Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ale? – podsunęła Juliana.

– Ale słyszałem jakąś bajeczkę o tym, że odrzuciłaś propozycję ojca i tym sposobem stracisz wszystko, co masz. – Ponuro zwiesił ramiona. – Najdroższa Juliano, już kiedyś ci powiedziałem, że uczyniłabyś mi zaszczyt, gdybyś zechciała zostać moją żoną. Proszę, Juliano. Bardzo zależy mi na tym, byś odzyskała dobrą opinię ojca i należne ci miejsce w świecie.

Miana westchnęła. Usiadła i dała mu znak, by poszedł w jej ślady. Edward patrzył na nią z niepokojem połączonym z psim oddaniem. Uśmiechnęła się do niego.

– Eddie, mój drogi. Jestem ci niezmiernie wdzięczna za tę propozycję. Jesteś najmilszym człowiekiem na ziemi, ale…

– Ale zamierzasz mi odmówić.

– Tak. Nie mogę pozwolić na to, byś się poświęcił tylko po to, by mnie uratować. To byłoby wyjątkowo niesprawiedliwe.

– Ale twoje długi! To nie w porządku, żebyś została pozbawiona wszystkiego, ot tak! Jeśli markiz nie zgadza się ci pomóc, w takim razie musisz mi pozwolić, bym zaoferował ci moje nazwisko, które cię ochroni.

– Eddie – powiedziała Juliana spokojnie – jesteś niezwykle szlachetny, lecz nie mogę przyjąć twojej propozycji.

– Dlaczego nie?

– Z kilku powodów. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że oświadczasz mi się raczej z przyzwyczajenia, nie dlatego, że żywisz do mnie uczucie.

– Do diabła! Jestem ci oddany, Juliano. Wszyscy o tym wiedzą.

– Spytaj swego serca, mój drogi. – Juliana pokręciła głową. – Mam wrażenie, że twoje uczucia od wielu lat były trwałe, a ja o tym wiedziałam i najbezwstydniej w świecie wykorzystywałam cię, prosząc, byś towarzyszył mi tu czy tam.

– Cóż… – Edward zerknął na nią kątem oka, zupełnie jakby nie był pewien, czy ma temu przytaknąć, czy nie.

– Przyznaj, twoje uczucia w stosunku do mnie ostatnio uległy zmianie – nalegała Juliana. – Tak się stało, mam rację? Czy nie kochasz mnie raczej braterską miłością niż tak, jak powinien kochać potencjalny mąż? Bo ja czuję do ciebie coś takiego. Kocham cię bardzo, Edwardzie – bardzo wysoko cię cenię, lecz nigdy nie mogłabym wyjść za ciebie za mąż. Jesteś dla mnie niczym brat.

Na policzki Edwarda wypełznął krwisty rumieniec.

– Cóż… Sądzę…

– Możesz się do tego przyznać. Nie mam zamiaru rzucić ci się do gardła.

Edward westchnął.

– To prawda, że z początku mnie olśniłaś, Juliano. Kocham cię od tak dawna.

– Ale ostatnio pojawił się ktoś inny, kto zajął moje miejsce – przerwała Juliana łagodnie. – Nie chciałabym stawać między tobą a Kitty, Edwardzie, nie wtedy, kiedy zaczynasz ją kochać. Na zawsze zachowam w pamięci twoją życzliwość wobec mnie, lecz nie wykorzystam sytuacji. Poza tym zupełnie nie nadawałabym się na żonę wiejskiego pastora.

– Ale co poczniesz, Juliano?

– Jeszcze nie wiem. Sprzedam biżuterię i niektóre meble, żeby pospłacać długi, tak myślę, a potem zorientuję się, na co mogę sobie pozwolić po opłaceniu rachunków. Wiem, że Joss gotów jest mi pomóc, nie chcę jednak stawiać go w niezręcznej sytuacji wobec ojca. – Wzruszyła ramionami. – Coś wymyślę.

– Wiesz, że będziesz zawsze chętnie widziana w Eynhallow, jeśli zechcesz przyjechać. Jestem pewien, że Adam i Annis powiedzieliby to samo.

– Na pewno. Są bardzo mili. Jednakże nie zamierzam stać się jedną z tych desperatek, które narzucają się przyjaciołom i rodzinie jak rok długi, by oddalić widmo ubóstwa. – Juliana zadrżała. – Nie zniosłabym, gdyby uważano mnie za nieproszonego gościa.

Edward roześmiał się.

– Chyba nie będziesz musiała zarabiać na życie?

– Mam nadzieję, że nie! – Zmarszczyła brwi. – Możesz sobie to wyobrazić? Raczej nie nadaję się na guwernantkę albo nauczycielkę, a ludzie zatrudnialiby mnie tylko po to, by z idiotyczną satysfakcją chwalić się tym przed przyjaciółmi.

– Może markiz zmieni zdanie.

– Nie powinieneś na to liczyć. Nie uczyni tego. – Juliana roześmiała się. – Usposobienie mego ojca nie należy do zmiennych. – Wyciągnęła rękę i sięgnęła do taśmy dzwonka. – A teraz, skoro tak miło zakończyliśmy interesy, Edwardzie, może się czegoś napijemy? I możesz mi opowiedzieć o swoim obiecującym romansie z Kitty Davencourt. To w końcu mnie przypada zasługa przedstawienia was sobie, tak myślę. Może, jeśli w przyszłości nie będę miała z czego żyć, zostanę przyzwoitką.

– Przyszedł pan Davencourt i chce się z panią zobaczyć – zakomunikował Segsbury o piątej tego popołudnia. – Pyta, czy pani go przyjmie. Mówi, że to wyjątkowo pilne.

Choć poniekąd oczekiwała Martina, a zarazem miała nadzieję, że się nie pojawi, wpadła w panikę. Rozmyślała o jego oświadczynach niemal bez przerwy od wyjazdu z Ashby Tallant. Wiedziała, że go kocha. Wiedziała też, że nie może za niego wyjść.

– Powiedz panu Davencourt, że nie ma mnie w domu – poleciła.

– Pan Davencourt mówi, że będzie czekał, dopóki się pani nie zdecyduje, że jest pani w domu.

– No, dobrze! Wprowadź go. – W drzwiach, tuż za Segsburym, zobaczyła wysoką postać Martina. – Och, zdaje się, że już tu jest. Dziękuję ci, Segsbury. Witam, panie Davencourt.

Serce Juliany biło trochę za szybko. Martin wyglądał wyjątkowo korzystnie i wszystko wskazywało na to, że nie da się zbyć.

– Witam, lady Juliano.

Segsbury zamknął drzwi. Martin podszedł bliżej.

– Spóźniłem się? – spytał. Patrzyła na niego pytająco.

– Słucham?

– O ile rozumiem, bardzo potrzebujesz męża. Poczucie sprawiedliwości mogłoby skłonić cię do przyjęcia pierwszej oferty.

Juliana uśmiechnęła się słabo.

– Pierwszą ofertę złożył sir Jasper Colling. Chciałbyś, że bym ją przyjęła?

Martin podszedł bliżej.

– Z pewnością nie. A drugą?

– Edward. Biedny Ned, był tak rozdarty między dawną lojalnością a nową miłością.

Martin zrobił jeszcze krok.

– Co mu powiedziałaś?

– Podziękowałam mu i odesłałam do Kitty. Martin uśmiechnął się czule. Ujął jej dłonie w swoje.

– A trzecią? Przygryzła wargi.

– Nie jestem pewna, czy mam ochotę wysłuchać trzeciej. W oczach Martina pojawiły się wesołe iskierki.

– Wciąż uciekasz, Juliano? Mnie nie oszukasz. Mam przewagę nad pozostałymi konkurentami.

– Naprawdę?

– Naturalnie. Zgodziłaś się mnie poślubić, kiedy miałaś zaledwie czternaście lat. Z pewnością o tym pamiętasz?

– O, tak! Użalałam się, że może nigdy nie wyjdę za mąż, a ty…

– A ja powiedziałem, że jeśli będziesz potrzebowała męża, kiedy dojdziesz trzydziestu lat, sam się z tobą ożenię.

– Nie były to zbyt wytworne oświadczyny – zauważyła Juliana z uśmiechem. – Niemniej zachowałeś się szarmancko i przepraszam, że cię wtedy wyśmiałam.

Martin przyciągnął ją nieco bliżej.

– A teraz się śmiejesz?

– Nie, tylko ty trwasz w błędnym przeświadczeniu. – Zaczynała wpadać w panikę. – Czuję się w obowiązku powiedzieć ci, że nie szukam męża.

– Słyszałem coś wręcz przeciwnego. Że musisz wyjść za mąż i to szybko.

– W takim razie słuchał pan plotek, sir. – Próbowała uwolnić ręce i Martin ją puścił, ale się nie odsunął. Przyglądał się jej z marsową miną. – To prawda, ojciec zaoferował mi sto pięćdziesiąt tysięcy funtów jako zachętę, mającą nakłonić mnie do zamążpójścia – ciągnęła, unikając jego wzroku. – Inaczej mówiąc opłacić kogoś, kto nie zważając na moją reputację, weźmie mnie za żonę. To, jaką interpretację wybierzesz, zależy od ciebie.

– Tak czy inaczej to afront wobec ciebie, Juliano. Nie zamierzam patrzeć na to w ten sposób.

– A więc ucieszy cię, jeśli się dowiesz, że odrzuciłam propozycję ojca. Nie jestem na sprzedaż i nie mam ochoty oddać się mężczyźnie, który weźmie mnie tylko wówczas, gdy łapówka będzie wystarczająco duża. A więc – Juliana wzruszyła ramionami – możesz przestać się martwić, Martinie. Nie szukam męża, niemniej – lekko złagodziła ton – dziękuję ci za życzliwość.

Martin wciąż patrzył na nią ze skupieniem.

– Teraz ty źle mnie zrozumiałaś, Juliano. Nie oświadczam się z życzliwości. Oświadczam się, bo pragnę się z tobą ożenić.

– Ujął jej ręce w swoje, ciepłe i mocne. – Juliano, miło mi słyszeć, że odrzuciłaś propozycję ojca. Nie będę nalegał, byś zmieniła zdanie w tej sprawie. Jedyna sprawa, w której namawiam cię do zmiany zdania, to odrzucenie moich oświadczyn. Chcę się z tobą ożenić.

– Ależ nie ma takiej potrzeby! – Juliana zmarszczyła brwi.

– Nie zrozumiałeś, co ci powiedziałam?

– Doskonale zrozumiałem. To ty mnie nie zrozumiałaś. Pragnę cię. Chcę się z tobą ożenić. Czy to musi być takie trudne?

Wzięła głęboki oddech.

– Przykro mi, nie mam ochoty ponownie wychodzić za mąż.

– Zerknęła na niego spod rzęs. – Myślałam jednak, że – pospiesznie wyrzuciła z siebie następne słowa – chętnie zostałabym twoją kochanką.

Błękitne oczy Martina zrobiły się granatowe pod wpływem wściekłości.

– Co powiedziałaś?!

Juliana struchlała. Tym razem odsunęła się od niego na bezpieczną odległość i poszukała schronienia za sekretarzykiem.

– Powiedziałam, że chętnie zostałabym twoją kochanką.

– Dziękuję ci – oświadczył Martin z nienaganną uprzejmością – tej propozycji nie ma w ofercie. Zaproponowałem ci małżeństwo przed szesnastu laty, a ty się zgodziłaś. Nie możesz teraz się wykręcać.

Juliana wpatrywała się w niego.

– Ale ja nie nadaję się na żonę. Martin głośno westchnął.

– Czy o to ci chodzi? Proszę, oszczędź mi użalania się nad sobą, Juliano. Doskonale się nadajesz.

– Nie, nie nadaję się! Och, Martinie, byłabym wyjątkowo nieodpowiednią żoną dla parlamentarzysty. Z pewnością zdajesz sobie sprawę, że ślub ze mną zaszkodziłby twojej karierze?

– Bzdura.

– Co?! Mieć żonę, która zabawiała się z połową Londynu? Martin, bądź poważny.

– Juliano, powiedziałem ci, że nie obchodzi mnie przeszłość, tylko nasza przyszłość.

– Twoi współpracownicy nigdy mnie nie zaakceptują.

– Zaakceptują, o ile ty zaakceptujesz sto pięćdziesiąt tysięcy funtów – zauważył Martin cynicznie. Po czym uśmiechnął się do niej tak ciepło i pewnie, że Juliana zadrżała. – Przestań szukać wymówek, najdroższa.

43
{"b":"90627","o":1}