6 listopada spotkałam się z Ewą w jej domu. Opowiedziałam o gwałcie, ona opowiedziała o swoim, ją zgwałcił dziadek.
20 listopada – Noce agonii i rozpaczy. Napisałam opowiadanie „Schizo simplex”, które ukazało się w „Okolicach”. To mnie uratowało przed samobójstwem, czułam się oczyszczona.
Noc, 26 lutego 1991.
Tadeuszu, te noce spędzone na rozmowie z Tobą w całkowitej samotności, listy pisane do Ciebie, które pomagają mi w analizie choroby. Teraz dopada mnie pytanie, czy psychoza naprawdę się skończyła, czy nie powróci. Jeżeli już raz potrafiłam wejść na tę drogę, i to całkowicie do końca, czy to się nie powtórzy.
Kiedy czytam moje dzienniki, to są w większości normalne, chociaż są różne okresy, okresy całkowitego rozbicia myślowego – rozkojarzenia i dezintegracji. Milczenie ratowało mnie przed szpitalami. Dysymulowałam na każdym kroku, aż tak się zapętliłam, że przez ostatnie dwa lata nie miałam żadnego poczucia choroby, wręcz odwrotnie, poczucie pełnego zdrowia.
Akt pozbawienia się dziewictwa, czym był? Był stosunkiem z szatanem. Kiedy się pierwszy raz okaleczyłam mając 15 lat, wbiłam sobie nóż w brzuch, chyba już wtedy chciałam pozbawić się jajników, a także Chrystus miał przebity na krzyżu bok.
Boże, co za koszmary. Dlaczego aż tak okrutna jest psychoza, dlaczego aż tak?
Czy to kiedyś opiszę? Nie wiem, to mnie przeraża, Tadeuszu. To nie wstyd, to jest zbyt tragiczne, może później będzie inaczej. To wszystko jest zbyt świeże, zbyt aktualne.
Ginekologia była piekłem, do którego weszłam na koniec. Ostatnim piekłem, które ujrzałam na ziemi – wiesz, ile dziennie dokonuje się aborcji – wycina się płody, jak obcina się paznokcie, 10 minut i po wszystkim. I chyba chciałam ulecieć ponad piekło do nieba. Nie dałam się matce – śmierci i piekłu.
Jedno jest dla mnie pewne, była psychoza przez 19 lat. Niestety była. Ile okresów niepamięci, przecież halucynacje były rzeczywistością, i urojenia.
Czy mogę w ogóle pracować z ludźmi jako terapeuta? Czy to jest w ogóle wskazane?
Przebijam się przez tyle twierdz nieświadomości.
Tadeuszu, czy w ogóle jest możliwe wyjście z chronicznej psychozy? Przecież rozpadłam się do końca, do absolutnego końca.
A teraz dalej dzienniki:
12 grudnia 1984 – Czuję, że jestem inna nawet od tych innych. Trzeba głosić swoją prawdę.
Kończy się rok moich narodzin i śmierci, przepowiadam sobie przyszłość, a ona się sprawdza.
5 stycznia 1985 – Odkrywam siebie, a droga wciąż daleka, bardzo daleka, mimo że blisko śmierci.
8 stycznia – Jestem szalona, ale w moim szaleństwie jest jakaś metoda, niesamowita, która wszystko trzyma w kupie.
11 stycznia – Poszłam daleko w głąb siebie, w straszliwy labirynt i oślepłam tam wewnątrz, i już niczego nie uda mi się zobaczyć ponad to, co już zobaczyłam. I widziałam samotność, smutek i wielki żal. I chwilę radości, która nie należała do mnie.
13 stycznia – Wiem, że nigdy nie zaznam spokoju. Nie wiem, kiedy odejdę. Chcę wiedzieć, zanim odejdę. Kiedy skończy się czas, będę odpoczywać. Kiedy skończy się mój czas.
22 stycznia – Prościej zrozumieć czwarty wymiar niż moje rozłączenie – znowu był to tydzień agonii, myśli samobójczych. I moment kolejnego zmartwychwstania – urodziłam się 1 lutego 1985 r.
13 lutego – Kiedyś trzeba będzie unicestwić powlokę cielesną – powróciło przekonanie, że jestem martwa, byt to okres od ukrzyżowania do zmartwychwstania.
16 lutego – Lęk, który jest wszechegzystencją, natchnieniem – moje kontakty z Ewą są sporadyczne, miała nowego kochanka, a ja żyłam pomiędzy jednym a drugim niebytem.
W marcu ujrzałam biblijne obrazy z życia ludzkości, mimo że nie znałam Biblii. Miałam świadomość końca i przemiany.
W maju 1985 skończyłam pisanie pracy magisterskiej. Pomimo przeżywania kosmicznego napięcia, udało mi się nad nią pracować.
16 czerwca – Jak to się dzieje, że milcząco wyrażam zgodę na przypisywanie mi win, których nie popełniłam?
W lipcu ukazało się pierwsze wydanie „Pamiętnika narkomanki”, co mnie uspokoiło, nie miałam obsesyjnych myśli o śmierci. Ujrzałam zagładę świata.
W sierpniu chciałam podjąć pracę na oddziale psychiatrycznym w Częstochowie, ale ordynator nie chce mnie przyjąć z powodu mojej choroby, o której wie. To mnie wprowadziło w stan głębokiej depresji. Postanowiłam podjęć prace w Lublińcu. Nawiedziły mnie gwałtowne halucynacje, znowu odwiedził mnie duch Rafała Wojaczka.
Odczuwałam bycie w Lublińcu jak na wygnaniu!!!
17 sierpnia – Jestem mocą – miałam nową matkę – była nią moja szefowa na oddziale. I był chłopak, pacjent ze schi, twierdził, że jest czartem, słaby, bezbronny, na pograniczu katatonii.
Nie zagrażało mi nic.
Zapragnęłam głosić prawdę! – miałam spotkanie autorskie z młodzieżą. Działałam, miałam poważne problemy ze snem, sama określałam swój stan jako submaniakalny, napisałam – idę drogą prawdy. Niosłam w sobie „poświęcenie". Uciekałam w somatykę, miałam chroniczne anginy, cały czas pracowałam na maksymalnych obrotach.
Żyłam w całkowitym uniesieniu, przekonana o zdrowiu psychicznym.
24 października – Miałam sen, że będę żyła 31 lat, i tak by się stało. W tym czasie prawie nic nie jadłam, miałam anemię. Dopiero kiedy wracałam do domu, zaczynałam jeść. Cały czas halucynowałam. Głosy mnie prześladowały, ścigały.
Tadeuszu, dobrze, że mogę Tobie to wszystko opowiedzieć.
12 grudnia – Myślałam o moich pacjentach, co się dzieje, że oni cierpią za miliony, jaki naprawdę jest ich świat, kim są, resztki umownej osobowości, z czym się zmieszały, dokąd uleciały, w jaki sposób się rozpadają. Czym naprawdę jest defekt w schizo? Przejściem w inny wymiar czasoprzestrzeni? Moja osobowość także się rozpada. Moje ciało się rozpada. Kim jestem pomiędzy schizofrenikami a personelem, bliżej którego końca?
14 grudnia – Bo nie wystarcza dla mnie tylko urodzić się i umrzeć, muszę zbyt często umierać.
Majaki sprawdzają się, spełniają. Dokąd sięgają, gdzie są ich granice? Do momentu absolutnego samounicestwienia.
1986 rok – Żyję ich światem, a może to mój świat – znowu głoszę prawdę, nauczam.
6 stycznia – Nie mogę pisać. Czuję, że moja dłoń jest mi obca. Jest nas teraz dwie (dwóch).
Ciało i to „coś” ponad nim.
Halucynowałam, widziałam płonące miasta, widziałam apokalipsę. Miałam poczucie osaczenia, znowu nastąpił okres „manii”, lęki się nasiliły do granic wytrzymałości.
18 lutego – Do jakiego stanu trzeba dojść? Do środka siebie, w sobie i obok siebie z sobą.
Trzeba iść dalej z pokorą zwycięzcy, kiedy nie ma zwyciężonych.
20 lutego w „Na Przełaj” ukazał się o mnie reportaż pt. „Zmartwychwstanie”. W pracy wszystko stało się jasne dla personelu, byłam dla nich ćpunką, degeneratką.
Tadeuszu, jak to można było utrzymać w tajemnicy? Powoli narastały urojenia prześladowcze wywołane realną sytuacją. Personel, głównie salowe i pielęgniarki, był przeciwko mnie.
Wiesz, Tadeuszu, byłam zawsze mocno urojeniowa. Wtedy jeszcze opowiadałam o tym psychiatrom, lecz zawsze urojenia były tak zwarte, że były odbierane jako rzeczywistość.
Byłam nieustannie ścigana, prześladowana, czyhano na moje życie.
15 marca – Listy, telefony, spotkania. I zbyt mało czasu dla siebie. I zbyt duży ciężar sławy.
Moje Królestwo jest pełne lęku – miałam coraz więcej wyznawców i coraz więcej wrogów.
1 kwietnia – Brakuje mi tego jednego miejsca, dlatego nie mogę się odnaleźć.
1O kwietnia – Doświadczyłam w nocy stanu rozszczepienia osobowości, czułam, że nie istnieję.
Byłam ponad światem, daleko.
1 maja – Odrzucenie i brak ciepła w dzieciństwie to początek.