– Ze mną tak samo. Nadal jestem Basieńka, żeby to piorun trafił. Pułkownik mnie nie podejrzewa o przestępczą działalność, ale za to uważa mnie za idiotkę, jakiej świat dotychczas nie widział. Nie rozumie, jak można było tak się nabrać na to romansowe gadanie. Mąż pokiwał głową.
– Trzeba mu było posłuchać, jak ta łajza boża skamlała – powiedział z rozgoryczeniem. – Sam się dziwiłem, co on taki uczuciowy, małpiego rozumu dostał na tle tej swojej podrywki, a kantowanie żony uzasadnił naukowo. Ostatecznie zdarza się, dziwne, bo dziwne, ale możliwe. Skowyczał i jojczał i prawie płakał, każdy by się dał skołować. A ja w dodatku mam litosierne serce. Dopiero jak oprzytomniałem, zaczęło mi się wydawać, że coś tu nie gra. Słuchaj, a tak między nami, o co tu właściwie chodzi? Powiedział mi, że wrąbali nas w przestępstwo, ale nie powiedział, w jakie. Ty wiesz?
– Wiem. Przemyt dzieł sztuki.
Mąż patrzył na mnie tępo.
– Przemyt do nas czy od nas? – spytał niepewnie po chwili.
– Idiota! Przemyt do nas bardzo by mnie ucieszył.
– Jak to? Te nędzne, ocalałe resztki…?!
– Oświadczam ci – powiedziałam z gniewem, na nowo poruszona – że osobiście uważam to za zwyczajne świństwo! Oglądałam rozmaite zabytki w paru krajach i coś mi się w środku robiło. Najchętniej odkradłabym sama wszystko to, co zostało od nas wywiezione od przedwojennych czasów, niezależnie od tego, w czyje ręce wpadło!
– I co? – zainteresował się mąż nagle. – Próbowałaś?
– Nie było warunków – wyznałam z żalem. – Ale gdyby były, to jak Bóg na niebie, coś bym chyba rąbnęła! I przywiozła. A ci tutaj, co nam zrobili…?
Do męża wreszcie dotarło i zdenerwował się nie mniej niż ja. W ocenie działalności państwa Maciejaków i pana Palanowskiego wykazaliśmy się absolutną zgodnością poglądów. Na dość długą chwilę pogrążyliśmy się w rozpatrywaniu ich poziomu moralnego i szkodliwości społecznej czynu, w który wplątano nas podstępem.
– Tu nikt nie jest święty – powiedział mąż ze śmiertelną urazą. – Mnie tam aureola nad głową nie świeci, ale rozumiesz, dla mnie to jest tak. Można niby rąbnąć poduszkę takiemu, co ma ich dwadzieścia, szczególnie jak się samemu nie ma, ale rąbnąć takiemu, co ma tylko jedną, po to, żeby sobie pod tyłek podłożyć, a on niech trzyma łeb na gołych deskach, to jest zwyczajne zbydlęcenie. Nie będę w tym brał udziału za żadne pieniądze! Argumentacja nadzwyczajnie przypadła mi do gustu, rozpogodziłam się nieco i w, dowód aprobaty usmażyłam mu kotlet schabowy. Szczątki kacyka narzucały się same jako temat do rozważań. Konfrontacja wydarzeń z uzyskanymi wiadomościami pozwalała nam odkrywać coraz to nowe tajemnice, w żaden sposób jednakże nie mogliśmy znaleźć sensu w opakowaniu skarbów. Należało mniemać, że zostały przystosowane do nielegalnego przewiezienia przez granicę. Prawdziwe dzieła sztuki ukryto we wnętrznościach skarbów sztuki ludowej. Jakim cudem mogłyby w tej postaci nie obudzić żywego zainteresowania kontroli celnej, nie sposób było odgadnąć. Zamysły organizatorów przemytu wydawały nam się niepojęte.
– Pojęcia nie masz, jak ja tego nie lubię – oświadczyłam z niesmakiem. – Dedukować i dedukować! Dobrze pułkownikowi mówić, że już dosyć wiem i resztę potrafię sobie dośpiewać! Figę potrafię! Ja lubię wiedzieć na pewno, a nie tylko się domyślać. Co mi z tego, że się nawet dobrze domyślam, skoro zawsze mam wątpliwości!
– Gdzie masz teraz, na przykład? – zaciekawił się mąż.
– Jak to gdzie, wszędzie! Nie jestem pewna, czy oni wiedzieli, że gliny za nimi chodzą, czy tylko bali się na wszelki wypadek. Nie mogę zrozumieć, skąd ta sprzeczność w kwestii paczki, chłop nalega na pośpiech, a oni o tym nic nie powiedzieli! Przecież gdyby nas uprzedzili, że przyjdzie paczka i ma poleżeć, do głowy by nam nie przyszło zaglądać do niej! Domyślam się, że pan Palanowski w ogóle nie był podejrzewany, kryształowy człowiek, utrzymujący luźną znajomość z Basieńką, do której czuje prywatną miętę i nic więcej. Dopiero ja go wkopałam. Domyślam się, że milicja chce wyłapać ich kontakty i powiązania i zamknąć wszystkich razem, tak się zawsze robi. I że ta paczka dla kacyka może naprowadzić na cenny ślad. Ale tego się tylko domyślam, a diabli wiedzą, może ja się źle domyślam?
– Moim zdaniem dobrze się domyślasz i dziwię ci się, że nie masz większych zmartwień. Ja dopiero teraz widz na co my się narażamy. Złoto w domu, cholera, i drogie kamienie! Ja nie wiem, chyba w ogóle nie pójdę spać, tylko będę przy tym stróżował. Nie daj Boże, co zginie i będzie na nas!
– Nie zginęło do tej pory, to nie zginie i dalej. Mai nadzieję, że hydraulicy to jutro zabezpieczą.
– Jutro! – prychnął mąż z irytacją. – Do jutra Bóg wie co może się zdarzyć!
– Żebyś w złą godzinę nie wymówił. W razie gdyby nie wróciła ze spaceru, dzwoń na milicję i niech zawiadamią pułkownika, on już znajdzie moje zwłoki. A niezależnie od tego trzeba porządnie pozamykać okna…
Z serdeczną niechęcią domalowałam sobie szczegóły dekoracyjne na twarzy i włożyłam perukę z grzywką. Możliwe, że wielkiej różnicy w urodzie mi to nie robiło, z dwojga złego jednakże wolałam się nie podobać blondynowi jako ja niż jako Basieńka. Przechadzka wyglądała podobnie ja wczoraj, nic go tam siłą nie trzymało, siedział do późnej nocy i rozmawiał ze mną najzupełniej dobrowolnie…