CZĘŚĆ TRZECIA. FABRYKA KOMPASÓW
– Podnoszą awanka. – Po twarzy Silasa przebiegło zaskoczenie, zaprzeczenie, cała gama różnych odcieni niedowierzania. – Nie może być – powiedział cicho, kręcąc głową.
– Bo awanki to legenda? – skrzywiła się ironicznie Bellis. – Wymarłe stworzenia? Bajka dla dzieci? – Zacisnęła usta i potrząsnęła książką Krüacha Auma. – Ten, kto dwadzieścia lat temu odłożył to na półkę, myślał, że jest to książeczka dla dzieci, Silasie. Ale ja znam wysokie kettai. To nie jest książeczka dla dzieci. – Dzień dogasał, lecz pomruki miasta za oknami nie cichły. Bellis wyjrzała przez okno na światło konające płachtami spektakularnych barw. Podała Silasowi książkę. – Od dwóch dni nie zajmuję się prawie niczym innym. Nawiedzam bibliotekę niby jakiś cholerny eidolon i czytam książkę Auma. – Silas kartkował książkę i przebiegał wzrokiem po tekście w taki sposób, jakby go rozumiał, chociaż Bellis wiedziała, że nie rozumie. – To jest napisane w wysokim kettai, ale nie powstało w Gnurr Kett i nie jest stare. Krüach Aum to anophelius. – Silas spojrzał na nią ze zgrozą. – Uwierz mi – powiedziała Bellis po długim milczeniu. Czuła się potwornie zmęczona, co było nawet słychać. – Wiem, jak to brzmi. Przez ostatnie dwa dni próbowałam jak najwięcej się dowiedzieć… Ja też sądziłam, że wymarli, ale oni wymierają od ponad dwóch tysięcy lat, Silasie, i jeszcze nie zdążyli wyzdychać. Kiedy Padła Malaryczna Reginokracja, wytępiono ich w Shoteka, w Roha gi, w większości Shards. Ale zdołali przeżyć. Znaleźli sobie azyl na jakiejś zapadłej skale na południe od Gnurr Kett. I chociaż trudno w to uwierzyć, nawet po upadku Malarycznej Reginokracji są ludzie, którzy z nimi handlują. – Skinęła ponuro głową. – Mają jakiś układ Dreer Samher albo z Gnurr Kett, a może z jednym i drugim. Nie potrafię tego dociec. I… wydaje się, że piszą książki. – Pokazała na półkę. – Bogowie raczą wiedzieć, dlaczego w wysokim kettai.
Może mówią teraz tym językiem. Byliby jedynym ludem na świecie, który się nim posługuje. Nie wiem, Silasie, na zakochane bogi. Może to wszystko bzdura – zirytowała się nagle. – Fałszerstwo, kłamstwo albo… bajka dla dzieci. Ale Tintinnabulum kazał mi szukać wszelkich prac Krüacha Auma, dlatego temat tej książki to raczej nie jest czysty zbieg okoliczności. Co nie?
– A co tam jest napisane?
Bellis wzięła od niego książkę i powoli przetłumaczyła pierwsze zdania.
– „Skłamałbym, gdybym powiedział, że piszę te słowa bez dumy. Jestem nią wypełniony jak jedzeniem, bo… znalazłem historie do opowiedzenia, o czymś, czego nie osiągnięto od czasów Imperium Widmowców, jeśli nie liczyć jeszcze jednego razu, tysiąc lat temu. Jeden z naszych przodków, po tym, jak upadło państwo naszych królowych i ukryliśmy się tutaj… Za pomocą… urządzeń i taumaturgii… wyruszył po wodzie… do ciemnego miejsca… i posłał zaklęcia w usta wody i po dwudziestu jeden dniach gorąca, pragnienia i upału… wyciągnął wielką i tajemniczą rzecz”. – Podniosła wzrok na Silasa i dokończyła: – „Pływającą górę, boga-wieloryba, największe zwierzę, jakie kiedykolwiek odwiedziło nasz świat, awanka”. – Delikatnie zamknęła książkę. – Przywołał awanka, Silasie.
– I co było dalej? Przeczytałaś, to powiedz mi, co było dalej! Bellis westchnęła.
– Nie wiadomo jak i gdzie, ale Aum znalazł stertę starych rękopisów, dawne opowieści. Poukładał je, nadał im spójny sens i opowiedział je na nowo. Jest to historia o anopheliusie, którego imię nie pada. Dzieje się wieki temu. Aum poświęca dziesięć stron przygotowaniom. Ten człowiek pości, prowadzi badania, godzinami gapi się w morze, gromadzi niezbędne rzeczy: baryłki, alkohol, stare maszyny, które obrastały rdzą na plaży. Wypływa w morze. Sam. Próbuje zapanować nad jachtem, który jest o wiele za duży dla jednego człowieka, ale nikt nie chciał z nim popłynąć. Szuka konkretnego miejsca, jakiejś bardzo głębokiej hydrosztolni, dziury w dnie oceanu. Na to poluje. Na to zarzuca sieci. Bo liczy na to, że z dziury wyjdzie awank… Potem mamy dwadzieścia potwornie nudnych stron o uciążliwościach morskiej podroży. Głodny, spragniony, zmęczony, zmoknięty, zgrzany… Tego typu historie. Wie, że znajduje się we właściwym miejscu. Jest pewien, bo hak przenika gdzie indziej. Przebija powłokę świata. Ale nie potrafi znęcić awanka. Nie ma takiego dużego robaka… Na trzeci dzień, kiedy mężczyzna jest już kompletnie wyczerpany, a jego łodzią miotają dziwne prądy, niebo ciemnieje. Nadchodzi burza elyktryczna. Mężczyzna uznaje, że nie wystarczy być we właściwym miejscu, potrzebna jest jeszcze wabiąca moc. Grad i deszcz poniewierają nim, morze dostaje amoku. Ogromne fale ciskają łodzią, która tak się tłucze, jakby w każdej chwili miała się rozpaść. – Silas słuchał jej z szeroko otwartymi oczami i nagle naszedł ją idiotyczny obraz: nauczycielka opowiadająca dzieciom mityczne historie. – Epicentrum burzy jest coraz bliżej i w końcu mężczyzna owija szczyt grotmasztu zwojem kabla, a potem podłącza go do jakiegoś generatora. Później… – Bellis westchnęła. – Nie było to dla mnie zbyt zrozumiałe. Żeglarz uprawia jakieś taumaturgiczne kuglarstwa. Myślę, że próbował wywołać fulmeny, elyktryczne cząstki elementarne, a może złożyć je w ofierze, nie jest to jasne. – Wzruszyła ramionami. – Nie wiadomo, czy mu się udaje, czy jest to odpowiedź cząstki elementarnej, czy też skutek umieszczenia miedzianego drutu na szczycie wysokiego masztu, w każdym razie piorun uderza w przewodnik. – Otworzyła książkę na stosownej ilustracji: biały kontur łodzi i krótkawy, zgeometryzowany piorun werżnięty jak piła w szczyt grotmasztu. – Przez maszyny przepływa potężna fala energii. Taumaturgiczne przyrządy kontrolne, które zainstalował, żeby zwabić awanka i sterować jego ruchami, dostają spazmów megamocy i natychmiast się przepalają. Łódź skacze, żurawie i windy od łańcucha z hakiem wyginają się i spod spodu dochodzi wielki szum… Złapał na hak awanka, jak pisze Aum. I wyłowił.
Bellis umilkła. Przewróciła kilka kartek i zaczęła w duchu czytać słowa Auma.
Osiem kilometrów pod powierzchnią ocean zawibrował krzykiem, woda wstała i zadrżała, była niestabilna tam, gdzie coś ją wypięło, potężnie, a fale zdechły, kiedy wielki pęd od dołu zajął miejsce pływów i woda ciskała łodzią jak muszką, horyzont znikł, gdy awank wypłynął na powierzchnię.
Nic więcej. Brak opisu tego stworzenia. Strona parzysta przeznaczona na ilustrację była pusta.
– Kiedy zobaczył – podjęła Bellis – jak duży jest awank, zdał sobie sprawę, że z głębin wyrwał go zaklęciami. A sądził, że go wyłowi jak wędkarz. Nic podobnego. Awank bez trudu zerwał łańcuchy i znikł. Mężczyzna został zupełnie sam, a do tego musiał jeszcze pokonać całą drogę powrotną.
Bellis umiała to sobie wyobrazić i była poruszona. Przedstawiła sobie sponiewieraną postać nasiąkniętą morską wodą, wokół której wciąż szaleje burza, która z trudem się podnosi i na chwiejnych nogach idzie po pokładzie swego zbyt słabego na takie warunki statku. Uruchamia dogorywające silniki i pełza po morzu głodny i wycieńczony, a przede wszystkim zupełnie sam.
– Myślisz, że to prawdziwa historia? – spytał Silas.
Bellis otworzyła książkę na ostatniej części i odwróciła w jego stronę. Zobaczył całą masę dziwnych wzorów matematycznych.
– Ostatnie dwadzieścia stron zajmują równania, uwagi taumaturgiczne, odesłania do prac innych naukowców. Aum nazywa to aneksem danych. Nie umiem tego przetłumaczyć. Mało z tego rozumiem, to jest teoria utrzymana na wysokim poziomie abstrakcji, kryptoalgebra i tak dalej. Ale widać wielką staranność. Gdyby to była fałszywka, to by tego tak bardzo nie komplikował. Aum sprawdził wszystkie szczegóły: daty, technologie, taumaturgie i podłoże naukowe. Wymyślił, jak to się dokonało. Te ostatnie strony to jest rozprawa naukowa, która wyjaśnia, jak należy się do tego zabrać. Jak podnieść awanka… Silasie, ta książka została napisana w ostatnim roku wyzięby według kalendarza kettai. Czyli dwadzieścia trzy lata temu. Co, nawiasem mówiąc, oznacza, że Tintinnabulum i jego kolesie są w błędzie… Tintinnabulum myśli, że Aum pisał w ubiegłym stuleciu. Wydrukowano ją w Kohnid, stolicy Gnurr Kett, nakładem wydawnictwa Rozedrgana Mądrość. Jak można się spodziewać, w tej bibliotece nie ma zbyt wielu książek w tym języku, a ogromna większość tych, które są, została napisana w niskim kettai. Przejrzałam wszystkie pozycje w kettai wysokim, które udało mi się znaleźć. Rozedrgana Mądrość publikuje w tym języku książki filozoficzne, naukowe, klasyczne, z gnostycznej m echonomii i inne… Z pewnością uważają, że wydali rzecz autentyczną Silasie. Jeśli to jest kawał, to nabrał się na niego naukowy dom wydawniczy i najlepsze umysły Armady… A co jeszcze czytają naukowcy Kochanków, Silasie? Teorie megafauny mojego przyjaciela Johannesa. Inną jego książkę, o życiu międzypłaszczyznowym. Radykalne teorie na temat natury wody, rozprawy z ekologii morskiej. I strasznie im zależy na znalezieniu tej książeczki, przypuszczalnie dlatego, że Tintinnabulum i jego myśliwi trafili na odesłania do niej. Na Jabbera, jak myślisz, o co w tym wszystkim chodzi? Przeczytałam tę książkę. – Wbiła w niego wzrok. – To nie jest wygłup. Ta książka mówi o tym, jak podnieść awanka. I jak nad nim zapanować. Anophelius Aum pisze że awank bez trudu wyrwał się na wolność. – Nachyliła się. – Ale miał do czynienia z jednym człowiekiem. Armada jest miastem. Tamten ożywił trupy silników parowych, Armada ma całe dzielnice przemysłowe. Pod miastem ciągną się gigantyczne łańcuchy, wiedziałeś o tym? Jak myślisz, do czego zamierzają ich użyć? I Armada ma „Sorgo” – pozwoliła swoim słowom wybrzmieć i zobaczyła, że wyraz oczu Silasa uległ nieznacznej zmianie. – To miasto ma setki galonów skalnego mleka, Silasie, i możliwość wydobycia jeszcze większych jego ilości. Jabber jeden wie, jaką taumaturgię potrafią napędzać tym paliwem. Kochankowie uważają, że powiedzie im się to, co nie powiodło się bohaterowi Auma. Płyną w stronę dziury w dnie, żeby przywołać na powierzchnię awanka. Zaprzęgną go do miasta. I będą nim sterować…