Литмир - Электронная Библиотека

„Skąd to wszystko wiesz?” – pomyślała Bellis. „Co to za prawda, którą musisz mi przekazać?”.

– Ale nie sądzę, żeby chodziło tylko o ropę – podjął Silas. – Obserwowałem płomień nad platformą, Bellis. Myślę, że ciągnęli skalne mleko. – Skalne mleko. Lactus saxi. Lepkie i ciężkie jak magma, ale lodowato zimne. I gęste od taumaturgonów, naładowanych cząstek. Warte wielokrotność swego ciężaru w złocie, diamentach, ropie czy krwi. – Tylko, kurwa, do baków silników okrętowych nie leje się skalnego mleka – denerwował się. – Nie wiem, po co to gromadzą, ale na pewno nie tylko do polerowania statków na wysoki połysk. Pomyśl: płyniemy na południe, na głębsze, cieplejsze morza. Założę się z tobą o finiala, że płyniemy blisko podmorskich grzbietów ze złożami, żeby po drodze „Sorgo” mogło wiercić. A kiedy dopłyniemy na miejsce, twój przyjaciel Johannes i jego nowi pracodawcy użyją wielu ton skalnego mleka i Jabber raczy wiedzieć, jakiej ilości ropy, żeby… coś zrobić. A wtedy… – Urwał, mierząc ją wzrokiem. – A wtedy będzie już za późno.

„Powiedz mi” – pomyślała Bellis, a Silas skinął głową, jakby ją usłyszał.

– Pamiętam, że kiedy spotkaliśmy się na „Terpsychorii”, byłem cokolwiek rozgorączkowany. Powiedziałem ci, że muszę natychmiast wracać do Nowego Crobuzon. Sama mi o tym niedawno przypomniałaś. A ja powiedziałem ci, że skłamałem. Otóż, nie skłamałem. Na „Terpsychorii” mówiłem prawdę: musiałem wrócić. Psiakrew, przypuszczalnie wszystko dobrze odgadłaś. – Bellis milczała. – Nie wiedziałem, czy mogę ci zaufać, nie wiedziałem, czy się tym przejmiesz. Przepraszam, że nie byłem z tobą szczery, ale nie miałem pojęcia, że mogę ci zdradzić. Ale teraz ufam ci, Bellis. I potrzebuję twojej pomocy.

Nie skłamałem, kiedy ci mówiłem, że grindylow mogą zwrócić przeciwko jakiemuś nieborakowi bez żadnej widocznej przyczyny, ludzie znikają na skutek ich kaprysu. Kaprysu grindylow, głębinowców. Ale nie mówiłem prawdy, jeśli chodzi o mnie samego. Doskonale wiedziałem, dlaczego grindylow chcieli mnie zabić… Grindylow potrafią popłynąć pod prąd do Bezheks, gdzie wszystkie rzeki łączą się ze sobą, przedostać się do Canker i dotrzeć w dół rzeki, po drugiej stronie gór aż do Nowego Crobuzon… Inni umieją przeprawić się za ocean tunelami, dotrzeć do miasta drogą morską. Grindylow są euryhalinowi – równie dobrze czują się w słodkiej i morskiej wodzie. Mogą dotrzeć do Zatoki Żelaznej, do Wielkiej Smoły, do Nowego Crobuzon. Wymagałoby to jedynie determinacji, a wiem, że tego im nie brakuje. – Bellis nigdy nie widziała go w stanie takiego napięcia. – Podczas mojego pobytu u grindylow huczało od plotek. Szykowali jakiś wielki plan. W tych pogłoskach przewijało się nazwisko jednego z moich klientów, maga, swego rodzaju kapłana-bojówkarza. Zacząłem się rozglądać i nasłuchiwać. Dlatego chcieli mnie zabić: bo wpadłem na pewien trop… U grindylow nie ma tajności, nie ma służb specjalnych. Wszystkie potrzebne dane miałem przed oczyma przez wiele tygodni, ale zajęło mi mnóstwo czasu, zanim się zorientowałem. Mozaiki, schematy, libretta i tak dalej. Strasznie późno zrozumiałem.

– Powiedz mi, czego się dowiedziałeś.

– Planowali inwazję.

– To byłoby coś niewyobrażalnego. Wiadomo, że nasza historia jest historią zdrad i przelewu krwi, ale, Bellis… nie widziałaś Gengris. – w jego głosie była desperacja, jakiej Bellis nigdy wcześniej nie słyszała. – Nie widziałaś hodowli kończyn. Pieprzonych fabryczek żółci. Nie słyszałaś ich muzyki… Gdyby grindylow zdobyli Nowe Crobuzon, nie wzięliby nas w niewolę, nie wymordowali ani nie pozjadali. Nie zrobiliby nic tak… ogarnialnego rozumem.

– Ale po co? – przerwała mu Bellis. – Czego oni chcą? Myślisz, że może im się udać?

– Nie mam zielonego pojęcia. To kompletnie nieznana rasa. Podejrzewam, że rząd Nowego Crobuzon jest bardziej przygotowany na najazd pieprzonych Tesh niż grindylow. Nigdy nie mieliśmy żadnych powodów by bać się ich. Ale oni mają swoje metody, swoje nauki i taumaturgie. Tak… Sądzę, że może im się udać… Chcą zdobyć Nowe Crobuzon z tego samego powodu, co wszystkie inne państwa i dzikusy z Ragamoll. Nowe Crobuzon jest najbogatsze, największe, najpotężniejsze. Nasz przemysł, nasze surowce, nasza milicja. Mamy wszystko. Ale w przeciwieństwie do Shankell, Dreer Samher, Neovodan czy Yoraketche, im może się udać. Mogą sprawić nam niespodziankę… Zatruć wodę, przyjść kanałami. Każda szczelina, szpara i zbiornik wodny w mieście byłby twierdzą. Mogą atakować nas bronią, której działania nigdy nie zrozumiemy, mogą toczyć niekończącą się wojnę partyzancką. Bellis, widziałem, do czego grindylow są zdolni – mówił głosem człowieka wyczerpanego. – Widziałem i potwornie się boję.

Z zewnątrz dobiegły ich odgłosy sennej kłótni małp.

– Dlatego wyjechałeś? – spytała Bellis w ciszy, która zapadła po ostatnich słowach Silasa.

– Dlatego wyjechałem. Nie mogłem uwierzyć w to, czego się dowiedziałem. Zwlekałem, zmarnowałem mnóstwo czasu. – Nagle wezbrał w nim gniew. – Kiedy zdałem sobie sprawę, że mi się nie popieprzyło, że oni naprawdę chcą spuścić na moje rodzinne miasto jakąś bezbożną, niewyobrażalną apokalipsę, wtedy wyjechałem. Ukradłem okręt podwodny i wyjechałem.

– Czy oni wiedzą, że ty wiesz? – spytała. Pokręcił głową.

– Nie sądzę. Zabrałem ze sobą pewne rzeczy, żeby to wyglądało na kradzież i ucieczkę.

Bellis widziała, że Silas jest napięty do granic. Przypomniała sobie heliotypy, które widziała w jego notatniku. Serce podskoczyło jej w piersiach, a po żyłach powoli rozlał się strach, jak choroba. Bellis usiłowała ogarnąć to, co usłyszała, ale zadanie ją przerosło. To wszystko nie trzymało się kupy. To niemożliwe, żeby Nowe Crobuzon było zagrożone.

– Wiesz kiedy? – spytała szeptem.

– Muszą zaczekać do cheta, żeby zebrać z pól broń. Więc może za pół roku. Trzeba się dowiedzieć, co planuje Armada, bo musimy wiedzieć, dokąd płyniemy z całym tym pieprzonym skalnym mlekiem. Ponieważ musimy zawiadomić Nowe Crobuzon.

– Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?

Silas roześmiał się głucho.

– Nie miałem pojęcia, komu mogę zaufać. Próbowałem się stąd wyrwać, znaleźć jakąś drogę ucieczki. Zajęło mi sporo czasu, zanim doszedłem do przekonania, że nie ma na to szans. Pomyślałem, że sam przekażę wiadomość do Nowego Crobuzon. Bo gdybyś mi nie uwierzyła? Albo okazała się szpiegiem? Gdybyś doniosła naszym pieprzonym nowym władcom…

– A może warto się właśnie nad tym zastanowić? – weszła mu w słowo. – Może by nam pomogli przekazać wiadomość…

– Zwariowałaś? – Silas patrzył na nią z przykrym niedowierzaniem. – Myślisz, że by nam pomogli? Guzik ich obchodzi, co się stanie z Nowym Crobuzon. A nawet by się ucieszyli z jego zniszczenia. Jeden rywal mniej na morzu. Myślisz, że pozwoliliby nam wyruszyć z odsieczą? Myślisz, że by się przejęli? Ci dranie przypuszczalnie wsadziliby nas do więzienia aż do czasu, kiedy grindylow wykonają swoją robotę. A poza tym widziałaś, jak oni traktują urzędników i przedstawicieli handlowych z Nowego Crobuzon. Przeszukaliby moje notatki, moje papiery, i wyszłoby na jaw, że jestem prokurentem rządu. Że pracuję dla Nowego Crobuzon. Wszechmocny Jabberze, Bellis, widziałaś, co zrobili z kapitanem. Jak myślisz, co zrobiliby ze mną? – Zapadła długa cisza. – Potrzebuję kogoś do współpracy. Nie mamy w tym mieście przyjaciół. Nie mamy sojuszników. Gdzieś tam, ponad półtora tysiąca kilometrów stąd nasza ojczyzna jest w niebezpieczeństwie, a my nie możemy nikomu zaufać i poprosić go o pomoc. Jesteśmy zdani wyłącznie na siebie, przynajmniej jeśli chodzi o wysłanie ostrzeżenia do Nowego Crobuzon.

Przerwa w rozmowie przeszła w milczenie. Ciągnęła się coraz dłużej i dłużej, i była straszna, bo oboje wiedzieli, że trzeba ją wypełnić. Trzeba wymyślić jakiś plan.

Oboje próbowali. Bellis kilka razy otworzyła usta, ale słowa więzły jej w gardle z braku przekonania.

„Porwiemy jakąś łódź”, chciała powiedzieć, ale idiotyczność tego pomysłu zatkała ją. „Wymkniemy się we dwójkę w dingi. Przekradniemy się między łodziami strażniczymi i popłyniemy na wiosłach do domu”. Próbowała i to powiedzieć, próbowała nawet to myśleć z przekonaniem, i tylko prawie jęknęła z bezsilności.

„Ukradniemy statek powietrzny. Wszystko, czego nam potrzeba, to broń palna, gaz, węgiel i woda do silnika, jedzenie i picie na trzy tysiące kilometrów lotu, no i mapa, z której dowiemy się, w którym dokładnie miejscu Wezbranego Oceanu jesteśmy, na Jabbera…”

Nic, nie było nic, co dałoby się powiedzieć, co dałoby się pomyśleć.

Ale próbowała mówić, próbowała wymyślić sposoby na uratowanie Nowego Crobuzon, miasta, które kochała wściekłą, nieromantyczną miłością i nad którym zawisło potworne zagrożenie. Chwile mijały i mijały, chet, lato i żniwa u grindylow przybliżały się, a ona nie umiała nic powiedzieć.

Bellis wyobraziła sobie ciała podobne do spuchniętych okoni, mknące w zimnej wodzie ku jej ojczyźnie.

– Bogowie kochani, Jabberze kochany – usłyszała swój głos. Spojrzała w zmartwione oczy Silasa. – Bogowie kochani, co my zrobimy?

Rozdział czternasty

Powoli, niby jakieś ogromne, nadęte stworzenie, Armada przepłynęła na cieplejsze wody.

Obywatele i gwardziści odłożyli na bok grubszą odzież. Uprowadzeni z „Terpsychorii” byli zdezorientowani. Myśl, że porom roku można się wymknąć, że można przed nimi fizycznie uciec, była głęboko rozstrajająca.

Pory roku były tylko punktami widzenia – kwestią perspektywy. „Jak w Nowym Crobuzon jest zima, to w Bered Kai Nev jest lato”, mówili. I chociaż dni i noce te dwa kraje mają odwrotnie wydłużające się i skracające, to jest w tym coś wspólnego. Świt jest świtem na całym świecie. Na kontynencie wschodnim letnie dni są krótkie.

Zwiększyła się liczebność ptaków żyjących w mikroklimacie Armady. Do niewielkiej, zadomowionej tutaj od pokoleń społeczności zięb, trznadli, wróbli i gołębi, która przemieszczała się razem z miastem, dołączyły ptaki wędrowne, które po porze upałów przekraczały Wezbrany Ocean. Ich ogromne stada przysiadywały na Armadzie, aby odpocząć i napić się wody, i niektóre z nich zostawały na stałe.

39
{"b":"94843","o":1}