Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nieszczęście polega na tym, że ta pani jest zamężna – ciągnął facet. – Ja jestem wolny. Jej małżeństwo jest rozpaczliwie nieudane, właściwie de facto już nie istnieje, ale mąż za nic w świecie nie chce jej dać rozwodu. Dzieci, chwała Bogu, nie mają, ale co z tego, skoro mąż nie daje także żadnych powodów do rozwodu i nie można tego załatwić wcześniej niż za dwa lata. Rozumie pani, dla sądu trwały rozkład pożycia to jest co najmniej dwa lata. A my nie możemy czekać tyle czasu, bo ja wyjeżdżam służbowo za granicę na dość długo, i chcemy jechać razem, i oczywiście, żeby oficjalnie jechać razem, musimy być małżeństwem. Do pół roku sprawę tego wyjazdu jakoś przeciągnę, ale nie dłużej…

Mówił z coraz większym przejęciem, z tego przejęcia dostał chrypki, urwał na chwilę i napił się kawy. Poczułam, że dramat, wbrew mojej woli, zaczyna mnie wciągać.

– I co? – spytałam krytycznie. – Do czego niby ja tu jestem potrzebna? Mam uwieść tego męża i nakłonić go do zgody na rozwód czy jak?

Zgnębiony adorator nieszczęśliwej żony machnął ręką ze zniechęceniem.

– Nie, to beznadziejne. On się nie zgodzi nigdy w życiu. Żeby nie było nieporozumień… Ogólnie biorąc, to jest zupełnie normalny, przyzwoity gość, nie żaden potwór ani zbrodniarz, tyle że uparł się przy niej. A dla niej jest odpychający. Wstręt fizyczny, rozumie pani…

Kiwnęłam głową, dziwiąc się trochę równocześnie, skąd w takim razie mają tyle trudności. W sprawach rozwodowych na wstręcie fizycznym można przecież zajechać dowolnie daleko.

– Pod tym jednym względem zachowuje się jak istny szaleniec, jest obłędnie, patologicznie zazdrosny, śledzi ją, pilnuje, angażuje jakichś chuliganów, dosłownie ta kobieta nie może ani na chwilę spokojnie odetchnąć, nie mówiąc już o tym, że mowy nie ma o naszych spotkaniach. Potrafił wywołać koszmarną awanturę u mnie w domu, na klatce schodowej, sąsiedzi wzywali milicję, milicja odmówiła interwencji, bo to sprawy rodzinne, w ogóle straszne rzeczy!

W jego głosie pojawiło się głębokie rozgoryczenie, mówił z coraz większym zapałem, wyraźnie pękały w nim wszelkie tamy. Im mniej rozumiałam, tym bardziej czułam się zainteresowana. Na twarzy faceta malowało się przygnębienie, które sprawiło, że zaczęło się we mnie budzić serdeczne współczucie dla tych prześladowanych, strutych rozłąką ofiar. Miałam przed sobą człowieka w stanie skrajnej rozpaczy, widać było, jak stara się opanować, chociaż najchętniej rwałby włosy z głowy i tłukł nią o ścianę. Wzruszyło mnie, że w dzisiejszych, obrzydliwie zracjonalizowanych czasach zdarzają się jeszcze takie wybuchy namiętności. Marginesowo zaciekawiłam się, co takiego ta pani w nim widzi, ale przypomniałam sobie, że pewna moja przyjaciółka od piętnastu lat ślepo uwielbia swego męża dokładnie w tym samym typie, i z kolei zainteresowało mnie, jak też się prezentuje heroina tak płomiennego romansu.

– W końcu przyszedł nam do głowy pewien pomysł – ciągnął nieszczęśliwy amant z lekkim wahaniem i wyraźną determinacją. – Może trochę dziwny, ale, wbrew pozorom, jedyny realny. Ten mąż mógłby sobie protestować dowolnie długo i gwałtownie, pomimo jego protestów sąd dałby rozwód od razu, natychmiast… Radziłem się bardzo dobrych adwokatów… Gdyby ta pani… No, krótko mówiąc, gdybyśmy mieli wspólne dzieci.

Pamiętna tego, co mówił przed chwilą o owym zagranicznym wojażu, nie zdążyłam powstrzymać okrzyku zaskoczenia.

– Na litość boską! W ciągu pół roku…?! Wcześniaki…?

– No nie, nie to… Niezupełnie… Nie chodzi o to, żeby mieć, wystarczyłoby świadectwo lekarskie, oczywiście prawdziwe, żadne fałszerstwa nie wchodzą w rachubę…

Otworzyłam usta, żeby powiedzieć coś niewłaściwego, ale zamknęłam je czym prędzej. Oszołomił mnie obraz komplikacji, jakie pojawiły mi się natychmiast przed

oczyma duszy. Jasne, skoro chcą mieć dzieci, nie ma siły, muszą się przynajmniej spotkać, a jeśli ten mąż ją śledzi i urządza awantury na schodach… Zapewne wali także pięściami w drzwi… Trzeba mieć żelazne nerwy i w ogóle w takiej sytuacji. Co za dzieci z tego wynikną, oni pewnie chcieliby mieć normalne…

Nieszczęsny amant westchnął tak, że popiół z popielniczki poleciał mi do kawy. Spowodowało to lekkie zamieszanie i przerwę w konwersacji, bo sprawca czynu o mało nie oszalał z zażenowania i przestrachu. Zerwał się przepraszając, zabrał kawę z popiołem, zamówił mi następną, ubłagał, żebym pozwoliła mu za nią zapłacić. Przez ten czas moje zainteresowanie wydatnie wzrosło.

– No dobrze – powiedziałam z powątpiewaniem. – Zaciekawił mnie pan. Ale ciągle nie wiem, dlaczego mi pan to wszystko mówi. Do czego ja tu panu mam służyć?

– Zaraz do tego dojdę. Dziękuję, że pani zgadza się słuchać. Otóż sama pani widzi, że w tej sytuacji wszelkie nasze kontakty są właściwie nieosiągalne. Planujemy zatem wspólny wyjazd na jakieś dwa, trzy tygodnie, wszystko jedno dokąd. Ten mąż to oczywiście uniemożliwi albo zatruje nieznośnie. Musiałby o tym w ogóle nie wiedzieć, nawet się nie domyślać, a to się da załatwić tylko w jeden sposób…

Przerwał na chwilę i popatrzył na mnie wzrokiem skazańca, któremu pod szubienicą świta ostatnia iskierka nadziei.

– Proszę pani – powiedział z tłumionym żarem – niech pani nie wydaje okrzyków, niech pani nie przerywa! Oni ze sobą nie tylko nie żyją, oni nawet prawie nie rozmawiają. Prawie się nie widują. Między nimi trwa cicha wojna i ta rzecz jest możliwa…

Zaintrygował mnie tak, że wstrzymałam oddech.

– Jakaś kobieta by musiała ją zastąpić. Kobieta podobna do niej, oczywiście, oprócz tego charakteryzacja, ubranie, uczesanie… Także głos… Ona wyjdzie z domu, zamiast niej wróci tamta, on się nie zorientuje, mają oddzielne pokoje, mijają się nie patrząc na siebie… Pani jest do niej nadzwyczajnie podobna! Tam, na placu Zamkowym, myślałem, że to ona! Przyglądam się pani od kilku dni, obserwuję panią, podsłuchuję… Pani się idealnie nadaje! Błagam panią, w swoim i jej imieniu, niech się pani zgodzi!!! Zbaraniałam dokładnie. Nic nie mówiąc, wpatrywałam się w tego rozognionego szaleńca, niepewna, czy nie powinnam od razu uciec z krzykiem. Nie do wiary, co ta miłość robi z normalnych, dorosłych ludzi!…

– Niech pani zaczeka z odpowiedzią – powiedział szaleniec pospiesznie. – Niech pani nie odmawia od razu! Ja nie chcę od pani tej przysługi za darmo, broń Boże! Proszę mnie źle nie zrozumieć, zdaję sobie sprawę z trudności, z obiekcji, mąż jest osobnikiem gwałtownym i mściwym, w razie wykrycia mistyfikacji mógłby jakoś nieprzyjemnie zareagować…

Oczyma duszy ujrzałam swoje zwłoki, nad którymi pastwi się dziki potwór. Chęć ucieczki wzrosła.

– Nic się oczywiście nie stanie, jeżeli rzecz się nie wykryje. Pani jednakże poświęci swój czas, wysiłki, ponosi pani ryzyko, to całe zdenerwowanie, napięcie, ja wiem, to są rzeczy niewymierne, ale ja jestem przygotowany na koszty. Jako rekompensatę proponuję pięćdziesiąt tysięcy złotych, płatne z góry. Ewentualnie nawet więcej…

Umilkł i patrzył pytająco, niepewnie i błagalnie. Reszta twarzy, poza oczami, miała wyraz stanowczości i zdecydowania. Objawów pomieszania zmysłów nie było po nim widać. Jedyne, co na razie byłam w stanie jako tako trzeźwo ocenić, to wysokość sumy.

– Chyba ma pan źle w głowie – powiedziałam mimo woli, z naganą. – Pięćdziesiąt patyków za dwa tygodnie?

– Może trzy. Najpewniej trzy. Dla mnie, proszę pani, te trzy tygodnie są warte pięćdziesiąt milionów, ale tyle nie mam. Zdaję sobie sprawę, że propozycja jest… nietypowa i może trochę niepokojąca i nikt nie ma powodu przyjmować jej bez odpowiedniej rekompensaty. Ja przecież wymagam bardzo wiele… Żeby nie było nieporozumień, od razu wyjaśniam, o, przepraszam, ja się pani nie przedstawiłem. Nazywam się Stefan Palanowski i nie jestem żadnym aferzystą ani złodziejem, pracuję w MHZ, co może pani w każdej chwili sprawdzić. To jest zresztą mój dodatkowy kłopot, ale o tym za chwilę… Ogólnie biorąc, jestem nieźle sytuowany, poza tym przed kilku laty doscałem spadek po krewnym, który zmarł we Francji. Posiadam konto w Credit Lyonnais, także pieniądze w Polsce, wszystko jak najbardziej legalne, jeśli pani sobie życzy, mogę pani wypłacić we frankach…

Widok przed oczyma duszy uległ mi nagle odmianie. W miejsce poszarpanych zwłok ujrzałam swój samochód stojący w warsztacie i tę całą kupę części do niego, które należało kupić za dewizy.

– Życie mi pani uratuje – mówił dalej z namiętnym ogniem, nie pozwalając mi oprzytomnieć. – Bo nie ma dla mnie życia, nie ma dla mnie nic, bez tej kobiety!…

I ni z tego, ni z owego zmienił nagle ton, wyjaśniając dalej trzeźwo, rzeczowo i z naciskiem:

– Jak już wspomniałem, pracuję w MHZ na odpowiedzialnym stanowisku. Moja opinia jest dla mnie podstawą egzystencji, a ten człowiek może ją bezpowrotnie zniszczyć. Byle co wystarczy, napisze na mnie donos, gdzieś coś powie i zniszczy mi awans, wyjazd, w ogóle wszystko! Nie chodzi o kwestie materialne, to może śmiesznie brzmi, ale ja nie pracuję dla pieniędzy, ja tę moją pracę lubię, jest mi potrzebna, ja jestem fachowiec… Niech pani zrozumie także tę kobietę! Pani jest też kobietą… Na każdym kroku śledzą ją jakieś podejrzane typy, w domu ten człowiek, który budzi w niej wstręt i odrazę, ona jest na skraju załamania nerwowego.

Mówił dalej, potęgując wypełniający mnie chaos. Niedorzecznie uparty mąż, wielka miłość konająca w zaraniu, na domiar złego ta opinia, handel zagraniczny, wspólne dzieci, załamanie nerwowe, do tego jeszcze mój przeklęty samochód w remoncie… Do głupich wydarzeń zostałam niewątpliwie specjalnie stworzona. Wahałam się nie ogarniając jeszcze umysłem całej afery, ale już zaczęła mi się podobać.

– Chwileczkę… – zaczęłam ostrożnie. – W razie gdyby to się wykryło…

– Nie może się wykryć!

– Ale gdyby… Ten mąż mógłby mi wytoczyć sprawę o oszustwo!

– Nie ma mowy o oszustwie, skoro robi to pani za zgodą zainteresowanej osoby! Nie ma w ogóle żadnego oszustwa, jest tylko jego pomyłka! Za jego pomyłki nikt nie może odpowiadać, jeśli on bierze obcą osobę za swoją żonę, to to jest jego prywatna sprawa! Poza tym w razie czego pokrywam wszelkie koszty, adwokat, odszkodowanie, grzywna, nie wiem, co tam jeszcze jest możliwe, wszystko jedno! Czy ma pani prawo jazdy?

2
{"b":"87876","o":1}