– Jeszcze raz – polecił.
Tym razem poruszyłem i palcami. Spostrzegłem krople potu na skroni rodaka.
– Niemożliwe – szepnął. – Przy tak ciężkim uszkodzeniu kręgosłupa…
A ja spuściłem nogi na ziemię i po raz pierwszy od trzech dni wstałem z łóżka. Kolana ugięły się pod moim ciężarem, ale utrzymałem równowagę.
– Ojciec Grigorij mnie uzdrowił – wyjaśniłem. – Przyszedł nad ranem i kazał mi się modlić…
– Ojciec Grigorij? – Lekarz spojrzał na mnie zdumiony.
– Rasputin. Święty człowiek – powiedziałem z przekonaniem. – Słyszałem, że ma uzdrawiające dłonie, ale…
Zawrót głowy był tak silny, że musiałem ponownie usiąść na łóżku. Doktor ciężko opadł na krzesło.
– Muszę iść do kościoła – rzekłem. – Podziękuję Bogu za przywrócenie zdrowia. A potem muszę i jemu podziękować…
Sperański zmęczonym ruchem zdjął okulary.
– Ty nic nie wiesz… – mruknął cicho po polsku.
– Czego nie wiem?
W jego głosie było coś takiego, że poczułem w sercu ukłucie lęku.
– Rasputina zamordowali. Cztery dni temu.