Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Faktycznie, w parkiecie widniały wgłębienia po nogach mebla. Stęknęli z wysiłku i przemieścili sofę jeszcze kawałek. Pasowała jak ulał. Gospodarz lustrował ją przez chwilę wzrokiem.

– Tam jest nowy gwóźdź. – Pokazał oskarżycielskim gestem.

Z kieszeni wyłowił kombinerki.

– Wyciągnij go i wyrzuć – polecił Pawłowi.

Chłopak spełnił polecenie. Następnie dźwignęli pracodawcę i przenieśli go na kanapę. Usiadł i dotknął plamy na zagłówku.

– Siedziałem tu i próbowałem poskładać to wszystko do kupy – powiedział. – Postawiłem tu szklankę z herbatą i mi się wylała. Był 1910 rok – dodał po chwili. – Przynieś album – poprosił pielęgniarza.

Po chwili Robert wrócił ze zdjęciami. Omelajn porównywał fotografię z rzeczywistością.

– Na lewo od kanapy powinien stać stolik.

– Jeszcze nie udało się go odnaleźć – wyjaśnił Paweł.

– Uda się – powiedział starzec.

Na twarzy Koniecpolskiego odbiło się zdumienie. Pewność w głosie jego szefa była niezachwiana. On nie wyrażał pobożnych życzeń. On wiedział.

– Mogę zadać pytanie? – zagadnął nieśmiało Paweł.

Mitrofanow kiwnął głową w przyzwoleniu.

– Zastanawiałem się nad tym, czym właściwie się zajmujemy i doszedłem do pewnych wniosków…

– A to mów, komputerowcze.

– Chce pan odtworzyć wystrój tego pokoju taki, jakim był w chwili, gdy robiono te zdjęcia?

– Tak. – Przymknął oczy. – Dokładnie o to mi chodzi.

– A w jakim celu? Płaci pan fortunę za każdy kawałek tego pokoju, wszyscy antykwariusze przeklinają nas na czym świat stoi. Przecież nie da się zebrać każdego atomu tego pomieszczenia i wcisnąć go na brakujące miejsce. To, co było, już nie wróci… W międzyczasie zdarzyły się dwie wojny światowe. Wiele przedmiotów uległo zniszczeniu, rozproszyło się po świecie. Nie mamy nawet pewności, że te, które gromadzimy, są właściwe. Może tylko identyczne…

– Zbierzemy ich wystarczająco dużo – powiedział Omelajn. – A jeśli nawet kilku zabraknie, jakie to ma znaczenie? Zjawiska, które chcę zaobserwować, są zapewne niezależne od wystroju wnętrza. Po prostu muszę się zabezpieczyć.

– Ale po co to? – zdziwił się pielęgniarz.

– Bo to jest moje hobby – oświadczył stary z godnością.

Z albumu wyjął dwa zdjęcia i podał towarzyszom. Pierwsze przedstawiało człowieka ubranego w mundur carskiej ochrany. Na drugim ten sam człowiek leżał pod stołem w tym pokoju. Z rozbitej głowy ciekła krew. Był martwy.

– Kto to? – spytał Paweł, oglądając fotkę agenta ochrany.

– To ja – wyjaśnił z prostotą Omelajn.

– A ten zabity to wasz brat?

– To też ja. W pewnym sensie oczywiście.

Nie zrozumieli, ale on nie chciał im tego wyjaśniać.

– Kim był pański pradziadek? – zapytał Pawła.

– Można powiedzieć, że był zawodowym rewolucjonistą. Używał pseudonimu Antonow.

– Józef Krzeszkowski? – zdziwił się niespodziewanie Omelajn.

– Skąd pan wie?

– Sam go zapudłowałem – przyznał się niechętnie.

Zamilkli. Zgroza wcisnęła ich w fotele. Wreszcie stary się przemógł.

– To był najlepszy spec od materiałów wybuchowych – powiedział z rozmarzeniem. Echa dawnych dni rozjaśniły jego twarz. – Wsadziłem go do worona, to taka buda na aresztantów. Przeszukaliśmy go, oczywiście, przy aresztowaniu, ale i tak przemycił laskę dynamitu. Gdy wieźli go ulicami Warszawy, zdetonował ją, rozwalił woron i uciekł. Więcej Krzeszkowskiego nie spotkałem.

– Uciekł do Galicji. Zresztą historia całej naszej rodziny to ciąg buntów. Dziadek szykował zamach na Hitlera w 1939, podczas parady zwycięstwa w Warszawie. A tato w 1956 w Poznaniu podpalił wojewódzki komitet partii. W 1981 walczył na ulicach z zomowcami.

Omelajn uśmiechnął się.

– A ty?

– Urodziłem się za późno, ale też mam swoje osiągnięcia. To ja rzucałem w Paryżu jajkami w polskiego prezydenta.

Starzec śmiał się przez chwilę, ale potem złapał go atak kaszlu.

– Zapewne należysz do Ligi Republikańskiej? – zagadnął, gdy odzyskał oddech. – Nie rób takiej zdziwionej miny. Czasami oglądam dziennik.

– Należę.

– Wy, Polaki zawsze byliście buntowszczyki. Macie to we krwi – powiedział. – A może w genach? Podobno geny decydują o naszym zachowaniu w pięćdziesięciu procentach. To ciekawe przypuszczenie, trzeba by jakoś sprawdzić… A ty? – Gestem wskazał pielęgniarza.

– Odwrotnie. Czterech moich pradziadków pracowało w policji, obaj dziadkowie, ojciec…

– Ty nie?

– Jakżeby inaczej. Byłem pielęgniarzem w areszcie śledczym, ale przyszedł lepiej wykształcony i mnie zwolnili. Robię zaocznie szkołę policyjną w Szczytnie. Może za rok albo za dwa lata uda mi się zostać prawdziwym gliniarzem.

Mitrofanow uśmiechnął się, a potem głowa opadła mu na piersi i zasnął.

***

Wieczór. Za oknem deszcz. Internet, serwer w Macao. Plany radzieckiego myśliwca MIG-21. Cicho brzęczała nagrywarka. Notebook Omelajna był znacznie nowocześniejszy. Musiał kosztować co najmniej dziesięć tysięcy złotych.

– Możesz sprawdzić, czy się nagrało? – Starzec odłożył wieczne pióro, którym wciskał klawisze.

Paweł przekręcił urządzenie do siebie i wystukał komendę.

– Tak – potwierdził.

Omelajn uśmiechnął się jak zwykle jednym kącikiem ust. Usiadł wygodnie. Z fiolki wytrząsnął dwie tabletki i je połknął.

– Włącz wyszukiwarkę i sprawdź mi hasło „Stołypin” – polecił.

Palce studenta przebiegły po klawiaturze.

– Arkadiusz Stołypin, dwadzieścia sześć dokumentów. W tym strona oficjalna…

– Jaka strona? www?

– Tak. Wywołać?

– Nie. Nie ma tam nic o Piotrze Stołypinie?

– Niestety, nie.

Na twarzy starego agenta odmalowało się zniechęcenie.

– Żałko – mruknął do siebie. – Mówiłeś, że w Internecie można znaleźć odpowiedź na każde pytanie.

– Na prawie każde. Jak do tej pory ściągnęliśmy schematy karabinów i pistoletów maszynowych, schematy bomby atomowej, dwudziestu samolotów, technologie wytwarzania dziesiątków podzespołów, wzory tworzyw sztucznych, siedem milionów stron opracowań technicznych, że nie wspomnę o kradzionym oprogramowaniu użytkowym… Czuję się jak szpieg przemysłowy.

– Dużo jeszcze trzeba będzie ściągnąć – powiedział stary, gładząc opuszkiem kciuka plastikowe pudełeczko. Wewnątrz drzemało dwadzieścia krążków CD-ROM. Osiemnaście było zapełnionych. – Szkoda, że nie mają nic o Stołypinie.

– A ten Arkadiusz?

– Syn Piotra, szef NTS-u. Nie żyje od kilku lat. Szkoda, sympatyczny człowiek.

– Znał go pan?

Starzec uśmiechnął się lekko.

– Przez niego straciłem dwadzieścia zębów. Czerwoni wybili. Organizowaliśmy razem taką małą, białą organizację oficerską… Oczywiście, nie udało się. Co wiesz o Piotrze Stołypinie?

– On był premierem? Tym od stołypinowskich krawatów i wagonów? – odpowiedział.

Omelajn uniósł głowę. Na jego twarzy odbiło się rozczarowanie. Paweł zrozumiał, że wyrządził mu niechcący dużą przykrość. Wszedł Robert i usiadł pod oknem.

– Premier Stołypin był największym człowiekiem, jakiego nosiła ziemia – oświadczył wreszcie Mitrofanow. – Stłumił rewolucję 1905 roku. Wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby rewolucja wtedy zwyciężyła? Światowy komunizm, pierwsza wojna światowa wygrana przez szkopów. Hitler dochodzi do władzy, gdy Rzesza panuje nad połową Europy. A potem długotrwała, śmiertelna walka na wyniszczenie pomiędzy dwoma blokami. A główny teatr działań wojennych na waszych ziemiach. At, nieważne. Premier miał inne zasługi.

– Zamknąć okno? – zapytał Robert. – Boję się, że pański reumatyzm…

– Duszno tu. Niech zostanie otwarte. Stołypin musiał zginąć. W rękach cara był jak sterowany komputerem laserowy lancet. Niezależnie od pomyłek lekarza, on tnie prawidłowo. A więc w latach 1905-1911 produkcja przemysłowa Rosji zwiększyła się czterokrotnie. Program gospodarczy zakładał podwojenie PKB co sześć lat. A ci wasi chcą, żeby wzrastał u was o pięć procent rocznie. Wasz minister finansów nie ma wizji, brakuje mu rozmachu i charyzmy. Podwojenie…

– U was to chyba nie było trudne – zauważył Robert. – Wystarczyło zbudować jeszcze kilka fabryk…

Starzec uśmiechnął się z politowaniem.

– W Rosji przed rewolucją 1905 było ponad pięć milionów robotników. Rosja była szóstą potęgą przemysłową ówczesnego świata. Z dziesięciu największych banków cztery miały swoje siedziby w Rosji. Pod względem poziomu życia rosyjscy robotnicy znajdowali się na siódmym miejscu. Obecnie z tego, co wiem, siedemdziesiąt procent nie otrzymuje wypłat o czasie.

– Podwojenie co sześć lat nie jest możliwe – zaprotestował Paweł. – Skąd rząd weźmie taką ilość pieniędzy?

Mitrofanow westchnął.

– Wot, socjalistyczne myślenie. Ludzie sobie poradzą, a jedynym zadaniem rządu jest znoszenie barier i odczepianie hamulców. Rząd nie musi rozwijać gospodarki. Ludzie zrobią to sami. Ważne jest, żeby mogli swobodnie inwestować zyski. Premier Stołypin to rozumiał. A wasz minister nie rozumie. Po rewolucji chłopi umierali z głodu. Gdyby reformy były kontynuowane, Ukraina, Powołże i południowa Syberia stałyby się spichlerzem świata, zdolnym wykarmić całą ludzkość. A tak… – Machnął ręką. – Dlatego premier Stołypin musiał zginąć – powiedział nieoczekiwanie twardym głosem. – Sądzicie, że on dopuściłby do mieszania się Rosji w pierwszą wojnę światową? A nawet jeśli, to Rosja pod jego kierownictwem wygrałaby tę awanturę. I jeszcze jedno. Rewolucję lutową stłumiłby od ręki. Miał już wprawę…

Podjechał do okna i wpatrzył się w zadumie w ciemne, pokryte chmurami niebo.

– Spiskowa teoria dziejów – parsknął Paweł.

– Historia to swojego rodzaju maszyna – powiedział stary agent. – Miliony kółek, sworzni, przekładni. Czasami wystarczy złamać jedno… A niekiedy nie pomoże złamanie tysiąca. Większość zjawisk historycznych jest efektem pracy całych pokoleń. Ale zdarza się jednostka, która zmienia bieg całej cywilizacji. Opowiem wam anegdotkę. Pewnego dnia, pod koniec ubiegłego wieku, bawarski kupiec, przechadzając się brzegami Dunaju, usłyszał rozpaczliwe wołanie o pomoc. Skoczył do rzeki i w ostatniej chwili wyłowił tonącego dzieciaka. Chłopca zwali Adolf. Adolf Hitler.

22
{"b":"88038","o":1}