– Teraz warstwa pamięciowa. Na razie pustawa. Rzecz jasna włożymy tam trochę wiedzy ogólnej, o czym później, oraz wspomnienia z Rajskiej Plaży. Pan wie, że miała innych mężczyzn?
– Podobnie jak wiele organiczek.
– Tak… – podrapał się w brodę. – Tyle że podrywanie facetów było jej, jakby tu powiedzieć, zawodem.
Była prostytutką?! Ciemności umysłu rozświetliła paniczna myśl. Nie prostytutką, tylko romantyczną dziewczyną szukającą partnera, odezwał się uspokajający głos.
– Rajska Plaża to miejsce dla samotnych serc – przypomniał Chip. – Anna jest programem towarzyskim…
– Niby o tym wiedziałem, ale nigdy nie przykładałem wagi… – odezwałem się niepewnie. – Ale niech pan powie, gdy mnie tam nie ma, ona nie wiąże się z innymi?!
– Oczywiście, że nie. Wypuściłem powietrze.
– Ma wbudowany moduł wierności. Jeśli jesteście parą, ktoś musiałby naprawdę się postarać, żeby was rozerwać.
– Tak jak w życiu? – Tak jak w życiu. Rozwinął kolejny zbiór.
– Struktura podświadomości indywidualnej kobiet sukcesu: artystek, biznesmenek, wykonawczyń wolnych zawodów typu lekarz, nauczyciel, psycholog, filozof, chemik, fizyk, astronauta, ma pan pełną listę.
Ekran zaroił się od punktów i podpunktów. Zlustrowałem zestawienie.
– Może pan rozszerzyć hasło: „Artystki”?
– Służę.
– O, tego szukałem. Pisarki.
Znów zdziwienie. Podobały mu się wybory czy wręcz przeciwnie?
– Jest pan pewien?
– Raczej tak. Rozbudowana fantazja implikuje zamiłowanie do gier.
– Zgadzam się. Sam podobnie bym postąpił. No, to mamy za sobą. Teraz sfera świadomości, można powiedzieć, centrum dyspozycyjno-kierowniczego. Najmniej stabilne układy Duże różnice. Oto lista sławnych kobiet, które zgodziły się na skan.
Ekran powiększył się i zaroił od mrowia nazwisk.
– Chryste, ile ich jest?
– Kilkanaście tysięcy i wciąż przybywa – Chip nie krył dumy.
– Gratuluję.
– Proponuję kompilację co najmniej dziesięciu typów. Dla pełnego zrównoważenia i zatarcia podobieństw.
– Niech pan mi coś wybierze.
– Pan żartuje.
Potarłem kąciki oczu.
– Jej obecny charakter bardzo mi odpowiada. Musieliście czerpać skądś wzorce.
Zastanowił się.
– Trochę mi pan pomógł. Jej numer to… – 345.00012
– Pamięta pan?
– W końcu jest moją wybranką. Znowu to spojrzenie. Wystukał kod.
– Matrycę oparliśmy na sześciu nazwiskach. Musi pan dodać cztery.
– Dowolna poetka, żeglarka, gospodyni domowa i tancerka.
– Niech będzie…
Wydał dyspozycje. Z ekranu zniknął podpunkt.
– Przechodzimy do sfery motorycznej. Spodziewam się, że chciałby pan, żeby była wysportowana? Spojrzałem na listę.
– Akrobatka. Ekran zmienił się.
– Układ wegetatywny Czyli umiejętność panowania nad odruchami.
– Joginka – wybrałem ze zbioru. – Przerwa?
– Nie, idźmy dalej.
– Wedle życzenia. Sensoryczny typ wyobrażeniowy, dźwiękowy czy kinestetyczny?
Zmarszczyłem czoło. – Czyli?
Levi uśmiechnął się.
– Ma zwracać uwagę na pana wygląd, głos czy dotyk?
– Może… – lekko się podnieciłem – miks kinestetyczno-dźwiękowy.
Zawsze uważałem, że kobiety najlepiej reagują na tembr mojego głosu i pieszczoty.
– Zrobione.
Rozwinął kolejną grupę.
– Długo jeszcze? – westchnąłem. – Przerwa?
Zaprzeczyłem.
– Tworzymy człowieka, nie pneumobil – przypomniał. – Ma pan szczęście, że milion innych szczegółów jest zautomatyzowanych. Chociażby zbilansowanie tego zbioru, dzięki czemu cegiełki matryc zatrą się i przekształcą w oryginalną psyche. – Cmoknął przełączając okna. – Jakim ma operować skryptem komunikacyjnym?
Kolejna zagadka. Dziwiło mnie, jak mało wiem o psychice.
– Może pan wyjaśnić?
– Są dwa: męski i żeński. Chrząknąłem.
– W takim razie odpowiedź jest chyba oczywista? Uśmiechnął się pod wąsem.
– Niech się pan nie spieszy. Chciałby pan, żeby lubiła rozmawiać o problemach i rozmyślała na głos czy raczej żeby szukała rozwiązań i myślała milcząc?
Zrobiłem głupią minę.
– To drugie, rzecz jasna.
Zacisnął wargi, powstrzymując uśmieszek. – Męski.
Wystukał instrukcje. – Temperament?
– Nimfomanka! – Wybuchnąłem śmiechem.
– Uwaga – pogroził mi palcem. – Poleci za każdym mężczyzną.
Wstrzymałem oddech. Przejrzałem schemat. – W takim razie oczko w dół.
Spuścił oczy i uśmiechnął się blado.
– Pozwolę sobie zauważyć – odezwał się – że przy tym poziomie potrzeb satysfakcjonujący seks jest możliwy tylko w warunkach cyfrowych.
– Dlaczego?
– W realium pojawiłby się problem otarć i podrażnień. Statystyczne śluzówki by nie wytrzymały. Przygryzłem policzki. Czy takie życie nie stałoby się monotonne?
– Jeszcze jedno oczko w dół.
Przyjął polecenie bez komentarza. Kolejny podpunkt uleciał z ekranu. Wcisnąłem się w oparcie. Dalszą część kreacji pamiętam jak przez grubą zasłonę: stopień optymizmu, potencjały rozwojowe, dynamizmy zmian, mechanizmy obronne, pobudliwość, poziomy uczuć, jakieś wykresy zestawienia, ujmowanie, dodawanie, równoważenie… Pod koniec byłem tak skołowany, że gdyby zapytał, jak się nazywam, odpowiedziałbym: „Maria Callas” i nie widziałbym w tym niczego dziwnego.
– Wdruki zrobimy standardowe.
Ocknąłem się z katatonii. Przed oczami błysnął setny już chyba zbiór.
– Że co? – jęknąłem.
– Chyba nie chce pan, żeby uczyła się wszystkiego od nowa? Potrzebna jej wiedza z zakresu sztuki, nauk ścisłych, humanistycznych, powinna się orientować w polityce, geografii… – zrobił pauzę, widząc, że tracę wątek, ale dzielnie kontynuował: – Znać prądy religijne, wreszcie rozumieć system usług i wymian handlowych, w którym obracamy się, nie zwracając uwagi na jego złożoność…
– Nie wiedziałem, w jakim skomplikowanym świecie żyję… – opadła mi głowa.
Uderzył w klawisz.
– Zrobione. Od pana zależeć będzie jeszcze tylko jedno.
Brzmiało to jak wybawienie. Podniosłem matowy wzrok.
– Mianowicie? Otworzył proste menu.
– Wykształcenie. – Powstrzymał mnie gestem, widząc rodzące się pytanie. – Tytuł magisterski wpisany w usługę. Pełnoletnia, że się tak wyrażę, osoba powinna mieć skończone studia, nie uważa pan? Kręciłem głową.
– No, spokojnie – poklepał mnie po plecach. – Masaż?~
– Nie… już mi lepiej.
Wyostrzyłem spojrzenie i przyjrzałem się propozycjom. Na moją twarz wypełzł drapieżny uśmiech.
– Programistka.
Zastukał niczym pianista kończący koncert i zamknął terminal. Próbowałem przypomnieć sobie ostateczny kształt stworzenia. Wspomnienie było niczym dżungla, którą przeszedłem dawno temu, we mgle, odurzony tropikalną malarią. Nie byłem pewien dokonanych wyborów, nie pamiętałem polowy opcji, wszystko się pomieszało.
– W domu znajdzie pan dokumentację dzisiejszej pracy i kompletne drzewo wariacji. Pozwoli to przemyśleć wszystko jeszcze raz.
Czytał w moich myślach.
– A na dzisiaj koniec – podniósł się. – Na dzisiaj?
– Procedura trwa miesiąc. Zdziwi się pan, ile razy będzie pan coś dodawał, przewartościowywał, modyfikował. W ten sposób unikniemy przykrych i nieodwracalnych konsekwencji: osoby raz ożywionej nie da się zareklamować…
Ledwie wyłączyłem vipres i wstałem z fotela, rozśpiewał się telesens. Wyciągnąłem obolałą rękę, jakby broniąc się przed rozmową. Głupia kończyna posłuchała jakiejś nieświadomej części osobowości i przyjęła połączenie. Zanotowałem w pamięci, by nauczyć się kontrolować odruchy. Ostatnio kosztowały mnie sporo nerwów.
– Dzień dobry, Creators Club, Sarah Koronowsky dzwonię do pana, aby pomóc w niełatwej roli twórcy digineta, zwłaszcza podczas pierwszych miesięcy obcowania z nowo narodzoną…
– Przepraszam – przerwałem – jaką firmę pani reprezentuje?
– Creators Club.
Potarłem czoło. Zlustrowałem urodziwe oblicze okolone brązową burzą włosów. Kolejna piękna kobieta w moim życiu? Tylko nie to.