– Ernie Nolan.
– Z której pan jest Agencji? Bezpieczeństwa Państwowego? Ochrony Tajemnic Specjalnych? FBI?
– Tego nie wolno mi powiedzieć – odparł Nolan urzędowym tonem.
– A nie zawiąże mi pan oczu?
– Nie ma potrzeby. Jeśli pański zamiar przejrzenia dokumentów historycznych zaakceptował prezydent, a w dodatku uzyskał pan kategorię "Beta-Q" to chyba i ja mogę zaufać, że nie ujawni pan nic z tego, co pan dzisiaj zobaczy.
– Dzisiaj? Gdyby pan lepiej poszperał w mojej teczce, to wiedziałby pan, że to moja czwarta wizyta w ASD.
Agent nic nie odpowiedział. Pozostał milczący aż do końca wspólnej podróży. Zjechał z autostrady w wąską drogę z betonowych płyt, która wkrótce doprowadziła ich do pilnie strzeżonej bramy. Kierowca pokazał jakiś dokument: przepuszczono ich. Minęli jeszcze dwa podobne posterunki, zanim wreszcie stanęli na podwórzu farmy, pełnej kur, świń i suszącej się na sznurach bielizny, przed budynkiem przypominającym stodołę. Kolejny wartownik wpuścił ich do środka; zaczynała się tu szeroka betonowa pochylnia, schodząca głęboko pod ziemię. Jechali nią dość długo, aż zatrzymali się na dużym podziemnym parkingu. Kierowca wyłączył silnik.Perlmutter znał już całą procedurę. Wysiadł z furgonetki i podszedł do stojącego obok małego samochodu elektrycznego, przypominają-cego wózki golfowe. Czekający tu archiwista w białym fartuchu wyciągnął rękę na powitanie.
– Frank Moore – przypomniał swoje nazwisko. – Miło powitać tu pana znowu.
– Ja również się cieszę, Frank. Ile to już lat?
– Ostatnio był pan tu trzy lata temu. Badał pan historię Sakito Maru.
– Japońskiego statku pasażersko-towarowego, zatopionego przez łódź podwodną Trout.
– No, nie był to taki niewinny statek. O ile pamiętam, przewoził rakiety V-2 z Niemiec do Japonii.
– Ma pan świetną pamięć, Frank.
– Nie, po prostu poznałem tę historię lepiej niż wiele innych, właśnie dzięki szukaniu dokumentów w czasie pańskiej poprzedniej wizyty. Co pana interesuje tym razem?
– Wojna Secesyjna – odparł Perlmutter. – Chcę dotrzeć do wszelkich istniejących zapisów, które mogłyby rzucić jakieś światło na tajemnicze zniknięcie pewnego pancernika Konfederacji.
– Brzmi interesująco – zauważył Moore i wskazał Perlmutterowi miejsce w samochodzie elektrycznym. – Dokumenty i pamiątki związane z Wojną Secesyjną są dobre dwa kilometry stąd.
Ale nie od razu przejechali te dwa kilometry. Już po kilkudziesięciu metrach zatrzymali się przed biurem szefa ASD. Perlmutter musiał poddać się jeszcze jednej kontroli, odbyć krótką, formalną rozmowę z naczelnym kustoszem i podpisać oświadczenie, że niczego, co tu zobaczy, nie opublikuje bez zgody właściwego organu państwowego. Wreszcie zagłębili się w labirynt podziemnych korytarzy.Po drodze natknęli się na grupę pracowników, którzy rozładowy-wali świeży transport pamiątek i wotów, jakie ludzie zostawiają wciąż w Mauzoleum Weteranów Wietnamu.
Fotografie, wojskowe buty i mundury, zegarki i obrączki ślubne, plakietki i numerki służbowe, maskotki – wszystko było starannie katalogowane, etykietowane, pakowane w plastikową folię i układane w ścisłym porządku na półkach. Rząd USA nigdy niczego nie wyrzuca na śmietnik.Perlmutter, choć był tu już po raz czwarty, wciąż nie mógł się nadziwić rozmiarom podziemnego magazynu. Regały i szafy pełne starych przedmiotów i wszelkiego rodzaju dokumentów ciągnęły się kilometrami. Wiele dokumentów dotyczyło innych krajów. Sama tylko sekcja obejmująca zbiory z hitlerowskich Niemiec zajmowała powierzchnię równą czterem boiskom piłkarskim.
Remanenty z Wojny Secesyjnej umieszczono w czterech sąsiadują-cych ze sobą podziemnych budynkach. Każdy miał trzy piętra, a wysoką na piętnaście metrów konstrukcję wieńczył gruby betonowy strop. Ten sam strop przykrywał "plac" między budynkami, na którym stały różne typy armat z tamtego okresu. Były czyste i lśniące, jakby dopiero dziś wyszły z fabryki. Ekspozycja obejmowała też lawety i wózki artyleryjskie, pełne pocisków. Perlmutter miał nadzieje, że są rozbrojone. Pośrodku placu umieszczono ogromne działa okrętowe, pochodzące z takich sławnych jednostek jak Hartford, Kearsage, Carondelet i Merrimack.
– Dokumenty i relacje są w bloku A – przypomniał Moore.
– W blokach B, C i D trzymamy broń, mundury, akcesoria medyczne, a także meble należące kiedyś do Lincolna, Jeffersona Davisa, generałów Lee i Granta oraz do innych sławnych ludzi z tamtej epoki.
– Wysiedli z pojazdu i weszli do budynku A. Cały rozległy parter zajmowały szafy z papierami. Moore zrobił szeroki gest ręką, Tutaj jest wszystko, co dotyczy Konfederacji. Zapisy dotyczące Unii są na drugim i trzecim poziomie. Od czego chce pan zacząć?
– Od dokumentacji związanej z pancernikiem Texas.
Moore przez chwilę kartkował gruby katalog, z którym się nie rozstawał.
– Zapisy na temat okrętów Konfederacji są na niebieskich regałach pod tamtą ścianą – stwierdził w końcu.
Perlmutter podszedł do wskazanych regałów. Mimo że zbiorów tych nie ruszano od lat – wielu teczek zapewne nigdy – było na nich zdumiewająco mało kurzu. Moore określił z grubsza miejsce, w którym mogły być materiały dotyczące nieszczęsnego pancernika, po czym wskazał stół i krzesło.
– Może pan tu wygodnie pracować. Będę cały czas w pobliżu; do moich obowiązków należy niestety stałe obserwowanie naszych gości.Wymagają tego przepisy o ochronie zbiorów.
– Oczywiście, znam przepisy – mruknął Perlmutter.
Moore spojrzał na zegarek.
– Pańska przepustka opiewa na osiem godzin. Potem musimy wrócić do biura naczelnego kustosza i zostanie pan odwieziony do Forestville. Wszystko jasne?
– Tak, ale w takim razie chciałbym od razu zacząć.
– Oczywiście. Życzę powodzenia.
Perlmutter stracił prawie godzinę na przeszukanie dwu dużych regałów z aktami, zanim znalazł wreszcie starą żółtą teczkę z napisem: "CSS Texas". Papiery w środku zawierały niewiele informacji, które nie byłyby już publikowane i powszechnie znane. Były tam dane konstrukcyjne, notatki z okresu budowy okrętu, relacje z wodowania, raport techniczny głównego mechanika, wreszcie lista oficerów i człon-ków załogi. Było też kilka relacji naocznych świadków bitwy, jaką Texas stoczył z całą flotą Unii, przebijając się na otwarty ocean. W jednym z artykułów, którego autor, reporter z Północy, obserwował bitwę z kanonierki uszkodzonej pociskami Texasa, dwa wiersze były puste, najwyraźniej usunięte przez cenzurę. Perlmutter zastanawiał się, jaki mógł być cel i sens cenzorskiego cięcia. Było to zresztą coś absolutnie wyjątkowego. W ciągu wielu lat swoich studiów nad okrętami Wojny Secesyjnej nigdy jeszcze się z tym nie spotkał.Ostatni znajdujący się w teczce kawałek papieru był pożółkły i zmurszały ze starości. Perlmutter ostrożnie rozłożył go na stole. Był to wycinek z jakiejś angielskiej gazety z przełomu wieków. Zawierał wyznania jednego z członków załogi CSS Texas, złożone tuż przed śmiercią w prowincjonalnym szpitalu w okolicach Yorku. Człowiek nazwiskiem Clarence Beecher utrzymywał, że wraz z innymi ocalałymi po bitwie członkami załogi przepłynął na pokładzie pancernika przez ocean. Okręt zapuścił się następnie w jakąś wielką afrykańską rzekę i pokonał bez trudności kilkaset mil. W końcu, kiedy brzegi szerokiej wciąż rzeki stawały się coraz bardziej pustynne, sternik, który nie miał żadnej mapy tych okolic, popełnił błąd i zamiast płynąć nadal głównym nurtem, skierował okręt w jakiś dopływ. Płynęli na północ jeszcze kilka dni i nocy, zanim kapitan zorientował się w pomyłce. Próbowali zawrócić do głównego nurtu, ale okręt utknął na mieliźnie i mimo wielkich wysiłków nie udało się go zepchnąć na głębszą wodę.Oficerowie postanowili wtedy doczekać w tym miejscu do końca lata. Liczyli na to, że gdy zacznie się pora deszczowa, woda w rzece podniesie się i spłyną z mielizny. Mieli już co prawda bardzo mało żywności, ale rzeką płynęło wciąż jeszcze dostatecznie dużo wody, by zaspokoić ich pragnienie. Kapitan kupował żywność od wędrujących tamtędy koczowniczych plemion. Płacił złotem, co zwróciło na nich uwagę pustynnych bandytów. Dwukrotnie próbowali zbrojnie opanować unieruchomiony okręt i zabrać znajdujące się na nim – w ich przekonaniu – nieprzebrane skarby. Oba ataki zostały jednak odparte.Upał, tyfus, malaria i głodowa dieta zaczęły dziesiątkować załogę. W sierpniu zostało przy życiu już tylko dwóch oficerów, prezydent i dziesięciu marynarzy…
Perlmutter przerwał czytanie. Prezydent? O jakim prezydencie mógł mówić ten Beecher? Było to w najwyższym stopniu zagadkowe. Wrócił do lektury.W końcu oficerowie wysłali Beechera i czterech innych ludzi łodzią ratunkową w dół rzeki po pomoc. Ale tylko on jeden dotarł – i to ledwie żywy – do ujścia Nigru. Uratowany i odkarmiony przez kupców z jakiejś brytyjskiej kompanii, potem przewieziony za darmo do Anglii, osiedlił się tam, ożenił i do końca życia parał się rolnictwem w Yorkshire. Na łożu śmierci oświadczył, że nigdy nie chciał wracać do rodzinnej Georgii, bo był pewien, że go tam powieszą za straszną zbrodnię, w której uczestniczyła załoga Texasa. Bał się tego tak bardzo, że przez cały okres życia w Anglii nie wspominał nawet słowem o swojej przeszłości.Kiedy wydał ostatnie tchnienie, słuchający go lekarz i żona Beechera uznali wszystko za majaczenia umysłu wyczerpanego chorobą. Miejscowy wydawca gazety, któremu lekarz opowiedział wieczo-rem w klubie tę historię, przekazał ją do druku tylko dlatego, że nie dostał w porę zamówionego artykułu, a musiał czymś zapełnić pustą szpaltę.
Perlmutter przeczytał całą relację jeszcze raz. Był skłonny uwierzyć słowom umierającego – mimo wątpliwości jego żony i lekarza – gdyby nie pewien szczegół. Na liście załogi Texasa, sporządzonej tuż przed opuszczeniem stoczni w Richmond, nie było żadnego Clarence'a Beechera. Ziewnął i zamknął teczkę.
– Chyba nic więcej tutaj nie znajdę – powiedział do Moore'a. – Teraz chciałbym pogrzebać trochę w papierach Unii.
Moore ulokował wszystkie wyjęte teczki z powrotem na regałach i poprowadził Perlmuttera krętymi stalowymi schodkami na drugą kondygnację.
– Tutaj jest ścisły układ chronologiczny – powiedział. – Jaki okres pana interesuje?