmawiałam przez telefon z Tadeuszem. Wyczułam, że znowu traktuje mnie jak chorą. Wcześniej, w ciągu dnia, miałam halucynacje, byłam po drugiej stronie lustra. Halucynowałam, że mordowałam ojca brzytwą. Kiedyś miałam taką brzytwę, po dziadku, lecz zabrał mi ją milicja, kiedy miałam 16 lat. Rano, na szczęście, przyjechała Kasia i zaczęłam przy niej pracować. I znowu zrozumiałam, że jestem – byłam? – Chrystusem. Anka 23 marca zabiła we mnie Matkę Boską i przeskoczyłam z powrotem na poziom Chrystusa, i jako Chrystus wybaczyłam jej to skurwysyństwo. To była moja jedyna obrona.

Napisałam przy Kasi list do Anki, że zwracam jej agresję, że jej nie chcę i sama, za nią, nazwałam jej uczucia do mnie. Tylko w ten sposób potrafiłam się obronić. Oddałam jej całe gówno, którym mnie zatruła.

Jestem schizofreniczką i tej nocy mogło dojść do ostatecznego rozpadu. Ponownie zaczęłam zdrowieć.

Przyjazd Kasi był wybawieniem. Czułam jej przyjaźń do mnie, tę najprawdziwszą. Przyjaciel, który nigdy nie odwróci się plecami, cokolwiek usłyszy. Przyjmie całą prawdę.

DLA WYZDROWIENIA KONIECZNA JEST KONFRONTACJA Z RODZICAMI!!!

Nie można stale uciekać przed sobą, wycofywać się, bo to prowadzi do samounicestwienia.

Przy Kasi czułam się absolutnie bezpieczna. To dom doprowadzał mnie do obłędu i skrajnej rozpaczy.

Tego dnia, już przed zaśnięciem, miałam halucynację, którą przy Kasi mogłam przeżyć spokojniej. Widziałam pożar, katastrofę, lecz pożar ugasiła straż pożarna. Ten ogień – ogień piekielny – był znowu we mnie, został ugaszony, a ja uratowana.

17 kwietnia – Zdjęłam identyfikację z ciotki, dlatego mogłam oddać Ance agresję. Nie umiałam się przed nią wcześniej obronić, bo ciotka we mnie to hamowała.

Napisałam Tadeuszowi – Jestem schizofreniczką. Pracuję nad tym, czy jestem homo – czy heteroseksualna. To trudne, dlatego, że muszę być Basią, by do tego dojść, a nie Chrystusem czy Matką Boską, superfacetem czy dziwką, tj. Wielką Nierządnicą. Archetypy są niesamowite.

Mimo że nie znałam Bibli, otworzyły się we mnie zdarzenia z pradziejów ludzkości tego typu kulturowego, w którym wyrosłam.

Kasia jest ze mną w najwłaściwszych momentach, jak prawdziwy przyjaciel.

Psychoza była jedyną formą zaistnienia na brak miłości i wolności, maskowana narkomanią.

Była buntem na „stałe zabijanie mnie” przez bliskie mi osoby, które wcale nie były bliskie, bo podświadomie chciały mnie zniszczyć. Była odpowiedzią na nienawiść!!!

Ojciec, kiedy nie ma matki, traktuje mnie jak drugą żonę. Próbował szantażu, bym nie wyjechała do Warszawy.

Wyjechałam w kwietniu do Warszawy. Czułam dalszą potrzebę pracy i chciałam ponownie spotkać się z Tadeuszem. I stało się tak, jak chciałam. Poszliśmy tylko we dwoje do Łazienek na długi spacer bez terapeutycznych kombinacji, bez konfrontacji z projekcjami, tylko on i ja. Cały czas traktował mnie jak koleżankę po fachu i porozmawialiśmy sobie o psychologii.

Tadeusz wzmacniał mnie psychicznie, bo przygotowywałam się po powrocie z Warszawy do konfrontacji z rodzicami i do odejścia z domu.

Przed wyjazdem do stolicy byłam sama w domu z ojcem, matka była w sanatorium. Zaczęłam mu mówić o sobie, na początku nie chciał mi dać żadnej szansy na wyzdrowienie, bronił się przed prawdą. W końcu powiedział, że mam rację, przeprosił mnie i powiedział, że mnie kocha. Byłam tak udręczona ostatnimi miesiącami, że nie umiałam tego przyjąć. Było to zwycięstwo połowiczne.

19 kwietnia. Warszawa – Co zrobić z tym, który mnie zgwałcił? On powraca, a ja nie mam koncepcji, jak tę sprawę załatwić. Obwiniam o gwałt ojca i brata. Czy konfrontacja z nimi wystarczy, by sobie z tym poradzić?

Niestety, chyba jest teraz we mnie więcej mężczyzny niż kobiety.

Miałam odrobinę szczęścia w koszmarnym nieszczęściu, że spotkałam Ciebie, Tadeuszu, i bez względu na projekcje, jakimi Cię obdarzyłam, zaczęłam pracę nad sobą.

Czy można wyzdrowieć po takim życiu?

Nie pozwolę, bym całkowicie przeszła na drugą stronę lustra.

Tadeusz: „Proces indywidualizacji to zrzucenie maski i integracja z cieniem, animusem lub animą, z własne jaźnie, z Bogiem. Kto tego nie potrafi lub nie może, cierpi, choruje, umiera.

Ktoś nie zdolny do indywidualizacji w gruncie rzeczy sam siebie unicestwia. Archetypy są strażnikami tożsamości, obecnymi w kulturze świata, zbiorowej pamięci, której jednostka pod karą zlekceważyć nie może”.

Tadeusz: „Alienacja od zbiorowości, alienacja od zbiorowych symboli to skazanie na drogę cierpienia, na drogę winy i grzechu, dewiacji i samobójstwa”.

A. Kępiński: „Zarówno przebywanie w obozie koncentracyjnym, jak schizofrenia są przeżyciami przekraczającymi granice ludzkiej wytrzymałości i dlatego ślad, jaki po sobie zostawiają, może być podobny”.

Wieczorem przychodzi dawny lęk, teraz wiem, że psychotyczny, wszechogarniający. Dlatego tak często śniłam obozy koncentracyjne. W takim lęku żyłam, totalnego zagrożenia i unicestwienia.

Czy można przetransformować„ślad” po takich przeżyciach? Co ze mną będzie? Czy to się uda, Tadeuszu?

20 kwietnia 91 – A we śnie znowu zagłada. Prześladowanie. Tadeuszu, żyję w „obozie koncentracyjnym” od 32 lat.

Codziennie mam takie godziny, kiedy dopada mnie ostateczny rozpad, walczę z tym wszelkimi sposobami, jakie znam, i to „po co?” stale się we mnie odzywa. Nikt mnie nie kochał poza ciotką. Czy mam w ogóle szansę na życie? Czy nie jest już za późno? Koszmar, jaki przeżyłam i jaki przeżywam, bywa nie do udźwignięcia.

Czy identyfikowałam się z gwałcicielem? Co z dziadkiem, który mnie „zostawił” umierając?

Halucynacje wskazują na to i pomagają w analizie. Ale ciągną w stronę piekła, gdzie czyha mord. I ostateczne rozszczepienie. Dlaczego tak walczę? Skąd te siły psychotyczne?

BOJĘ SIĘ, ŻE KRZYK DOPADNIE MNIE NIESPODZIEWANIE.

Kiedy odwracam uwagę od nurtu psychotycznego, powraca spokój. I to wzbudza nadzieję, że szansa na walkę z szaleństwem istnieje.

Tadeuszu, żyję wbrew wszelkiej logice i prawom. Tajemnicę schizofrenii poznałam tak, jak zawsze tego chciałam. To mi się udało. Znam ją do końca. Ale kiedy dłużej wędruję po

Warszawie, dopada mnie myśl, że jest już za późno.

25
{"b":"100563","o":1}