Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Czasami diabeł może wejść w człowieka bez jego wiedzy i zgody. Siedzi wówczas w środku i popycha go do szaleńczych czynów. Miewaliśmy podobne przypadki w Hiszpanii. Nie ma w tym winy ze strony niewiasty.

– Więc co mamy robić? – zapytał Uchański.

– Zabrnęła zbyt daleko. Jedynym wyjściem jest stos – powiedział inkwizytor.

Monika krzyknęła z przerażeniem. Była już prawie pewna, że uda się jej uniknąć śmierci.

– Słusznie – powiedział kapelan mściwie. – Niech spłonie.

Hiszpan popatrzył na niego zimnym, twardym wzrokiem.

– Dlaczego słusznie? Czyżbyś się cieszył, bracie, z tego, że jej młode życie zostanie jutro przerwane?

– Dlaczego nie? Przecież to czarownica!

– Nie z jej winy. Stos jest dla niej jedynym ratunkiem.

– Drwisz z nas? – krzyknął proboszcz. – Stos jest karą!

– Wybaczcie, bracia, ale wasz pogląd jest całkowicie mylny. Dostrzegłem to już rankiem, gdy słuchałem waszych słów. Wydaje wam się, że czarownice i heretyków…

– U nas nie pali się heretyków.

– Tak… Uważacie, że czarownice pali się na stosie, aby zadać im cierpienia. Tak też jest istotnie. Ale co dzieje się z duszą wiedźmy później?

– Oczywiście idzie do piekła!

– Mylicie się, bracia. W pierwszych wiekach istnienia chrześcijaństwa stosowano niezwykle rzadko drugi rodzaj chrztu. Chrzest przez ogień. Stosowano go, gdy poganin, pragnący wstąpić do gminy chrześcijańskiej, umarł przed otrzymaniem tego pierwszego sakramentu. Palono wówczas jego ciało, aby je obmyć z grzechów ogniem, który będąc symbolem Ducha Świętego, ma największą moc oczyszczającą. Jeśli my, inkwizytorzy palimy kogoś na stosie, dokonujemy całkowitego oczyszczenia jego duszy. Jeśli byłby to poganin, wystarczyłby sakrament z wody, jednak większość czarownic i heretyków była już raz chrzczona. Wówczas pozostaje nam ta możliwość jako smutna ostateczność. Zamilkli. Inkwizytor skłonił głowę i wyszedł.

***

Monika siedziała w swojej celi łkając. Rozległo się pukanie i do środka wszedł Pablo de Torralba. Inkwizytor.

– Nie smuć się – powiedział.

– Wyjdźcie, panie. Nie mam ochoty was oglądać.

– Jestem twoim przyjacielem. Przyszedłem dodać ci otuchy przed jutrzejszym dniem.

– Nie jesteś moim przyjacielem.

– Przyjąłem za ciebie najwyższą odpowiedzialność. Rano osobiście przeprowadzę cię przez bramę do nieba.

– Słyszałam, co mówiliście. Ile grzechów ściągnęliście na siebie, podpalając stosy? Ile cierpień…

– Z mojej ręki nie zginął żaden niewinny. Zresztą, my nie skazujemy nikogo na śmierć. Przeprowadzamy tylko śledztwo i przekazujemy podsądnego władzy świeckiej. Bóg mnie powołał, abym stał się inkwizytorem. Cierpię za każdym razem, gdy stwierdzę czyjąś winę, za każdym razem, gdy podpalany jest stos. Cierpienie częściowo zmazuje moje grzechy. Ale, oczywiście, nie do końca. Gdy Bóg da mi znak, skończę swoją pracę dla Niego z ulgą.

– Czy musisz mnie zabić?

– Czy wolisz jutro wieczorem wieczerzać w raju, czy błąkać się po ziemi, brukając się w coraz większym grzechu, z diabłem w duszy, aż do śmierci, która nie zmyje z ciebie nawet dziesiątej części łuta twoich win?

– Co sprawia, że człowiek taki jak wy, panie, staje się tak bezlitosny?

– Nie jestem bezlitosny. Ja także cierpię, gdy muszę zadawać ból. Choć są wśród nas tacy, którym sprawia przyjemność torturowanie innych, są to na szczęście nieliczne jednostki. Staramy się ich usuwać z szeregów inkwizycji. Ja się do nich nie zaliczam.

– Czy nie ma możliwości, abym uniknęła mojego przeznaczenia?

– Skazaniec heretyk może uniknąć stosu, jeśli podczas auto da fé wyrzeknie się swojej herezji a potem odbędzie pokutę. W przypadku czarowników i czarownic zadajemy pytanie Bogu i czekamy na znak. Jeśli nadejdzie, odstępujemy.

– Jak często tak się dzieje?

– Do tej pory słyszałem o jednym przypadku.

– Czy nie mógłbyś zabić mnie najpierw, a potem spalić me ciało?

– Zbyt duże jest ryzyko, że szatan pochwyci wtedy twoją duszę.

– A poganie, o których mówiłeś?

– Nikt nie wrócił z tamtego świata, aby powiedzieć, czy zostali przyjęci w niebie.

– To i ze mną nie ma pewności.

– Ufasz mi?

– Nie.

– Boisz się cierpienia. To naturalne. Nie przejmuj się, będę cały czas przy tobie. Jeśli chcesz się teraz wyspowiadać, choć właściwie nie musisz, bo jutrzejszy stos zmyje wszystkie twoje grzechy, to jestem gotów udzielić ci rozgrzeszenia.

– Z czego mam się spowiadać? Czy może z tego, że pierwszy mężczyzna, na widok którego zrozumiałam, że jestem kobietą, zapragnął mnie zabić, a moje serce wypełniła nienawiść?

Na twarzy inkwizytora odmalowało się zdziwienie.

***

Tłum czekał. A nawet zgęstniał. W powietrzu unosił się fetor obozowiska. Na obrzeżach gotowano strawę. Stos trochę się skurczył, rozkradziono część opału. Ale ciągle był wystarczająco wysoki. Od strony zamku nadszedł orszak. Monika w białej sukni wyglądała znacznie lepiej niż poprzedniego dnia. Starannie wyczesane włosy miała związane z tyłu. Koło niej kroczył chudy, wysoki człowiek w czerni. Inkwizytor. Ludzie wpatrywali się w niego z szacunkiem. Opowiadano o nim od wczoraj zdumiewające rzeczy. Jego dłonie miały przynosić ukojenie bólu, spojrzenie każdego zmuszało do uległości, a klątwa mogła zabić. Pierwsza część widowiska była ciekawa. Wychłostano publicznie jednego z zamkowych pachołków za kłamstwo w obecności inkwizytora. Szacunek ludzi się pogłębił. Ale teraz nadeszła uroczysta chwila. Dwaj kapłani zapalili pochodnie. Torralba położył rękę na ramieniu dziewczyny. Następnie po polsku, aby lepiej zrozumieli go nieznający łaciny chłopi, zapytał głośno:

– Boże, jeśli popełniamy błąd, daj nam znak swojej woli.

Minęła dłuższa chwila. Ludzie milczeli, nawet wiatr ucichł.

– Bóg mnie nienawidzi – szepnęła Monika.

– Nie myśl tak. Bóg cię kocha – powiedział.

Usta jej posiniały. Zemdlała.

– A więc taki jest Twój znak, Panie? – zawołał Torralba. – Ja, niegodny Twój sługa, mam dostąpić tej łaski?

Odwrócił się w stronę tłumu.

– Pamiętajcie, że czyny popełnione w imię miłości rozsądzone będą nie ludzką miarą. Podpalajcie stos – polecił kapłanom.

– Ale… – Kapelan wskazał gestem leżącą dziewczynę.

– Podpalajcie. Wszystko będzie dobrze.

Podłożyli ogień z dwu stron. Płomienie objęły podstawę stosu. Inkwizytor pochylił się, uniósł zemdloną Monikę i po przystawionej drabinie wdrapał się na rusztowanie. Stanął koło słupa, trzymając młodą kobietę w objęciach.

– Bóg dał znak. Pozbawił niewiastę przytomności, aby oszczędzić jej cierpień, a mnie wezwał do siebie razem z nią – rzekł, ale wrzask gawiedzi zagłuszył ostatnie słowa.

Powiał wiatr, zgromadzeni wokoło ludzie spostrzegli, że Torralba pochylił się i pocałował dziewczynę w czoło, a zaraz potem stos zapadł się do środka. W ostatniej chwili dostrzeżono jeszcze, że inkwizytor uśmiecha się do otaczającego go tłumu i błogosławi mu podniesioną ręką. I że w jego oczach błyskają ogniki szczęścia. A może to odbijały się płomienie?

52
{"b":"88038","o":1}