Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Srebro jest cudownym metalem. Leczy rany, chroni przed szatanem i urokami. Gdy przyłożymy czarownicy kawałek srebra, na ciele wystąpi czerwone znamię.

Przyłożył jej sztylet do policzka i po chwili oderwał. Czekali w skupieniu przez kilka minut. Skóra nie zmieniła koloru.

– Uwalniam ją z części podejrzeń – oświadczył.

– Wezwać świadków? – zapytał proboszcz. – Czekają za drzwiami, aby złożyć zeznania.

– Wezwijcie.

Wprowadzono pierwszego świadka – pachołka. Twarz inkwizytora, dotąd dobrotliwie uśmiechnięta, stężała. Odmalowała się na niej surowość. Wziął ze stołu kartę pergaminu.

– Waśko, syn Jana – odczytał. – Zeznałeś poprzednio, że widziałeś, jak obecna tu córka pisarza zamkowego, panna Monika, latała nago na miotle.

– No tak. – Głos chłopaka łamał się pod badawczym spojrzeniem Hiszpana.

– Czy powtórzysz swoje zeznanie, trzymając rękę położoną na znak przysięgi na Piśmie Świętym i zbawieniem własnej duszy zagwarantujesz prawdziwości swoich słów?

Sługa przełknął ślinę.

– Było ciemno. Może to nie była ona.

– Co widziałeś? Połóż rękę na Biblii!

– Chyba mi się przywidziało. Było ciemno…

– Zostanie ukarany chłostą za składanie fałszywych zeznań i kłamstwo przed poprzednim sądem – zawyrokował Torralba.

– Tak się stanie – powiedział Uchański, wbijając w pachołka spojrzenie bazyliszka. – A potem zostanie usunięty ze służby. Na moim zamku nie ma miejsca dla kłamców.

– To zbyteczne. Teraz, gdy wie, jak srogo karane jest kłamstwo, będzie go unikał i w ciągu paru lat stanie się twoim najlepszym sługą.

– Czy chłosta ma nastąpić od razu?

– Jutro przed południem. Jeśli oczyścimy dziewczynę z zarzutów, trzeba będzie dać ludziom inne widowisko. Chyba należy zaprzysiąc wszystkich waszych świadków. Tak na wszelki wypadek. Jesteś wolny. – Machnął ręką na pachołka, a potem podszedł do okna i oparł ciężko się o framugę.

– Wezwać kolejnego świadka? – zapytał zamkowy kapelan.

– Zaczekajmy kilka chwil. Muszę sobie coś ułożyć w myślach.

Jego wzrok wędrował po pagórkach i dolinach. Nad zamkiem przeleciał klucz żurawi. W Hiszpanii ich nie będzie…

– Prosić następnego.

– Zygfryd Niemiec – odczytał z listy Uchański.

Pisarz wyszedł, aby go zawołać, a po chwili wrócił, zdziwiony.

– Panie, za drzwiami pozostał tylko jeden świadek. Reszta gdzieś poszła.

Inkwizytor przywołał na twarz uśmiech.

– Tak myślałem – powiedział.

– Wyjaśnij nam to, panie – zażądał proboszcz.

– Popełniliście błąd. Trzeba było żądać od każdego przysięgi na krzyż przed przesłuchaniem. Nie mieliby aż tyle do powiedzenia. No cóż. Proście tego jednego. Bo i on odejdzie.

Wszedł jeden z zamkowych rycerzy. Nie miał na sobie kolczugi, na skórzany kubrak założył jedynie swój rycerski pas. Z mieczem.

– Jak się nazywasz, panie?

– Jan Topór.

– Proszę położyć dłoń na Biblii i złożyć przysięgę. Rycerz podszedł i, położywszy rękę na księdze, wyrzekł:

– Przysięgam mówić prawdę. Jeślibym skłamał, niech zostanę strącony do piekieł i na miejsce Kaina powołany.

Brwi inkwizytora uniosły się do góry.

– Wobec tego słuchamy, panie rycerzu, co masz nam do powiedzenia.

– Obecna tu kobieta rzuciła na mnie urok. Od tamtej pory jestem chory, utraciłem swoją siłę, a strzały z mojej kuszy chybiają celu.

– Jak się objawia ta choroba?

– Czuję bóle w brzuchu, mam w ustach gorzki smak i ciągłe pragnienie.

– Wyciągnij przed siebie ręce.

Rycerz wykonał rozkaz. Dłonie drżały mu wyraźnie.

– Zdejmij kaftan.

Zdjął. Inkwizytor podszedł i przesunął mu dłonią po obrzmiałym bandziochu.

– W tym miejscu boli najbardziej?

– Tak.

– Chorobę twoją sprowadziły na ciebie nie czary, ale nadmiar trunków. Pamiętaj, że ci, którzy tarzają się w nieprzytomności pod stołami, nie są mili naszemu Panu.

– Mam dowód, że rzucono na mnie urok!

– Okaż go więc.

Zbrojny wydobył z sakwy przy pasie kawałek deski, na którym krwią namalowano magiczny symbol. Skrzyżowanie litery V i złamanej strzały.

– Tą deskę oderwałem od drzwi mojej komnaty. To znak szatana.

Inkwizytor pokiwał smutno głową.

– To rzeczywiście magiczny znak, mający sprowadzić nieszczęście na mieszkańca domu nim oznaczonego. Dlaczego jednak sądzisz, panie, że namalowała go ta dziewczyna?

Rycerz milczał. Torralba patrzył mu przez chwilę w oczy.

– Nastawałeś na jej cześć – stwierdził smutno.

– Nie…

– Składałeś przysięgę. Musisz mówić prawdę.

– Wobec tego będę milczał.

– Jako inkwizytor uznaję jego winę. – Zwrócił wzrok w stronę Uchańskiego.

Feudał poczerwieniał z furii.

– Skażemy go tedy na karę infamii za próbę zbrukania czci niewieściej – powiedział wreszcie.

Zbrojny jęknął i padł na kolana.

– Wstań i wyjdź – rozkazał Torralba. – Splamiłeś swoimi żądzami stan rycerski. Groziłeś jej śmiercią.

– Skąd wiesz? – zapytał kapelan. – Nie spowiadał się z tego.

– Ściany tego zamku mogą dać świadectwo. Tak było?

– Tak. Groziłem jej śmiercią, w razie jeśli komuś powie.

– Uznaję cię dodatkowo winnym spowiedzi świętokradczej i obciążam klątwą i ekskomuniką na lat trzy. Po tym czasie możesz dopiero odbyć spowiedź. A teraz wyjdź.

Rycerz odszedł.

– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał inkwizytor dziewczynę.

– Bałam się go. Chciałam sprowadzić na niego śmierć, aby dał mi spokój. Groził, że zabije mnie i mojego ojca…

– Grzech to ciężki, nawet zważywszy okoliczności, ale odpowiednia pokuta go zmyje. Jest winna czarów, ale na razie nie ma jeszcze podstaw, aby uznać ją za czarownicę. – Zwrócił się do pozostałych. – Czy dysponujecie jeszcze jakimiś dowodami?

Twarze pozostałej trójki wykrzywiły złośliwe uśmiechy.

– Są dowody – powiedział kapelan. – Cała skrzynka.

Postawił drewnianą skrzynkę na stole i wydobył z kieszeni kawałek pergaminu.

– Znaleźliśmy podczas przeszukania jej komnaty, co następuje: Wstążek do włosów sztuk osiemdziesiąt jeden.

– Ile?

– Osiemdziesiąt jeden. Ponadto ziemię z cmentarza. – Potrząsnął niedużym woreczkiem. – Różnych dziewczęcych fatałaszków nie będę nawet wspominał. Ponadto sześćdziesiąt groszy srebrnych i dwa złote dukaty, które skonfiskowaliśmy.

– Na jakiej podstawie?

– Na potrzeby stanu duchownego.

– Do konfiskat mienia osób, oskarżonych o czary, uprawniona jest jedynie Święta Inkwizycja, która może z nich później wypłacić nagrody dla osób przyczyniających się do ujęcia czarownicy.

– Nie jesteśmy w Hiszpanii, inkwizytorze.

– Bulla papieska zezwala nam ścigać czarowników i heretyków na terenie całego świata podległego władzy kościoła rzymskiego. Pieniądze tedy dziewczynie zwrócicie, a gdyby okazała się być czarownicą, jej ojcu przypadną.

– Ponadto znaleźliśmy kilka kart pergaminu pokrytych rysunkami, a Pismo przecież mówi, że kobieta nie będzie zajmować się sztukami wyzwolonymi…

– Jakie pismo? – zdumiał się Torralba.

– Pismo Święte – wyjaśnił proboszcz z wahaniem.

– Zechciej mi tedy, bracie, przytoczyć stosowny ustęp, gdyż najwyraźniej zawiodła mnie pamięć.

Duchowny zamilkł skonfundowany. Inkwizytor znowu zaczął przechadzać się po izbie.

– A skąd ta ziemia? – Wbił wzrok w podsądną.

– Z cmentarza. Podobno przynosi szczęście…

– Raczej nie.

Pablo de Torralba przysiadł ciężko na stole i, otworzywszy jedną z leżących na blacie książek, czytał przez chwilę. Gdy znowu się odezwał, w głosie jego słychać było wyraźnie zmęczenie.

– Podręcznik dobrej spowiedzi brata Rudolfa, w opactwie cysterskim Rudy spisany podaje, że ziemi z cmentarza używają kobiety, aby przywiązać do siebie męża lub ukochanego. Tak było?

– Nikt jeszcze nie składał mojemu ojcu takich propozycji.

– Kobieta często sama szuka dla siebie mężczyzny. A upatrzywszy jakiegoś, gestami zachęca go do poufałości. Jesteś jeszcze virgo intacta ?

– Jestem dziewicą – potwierdziła.

– Jeśli nie macie innych dowodów, to uwolnię ją z zarzutu głównego i uznam jedynie winną czarów w obronie własnej i bałwochwalstwa, obu czynów popełnionych z nieświadomości.

– Nie! – wrzasnęły zgodnie trzy gardła, a trzy pięści wylądowały z hukiem na stole.

Na inkwizytorze nie zrobiło to wrażenia.

– Wybaczam wasze niestosowne zachowanie i słucham, co macie do powiedzenia.

Kapelan uśmiechnął się jadowicie i położył na stole kilka kart pergaminu. Torralba wziął je do ręki i zaczął przeglądać z zaciekawieniem wykonane węglem szkice. Pierwszy przedstawiał zamek w Uchaniach, widziany jakby trochę z góry.

– Tylko lecąc na miotle, mogła zobaczyć warownię w ten sposób – podpowiedział feudał.

Drugi szkic przedstawiał księdza, jak półprzytomny z przepicia wywraca dzban z winem. Na trzecim krąg kobiet bił pokłon wielkiemu, czarnemu psu. Na czwartym czarownica na miotle leciała ponad kościołem. Na piątym widniała postać nagiej dziewczyny. Inkwizytor obejrzał wszystkie dwadzieścia. Pochylił smutno głowę.

– Ty to rysowałaś? – zapytał cichym, zgaszonym głosem.

– Tak.

– Dlaczego to zrobiłaś?

– Nie wiem, panie. Rysowałam, co widziałam w snach.

– Obnaż ramiona.

Monika uczyniła, co kazał, silny rumieniec okrasił jej twarz. Torralba przyglądał się dziewczynie dłuższą chwilę.

– Skąd masz to znamię – zapytał, dotykając jej ręki powyżej łokcia.

– Rozdrapałam krostkę.

– Powtórzysz to pod przysięgą?

– Tak.

– Kłamie! – wrzasnął pan zamku. – To ślad pocałunku diabła. Zaprzedała mu się.

Torralba uciszył go jednym gestem.

– Ubierz się – polecił. – Co wiecie o opętaniu?

– Niewiele – przyznał niechętnie proboszcz. – Wiemy, że szatan może wejść w człowieka i tam pozostawać. Czasem daje się egzorcyzmować, ale nie zawsze skutecznie.

Przedstawiciel Świętego Oficjum uśmiechnął się smutno.

51
{"b":"88038","o":1}