Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Mój ojciec chrzestny… Będę szczera. Zawsze miałam wrażenie, że Jamie widział niejedno. Ma takie ruchy… sam wiesz. Jeśli jest się kobietą, którą kocha, ma się poczucie bezpieczeństwa. Jakby był najsilniejszym chłopcem w klasie i cię ochraniał. Jest twardy i z pewnością mógłby zastraszyć Russella Lee. Prawdopodobnie zna się na procedurach policji. Ale nie jest precyzyjny. Działa brutalnie, szybko i gwałtownie. I nie potrafię sobie wyobrazić, żeby mógł zrobić krzywdę małej dziewczynce. To by było… niegodne. Potrafi być okrutny, ale prędzej odciąłby sobie rękę niż podniósł ją na dziecko. W stosunku do dzieci stać go także na czułość. Wobec Briana i mnie był bardzo kochany. Nie jest zimny, precyzyjny, bezlitosny. I jeszcze mój brat…

– Jest lekarzem – wtrącił David. – Więc musi być precyzyjny.

– Jako dziewięciolatek? Poza tym, co mógłby wiedzieć o policyjnych procedurach? I jak dziecko mogłoby przekonać Russella Lee, żeby przyznał się do zbrodni, której nie popełnił? Nie rozumiesz? – Spojrzała mu prosto w oczy. – Na tej kartce nikt nie pasuje do osoby, której szuka Quincy. Nie jestem specjalistą, to prawda, ale na tym etapie to się nie sprawdza. Mordercą nie jest nikt z mojej rodziny. Koniec, kropka.

Odetchnęła. Ale wtedy David przysunął kartkę ku sobie. Wziął ołówek. Narysował kilka linii. I bez trudu zniszczył jej nadzieję.

– Masz rację – powiedział. – Absolutną rację. W pojedynkę żaden członek twojej rodziny nie spełnia wymagań. I to właśnie miała znaczyć wiadomość. Idiota ze mnie, że od razu tego nie zauważyłem. Listy nie przychodzą do jednej osoby, lecz do wszystkich. To oni! I jeśli ich razem zestawisz…

Spojrzał jej w oczy.

– Twoja matka, ojciec, brat czy ojciec chrzestny nie mogli popełnić zbrodni. Za to cała rodzina…

– Nie…

– Tak. Przykro mi, ale tak jest.

Musiała wstać. Parę razy obeszła pokój. W głowie jej szumiało.

– To kombinacja – mamrotał David, robiąc szybkie notatki. Wyglądał, jakby mówił do siebie. – Każdy z nich przegra w pojedynkę, ale jako grupa mają wszystkie cechy i wiedzę, by popełnić zbrodnię. Harper sporządza żądanie okupu, wpada na pomysł przypisania morderstwa komu innemu. Dręczona wyrzutami matka owija ciało Meagan w kocyk. Ojciec chrzestny pozbywa się zwłok i rozmawia z Russellem Lee Holmesem. Gdy policja zaczyna zadawać niewygodne pytania, Russell Lee przyznaje się do cudzej zbrodni, a w zamian twoja rodzina zapewnia dom jego dziecku. Przez całe życie nienawidził nędzy, a teraz raptem dowiaduje się, że jego córka może żyć w luksusie. Cóż za okazja.

– Ale… ale morderstwo… – zaprotestowała. – Nikt z nich nie jest tak okrutny. Sam powiedziałeś: żadne z nich nie jest tak okrutne, żeby popełnić morderstwo!

Podniósł na nią roztargnione spojrzenie. Zdała sobie sprawę, że jej życie stało się dla niego akademickim zagadnieniem, grą, w której wielki agent może się wykazać. Pobladła.

– A jeśli to nie było morderstwo? A jeśli to nieszczęśliwy wypadek? A jeśli mały Brian za bardzo się zapamiętał w ataku wściekłości?

– Boże – szepnęła ze zgrozą.

– Zastanów się. Dziewięcioletni chłopiec robi Meagan krzywdę. Jak postępują twoi rodzice? Jedno dziecko już stracili.

– Nie!

– Jamie O’Donnell jest wobec nich lojalny. Zrobiłby wszystko, żeby oszczędzić Patricii dalszego cierpienia. Wreszcie mamy sytuację, w której troje dorosłych ludzi przezwycięża dzielące ich różnice i zaczyna wspólnie działać.

– Ale obcięcie głowy… i rąk…

– Może to było konieczne. Quincy powiedział, że dekapitacja służy także do zatarcia śladów. Usiłowali naśladować mordercę, który dusił swoje ofiary. Ale jeśli Meagan zginęła w wypadku? Może spadła ze schodów, może uderzyła się w głowę? Musieli się zdecydować na dekapitację. W przeciwnym razie policja mogłaby określić prawdziwą przyczynę śmierci. Jeśli została uderzona tępym narzędziem, można by znaleźć w ranie odpryski farby, włókna czy cząsteczki metalu, na podstawie których określono by rodzaj narzędzia zbrodni. Dlatego odcinają głowę i ręce, żeby ukryć jeszcze jakieś rany, i postanawiają naśladować mordercę, o którym piszą wszystkie gazety.

Melanie kręciła głową bez słowa.

– Ale policja nie jest przekonana ciągnął David. – Harper nie zna szczegółów, więc naśladownictwo nie jest dokładne. Potem Russell Lee wpada, więc postanawiają zwrócić się prosto do niego. Jamie… Tak, Jamie składa mu wizytę. I dobijają targu.

Spojrzał na nią chmurnie.

– Przykro mi, Melanie, ale tak to wygląda. Jesteś dzieckiem Russella Lee Holmesa, a oni przyjęli cię do swego domu w noc jego śmierci w zamian za to, że pomógł im zatuszować śmierć Meagan.

– To nieprawda, nieprawda…

Mocno oplotła się ramionami. W jej głosie mimo woli brzmiała rozpacz.

David podniósł się z kanapy. W jego oczach ujrzała coś, czego dotąd nie zauważyła. Może czułość. Albo współczucie. Wziął ją za ręce, niespodziewanie przyciągnął do siebie i przytulił jej głowę do swojej piersi. Dopiero teraz poczuła, że dygocze.

– Może – szepnął ochryple. – Ale nie ma wątpliwości, że ktoś kazał zabić Larry’ego Diggera. A także ciebie.

Kolana ugięły się pod nią, osunęłaby się na ziemię, gdyby David jej nie podtrzymał. Chwyciła obiema rękami jego koszulę. Zawisła na nim całym ciężarem.

– Nie bój się – szepnął w jej włosy. – Nie pozwolę, żeby cię skrzywdzili. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.

– Ale… przecież… ja ich kocham…

Schowała twarz na jego piersi i mocno zacisnęła pięści.

Powoli najgorsze minęło. Stopniowo zdała sobie sprawę, że David prowadzi ją na kanapę. Położył się razem z nią. Czuła dotyk jego szczupłego ciała. Głaskał ją po włosach, po plecach. Musnął wargami policzek, potem płatek ucha. Czule. Łagodnie.

Odwróciła się do niego z dziką gwałtownością i pocałowała mocno. Wargi napierające na wargi, zderzające się zęby, zdyszane oddechy. Wyprężyła się, usiłując zatonąć w doznaniach. Pochłaniał ją: jego język wtargnął w jej usta, wypełnił ją, sprawił ulgę…

A kiedy sutki zaczęły pulsować, a całe ciało tętniło oczekiwaniem, odsunął się od niej. Słyszała jego ochrypły oddech, widziała pulsowanie tętna na szyi. Widziała, że trzęsą mu się ręce.

– Dość – powiedział ochryple.

– Dlaczego?

– Bo to nie w porządku. Chcę, żeby wszystko było jak należy.

Wstał pospiesznie z kanapy. Najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że Melanie w tym stanie nie zniesie sprzeciwu, a i on nie czuł żadnej satysfakcji z opierania się jej. Na jego spodniach rysowało się wyraźne wybrzuszenie. Musiał włożyć ręce do kieszeni, bo same wyciągały mu się w stronę Melanie.

Przez jakiś czas rozważała, czy warto nalegać. Pragnął jej, a ona chciała, żeby ktoś jej pragnął. Ktokolwiek.

Ale miał rację. Była zbyt zdesperowana. Później znienawidziłaby go za to.

Wstała i podeszła do okna.

– Nigdy nie zrobili mi krzywdy. Byli dla mnie dobrzy.

Nie odpowiedział. Chwile dłużyły się w nieskończoność.

– Policja powinna wkrótce znaleźć tego zabójcę – odezwał się w końcu. – Kiedy wezmą go w obroty, zdradzi nam parę ciekawych rzeczy.

– Na przykład, kto go wynajął.

– Właśnie.

– I wtedy się dowiemy.

– Właśnie.

– To dobrze. Dobrze. Wyprostował ramiona, przeciągnął się.

– Muszę się przespać.

– Wiem.

– Ty nie? Nic ci nie jest?

– Nie.

– Niedługo się dowiemy – powtórzył.

Tylko się uśmiechnęła. Nie była już taka pewna siebie. Zastanawiała się, czy jej rodzina kryje jeszcze coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego.

David ruszył ku sypialni. Nagle zatrzymał się i odwrócił z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

– Wiesz co? Nie potrzebujesz ich tak bardzo, jak ci się zdaje. Jesteś silniejsza niż sądzisz.

– Co to ma wspólnego z tym, że ich kocham?

Na to nie miał odpowiedzi.

Jeszcze długo siedziała bezsennie, skulona, z kolanami podciągniętymi pod brodę. Myślała o rodzicach, bracie i ojcu chrzestnym. O tym, jak się z nią bawili, jak ją rozśmieszali, jak się nią zachwycali. Jak poświęcali jej swój czas i uwagę, jakby była upragnionym prezentem, który wreszcie dostali na własność.

Tuż przed zapadnięciem w sen pomyślała: jeśli naprawdę jestem dzieckiem Russella Lee Holmesa, dlaczego Quincy powiedział, że to miejsce, które widzę we wspomnieniach, to nie jest jego szopa? A jeśli zrobili to wszystko po to, żeby ratować Briana, czy nie jest dziwne, że ojciec go wydziedziczył?

Zabójca, pomyślała w ostatniej chwili. On nam powie.

Ale nie mieli takiego szczęścia. Rano obudził ich dzwonek telefonu. Detektyw Jax donosił, że znaleźli wreszcie zabójcę.

A raczej jego zwłoki.

45
{"b":"94040","o":1}