Литмир - Электронная Библиотека

– Mówisz o Salu?

– Zgadza, się. Sal ostatnio miał coraz większe kłopoty. W dodatku jeszcze ty pojawiłaś się na scenie i odkryłaś powiązania Sala z Louisem. Mimo wszystko sądzę, że da się jeszcze z tego wybrnąć.

– Nie wiedziałam, że Sal mnie zna.

– Myślisz, złotko, że tak trudno cię rozpoznać? Przecież masz całkiem spalone brwi.

– A zatem Sal się przejął tym, że zauważyłam Louisa w jego sklepie?

– Owszem. Zadzwonił do mnie, ja zaś kazałem mu pojechać razem z Louisem na przystań i tam zaczekać. Jutro ma nastąpić duży przerzut, postanowiłem więc wrobić Louisa w przemyt narkotyków, gdyż przysparzał mi samych kłopotów. Niczego nie umiał zrobić porządnie. Najpierw dopuścił do tego, żeby ludzie zauważyli go w mieszkaniu Carmen, musiał więc się pozbyć niewygodnych świadków. Ale zdążył usunąć tylko dwóch, w dodatku ciągle nie mógł odnaleźć Morelliego. Kiedy zaś rozpoznał jeepa Morelliego na parkingu przed twoim domem, nawet do łba mu nie przyszło, że ktoś inny może nim jeździć. No i skończyło się na tym, że usmażył Morty’ego Beyersa. Tego było już dla mnie za wiele, postanowiłem go usunąć ze sceny.

– Dlatego też pożyczyłem wóz od Ramireza i pojechałem na przystań, ale gdy spostrzegłem twój samochód na stacji benzynowej, zaświtał mi genialny pomysł. Odkryłem bowiem sposób na bezpieczne wycofanie się z interesu.

Nie nadążałam za tokiem jego myśli, wciąż nie mogłam zrozumieć, co go łączyło z tą szajką.

– Z jakiego interesu? – zapytałam.

– Z całego tego cholernego szamba. Widzę, że nie wszystko jeszcze o mnie wiesz. Cały swój czas poświęciłem boksowi, nie myślałem nawet o tym, żeby się ożenić, założyć rodzinę. W moim życiu nie liczyło się nic oprócz boksu. Kiedy człowiek jest młody, to wszystko gra, powtarza sobie, że ma jeszcze mnóstwo czasu na inne rzeczy. Dopiero później uprzytamnia sobie nagle, że jest już za późno. Szokiem dla mnie było odkrycie prawdy, że mój najlepszy zawodnik jest sadystą. Okazał się szaleńcem. Ma coś poprzestawiane w głowie i ja już nic nie mogę na to poradzić. Kiedy więc zrozumiałem, że jego kariera wisi na włosku, zebrałem wszystkie zarobione pieniądze i zacząłem je pakować w nieruchomości. Wtedy właśnie odwiedził mnie pewien facet z Jamajki i przekonał, że zna lepszy i wydajniejszy sposób inwestowania pieniędzy. Narkotyki. Musiałem tylko wyłożyć forsę, jego ludzie zajęli się dystrybucją towaru, a ja mogłem prać nielegalne dochody poprzez organizację walk Ramireza. Po krótkich targach doszliśmy do porozumienia. Moim najważniejszym zadaniem było za wszelką cenę uchronić Benito przed więzieniem, aby cały ten interes kręcił się jak najdłużej. Teraz zaś wyniknął inny problem. Zgromadziłem kupę forsy, ale nie mogłem się wycofać z tej umowy. Jamajczycy powiesiliby mnie za jaja, rozumiesz?

– Striker – szepnęłam.

– Właśnie, ten cholerny, przebiegły czarnuch. Jest diabelnie chciwy. Dlatego też, kiedy zdecydowałem się wrobić Louisa i zobaczyłem ciebie na stacji benzynowej, zaświtał mi w głowie inny plan. Postanowiłem załatwić Sala i Louisa w taki sposób, żeby wyglądało to na robotę Strikera. Specjalnie rozsypałem worek najlepszego towaru na pokładzie łodzi i wewnątrz chłodni, żeby podsunąć gliniarzom wersję, iż chodziło o porachunki handlarzy narkotyków. W ten sposób mogłem wyeliminować wszystkich, którzy wiedzieli o moich powiązaniach, zarazem czyniąc z siebie osobę nazbyt ryzykowną do dalszej współpracy ze Strikerem. A najpiękniejsze jest to, że dzięki twojemu dochodzeniu Sala i Louisa łatwo powiązać z wyczynami Ramireza. Jestem pewien, że podczas wizyty na komendzie nie omieszkałaś powiedzieć glinom, iż widziałaś samochód Ramireza jadący w kierunku przystani.

– W takim razie nie rozumiem, po co się tu włamałeś i trzymasz mnie teraz na muszce.

– Nie mogę dopuścić do tego, by Ramirez składał zeznania. Nie chcę ryzykować, że zostanie uznany za takiego durnia, na jakiego wygląda, albo też policja mu uwierzy, że tego wieczoru pożyczałem od niego samochód. Dlatego mam zamiar się go pozbyć, ty go zabijesz w samoobronie. Wtedy nie będzie już ani Benito, ani Sala, ani Louisa.

– A co ze Stephanie?

– Nie będzie także Stephanie.

Wyjął z kieszeni przenośny telefon i podłączył go do gniazdka przy moim łóżku. Pospiesznie wybrał jakiś numer.

– To ja – rzekł, kiedy po drugiej stronie linii ktoś odebrał. – Mam dla ciebie dziewczynę, która cię bardzo interesuje.

Przez chwilę milczał, widocznie słuchał odpowiedzi rozmówcy.

– Stephanie Plum – wyjaśnił. – Jest sama w domu i czeka na ciebie. Tylko uważaj, Benito, żeby nikt cię nie zauważył. Najlepiej zakradnij się do jej sypialni po drabince pożarowej.

Przerwał połączenie, odłączył aparat i schował go do kieszeni.

– To samo spotkało Carmen? – zapytałam.

– Chryste, Carmen trzeba było dobić z litości. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało jej się wrócić do domu. Zanim zdążyliśmy się zorientować, ona zawiadomiła już Morelliego.

– I co teraz?

Alpha oparł się ramieniem o ścianę.

– Zaczekamy razem.

– A kiedy Ramirez już się tu zjawi?

– Dam mu trochę czasu, żeby zrobił swoje, a następnie zastrzelę go z twojej broni. Zanim przyjedzie policja, ty także zdążysz się już wykrwawić na śmierć. Nikt nie będzie mnie o nic podejrzewał.

Mówił to zupełnie poważnie. Zamierzał przyglądać się obojętnie, jak Ramirez będzie mnie gwałcił i masakrował, później zaś, upewniwszy się, że jestem dostatecznie poraniona i nie mam szans przeżycia, chciał zastrzelić swego pupilka.

Pokój zawirował mi przed oczyma. Nogi się pode mną ugięły i mimowolnie przysiadłam na brzegu łóżka. Opuściłam głowę między kolana, mając nadzieję, że nagły atak słabości szybko minie. Z mojej pamięci wypłynął widok posiniaczonej, skatowanej Luli, nasilając jeszcze paniczny strach.

Wreszcie mdłości ustały, ale serce waliło mi tak mocno, że odnosiłam wrażenie, iż tętniący puls kołysze całym moim ciałem. Musisz coś zrobić! – nakazałam sobie w myślach. Szukaj ratunku! Nie siedź i nie czekaj bezczynnie na przyjście Ramireza!

– Dobrze się czujesz? – zapytał Alpha. – Wyglądasz marnie.

Nadal siedziałam zgięta wpół.

– Chyba się zaraz porzygam – mruknęłam.

– To może lepiej idź do łazienki.

Z uporem trzymając głowę między kolanami, pokręciłam nią anemicznie.

– Zaraz mi przejdzie, muszę tylko złapać oddech.

Usłyszałam, że Rex zaczął biegać w swoim kółeczku. Nie miałam jednak odwagi zerknąć w stronę klatki, gdyż uzmysłowiłam sobie, że popatrzyłabym na ulubionego chomika po raz ostatni w życiu. To zabawne, do jakiego stopnia człowiek żyjący w samotności może się przywiązać nawet do takiego małego stworzonka. Strach ponownie ścisnął mnie za gardło, kiedy pomyślałam, że Rex już wkrótce zostanie sierotą. Ta nowa fala przerażenia jak gdyby mnie zmobilizowała. Zrób coś! – powtórzyłam w myślach. Nie czekaj bezczynnie!

Odmówiłam w duchu krótką modlitwę, zacisnęłam zęby, poderwałam się z łóżka i dałam nura przed siebie. Alpha niczego się nie spodziewał. Trafiłam go bykiem prosto w brzuch.

Nad moją głową rozbrzmiał huk wystrzału, rozległ się głośny brzęk trzaskającej szyby w oknie. Gdybym była trochę bardziej zaprawiona w walce, zapewne wykorzystałabym moment zaskoczenia i wymierzyła draniowi tęgiego kopniaka w jaja, ale kierowała mną panika, a łomoczący w skroniach puls zdawał się tłumić wszelkie myśli. Rzuciłam się do drzwi i pognałam przed siebie, wymachując szeroko rękoma.

Zdołałam pokonać całą długość saloniku i byłam już na wprost wejścia do kuchni, kiedy za mną rozległ się drugi wystrzał. Poczułam, jakby prąd elektryczny przeszył moją nogę. Wrzasnęłam z bólu i tracąc równowagę zatoczyłam się do kuchni. Błyskawicznie wsunęłam rękę do torebki, panicznie usiłując wymacać mój rewolwer. Alpha stanął w drzwiach. Uniósł broń i wymierzył we mnie.

– Przykro mi – rzekł. – Nie zdołasz uciec.

Czułam piekielny ból w zranionej nodze, a serce waliło mi jak młotem. Niespodziewanie łzy napłynęły do oczu. Zacisnęłam palce na kolbie rewolweru, zamrugałam szybko, żeby odzyskać ostrość widzenia, i nacisnęłam spust.

57
{"b":"93910","o":1}