Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Boże! Dostałeś list!

– List? – Zmarszczył brwi z rozdrażnieniem. – Nie dostałem żadnego listu. Ktoś mi zostawił wiadomość, napisaną krwią na lustrze. Kto by pomyślał, że twojego starego stać na takie rzeczy?

Pokręciła głową.

– Jaki ty masz związek z Russellem Lee Holmesem? Znałeś Meagan?

– Co? – Nie rozumiał i nie chciał rozumieć. Przycisnął ją do ściany. – Chcesz znać prawdę? Proszę bardzo, ty mała idiotko. Twój ojciec jest oszustem. Woli kroić zdrowych ludzi niż przyznać się do bankructwa. Twoja matka jest pijaczką i nie potrafi zaspokoić własnego męża. A twój brat to zboczek. I, do kompletu, twój ojciec chrzestny to zwykły bandyta w ładnych ciuchach. Jak ci się podoba ten śliczny obrazek? Dwaj przestępcy, pijaczka i pedał. A ty? Ty jesteś durna. Durna jak cholera, idiotka, która od dwudziestu lat daje się oszukiwać. Jak ci się to podoba?

Uśmiechnął się z satysfakcją. Melanie uniosła głowę, jakby chciała z nim walczyć. Jednak w jej oczach widać było zwątpienie i jakby błaganie, żeby cofnął to, co powiedział. Jeszcze czego!

Odstąpił o krok i od niechcenia uderzył ją w twarz.

– Jak śmiałaś mnie rzucić, ty suko!

– Jak śmiesz mnie tak traktować! – krzyknęła i usiłowała go kopnąć. Bez trudu zablokował cios. Chwycił jej nadgarstek i ścisnął.

– Daj mi szyfr do sejfu. Potrzebne mi dokumenty Harpera.

– Nie znam szyfru.

Puścił jej rękę i uderzył ją kolbą pistoletu. Uderzyła głową o ścianę i osunęła się na podłogę, na wpół przytomna.

– Larry Digger…

– Co? Dawaj szyfr!

– Czy ojciec… zastrzelił Diggera?

William pokręcił głową.

– Nie wiem, o czym mówisz. Harper jest złodziejem, nie mordercą. Dawaj ten szyfr.

– Co się stało z Meagan? – wymamrotała. – Co oni jej zrobili?

– Pieprzyć Meagan. Daj szyfr, bo cię zabiję.

Owinął sobie wokół ręki jej długie włosy i podniósł ją szarpnięciem na nogi.

I nagle wszystko zaczęło się dziać samo.

Słodka Melanie wbiła mu łokieć w brzuch. Powietrze uszło z niego ze świstem. Uderzyła całą dłonią w mostek, nastąpiła z rozmachem na nogę. Odskoczył z przekleństwem i wycelował w nią pistolet.

– Ty dziwko! Zabiję! Rozwalę ci łeb!

– Przestań! – Chwyciła jego dłoń i zaczęła się z nim szarpać.

Pistolet wypalił sam. Zamarli w pół ruchu na środku rozbebeszonego gabinetu. William miał szeroko otwarte, zdumione oczy. Melanie patrzyła na niego z równym zdumieniem. Powoli osunął się na podłogę.

Dopiero teraz zauważyła krew na jego brzuchu. I na jej rękach, na dokumentach, na podłodze. Jak Larry Digger, pomyślała.

– Mi Dios! – jęknął jakiś głos.

Melanie odwróciła się i ujrzała Marię z torbą zakupów.

– Ja nie chciałam…

Maria odwróciła się i uciekła. Melanie zdała sobie sprawę, że nadal trzyma broń, a jej ręce ociekają krwią.

Chciała tylko mieć rodzinę. Ludzi, którzy by ją kochali. Którzy by przy niej byli. Chciała mieć dom.

Kłamstwa i krew. Kłamstwa i krew.

Jej ciało ruszyło się jakby bez własnej woli.

Chwyciła torebkę. Wybiegła z domu i wypadła na ulicę. Nie przestawała uciekać.

53
{"b":"94040","o":1}