No, no, drogie upominki. Wygiąłem usta w podkowę. Ale zaraz, przecież to tylko wirtualne przedmioty! Sam się nabrałem. Rozbawiła mnie własna podatność na sugestię. Zerknąłem na zawias szkieł. Śrubka. Obraca się. Wnętrze zausznika ozdobione drobnymi literkami: „Made in Free Europe”. Pokręciłem głową. Rzeczywiście perfekcyjny świat! W zwykłych grach detale tego typu były pomijane.
– Kolega myśli – skomentował Norman.
– Spotkamy Konona? – spytałem Pauline.
Przytaknęła.
– Obiecał, że będzie.
– Panie – chwycił mnie za ramię niemłody mężczyzna.
Poczułem się jakoś nieswojo.
– My się… znamy?
Wręczył mi plastikową kartę.
– Moje konto. Proszę. Kończą mi się pieniądze na zasobniki. Rodzina nie żyje.
– Nie możesz zarobić w sieci?
– Staram się, ale przewodnik gry nie jest w stanie opłacić serwisu. Bez oszczędności to niemożliwe
– Masz ciało?
– Bardzo zepsute. Utrzymanie kosztuje majątek. Spojrzałem na plastik.
– Dobrze. Będę pamiętał.
Uniósł ręce.
– Błogosławię ciebie i dzieci twoje, panie. Wtopiliśmy się w tłum. Wpatrywałem się w czerwony przedmiot.
– Dziwisz się? – klepnął mnie Harry – W realium długość życia dyktuje kod genetyczny, a w sieci zasobność konta.
– To trochę straszne.
Raptem odepchnięto nas do tyłu. W poprzek zgromadzenia przesuwał się klin rozwrzeszczanych ludzi. Nieśli flagi z symbolem skrzydeł na błękitnym tle. Skandowali hasła:
– Dlaczego mamy się brudzić?! Dlaczego mamy się brudzić!?
Jeden z nich, roztrzepany obszarpaniec o niebieskich włosach, wszedł na drewnianą skrzynkę i przytknął tubę do ust:
– Ludu zoenecki, posłuchaj mnie! Dlaczego musimy defekować? Możemy jeść, bo to przyjemne, ale myć się, pocić? Śmierdzieć? Opamiętajcie się, zoeneci! Czemu rządzi nami paradygmat homo realium? Jeśli pragniemy latać, powinniśmy latać, jeśli chcemy przenikać przez ściany, dlaczego nie? Powstał homo virtual! Najwyższy czas zrozumieć, że będzie rozwijał się w innym kierunku! Chcemy wolności! Niezależności! Skoro możemy korzystać z nadnaturalnych zdolności, po co wikłamy się w pseudolojalność wobec organicznych braci!?
Podeszły do niego draby ze służby porządkowej. delikatnie ściągnęli go z podium i poprosili o spokój. Nie protestował. Usłyszałem tylko:
– Nie dotykaj mnie, ty enpecu w cyfrę szarpany.. Spojrzeliśmy na siebie. Świat wbrew początkowym obawom zapowiadał się ciekawie. Usłyszeliśmy głuchy odgłos włączanego nagłośnienia. Rozjarzyły się holobimy ukazujące czarną twarz prezydenta Brahmy, Merula Andy. W oddali majaczyła scena, z której przemawiał.
– Zoeneci!
Odpowiedział mu huk braw. Fala entuzjazmu dotarła do nas, otoczyła i zalała. Wkrótce również krzyczeliśmy i klaskaliśmy.
– Oto nasz świat! Znów huk radości.
– Jak widzimy, ledwo powstało państwo, już mamy ruchy separatystyczne!
Zagdakały zwielokrotnione pogłosem śmiechy.
– Nie martwcie się. Jesteśmy społeczeństwem w pełni demokratycznym. Nie będzie ucisku. By tego dowieść, zaprosiłem przedstawiciela firmy Creation Dome Industries, który ma dobrą nowinę!
Do mikrofonów podszedł przystojny brunet.
– Dzień dobry, zoeneci! Szkoda, że nie jestem jednym z was!
Odpowiedziały mu śmiechy. Za chwilę rozległy się brawa. Mógłby być politykiem.
– Z przyjemnością informuję, że zatwierdzony został alternatywny świat dla wolnych zoenetów, o roboczej nazwie Wisznu.
Separatyści wznieśli wiwaty.
– Nie będą w nim obowiązywały żadne ograniczenia: architektoniczne, programowe, merytoryczne. Wasze możliwości będą odpowiadały mitycznym bogom!
– Brawo ten pan! – krzyczał lider demonstrantów. – Opłaty będą identyczne. Wisznu również będzie posiadał portale do wszystkich gier. Największy oczywiście będzie go łączył z Brahmą. Do końca roku projekt powinien być zrealizowany. Kilka słów na temat…
– O, Konon! – Pauline przygarnęła płowego siedmiolatka.
Miał jej usta i zarys żuchwy. Oczy i włosy, jak się zdawało, odziedziczył po nieżyjącym ojcu.
– Jeszcze nie poznałeś wujków Torkila i Harry’ego? – Twoi nowi faceci?
Jego wzrok był zaskakująco dorosły i przenikliwy. – Przestań! – pohamowała odruch karcenia. Wyciągnąłem rękę.
– Torkil Aymore, gamedec. – Miałem nadzieję, że informacja o zawodzie nastawi go przychylnie. – Wiele o tobie słyszałem.
– Naapraawdę? – spojrzał podejrzliwie. – Gamedec? A zagrasz ze mną w Crying Guns?
– Jeśli będziesz miał ochotę…
– Konon, to jest Harry.
Blondyn uścisnął mu dłoń.
– Harry Norman. Programista.
– Haker? – chłopiec patrzył uważnie. Miało się wrażenie, że jego uwadze nie umknie żaden szczegół. Czy życie w sieci tak go wyczuliło?
– Nie powiem, że tak.
– Rozumiem – Konon powoli pokiwał głową.
– To bardzo inteligentny chłopak – zwróciłem się do Pauline.
– Aż za – westchnęła. – Przyzwyczaiłeś się do nowego skina? – pogładziła go po głowie. Przypomniałem sobie netomba, w którym spoczywa jego mózg. Nieporadność matki usiłującej czule go dotknąć.
– Jest głupi! Wyglądam jak dzieciak! – Jesteś dzieckiem.
– Ale skąd wiadomo, że takim?!
– Twój wygląd został przewidziany przez genomaty. W rzeczywistości wyglądałbyś identycznie.
– Nawet taka sama krostka by ci się zrobiła – zażartowałem wskazując na czerwoną kropkę.
– Nie lubię tego świata!
– Ci… – uciszyła go matka
Na mównicy znów stał prezydent.
– W religii neochrześcijańskiej pierwszy listopada jest świętem wszystkich kanonizowanych. Drugiego wspominamy tych, którzy odeszli w inny wymiar. Uznaliśmy więc, że dobrze będzie, jeśli nasz dzień będzie w jakiś sposób korespondować z poprzednimi. Dlatego dniem zoeneta obwołaliśmy trzeci listopada. Na niebie wykwitła trójwymiarowa data.
– Brahma, będący odbiciem realium – ponowił Merul – stanowi wyraz naszej solidarności z organicznymi pobratymcami, pragnienie, by rodzaj ludzki nie rozdwoił się na gałąź cyfrową i cielesną. Lecz aby chęci mogły się urzeczywistnić, potrzebne jest prawo. Szczęście, że w naszych szeregach prawników jest sporo, nie pytajcie, dlaczego.
Rozległy się śmiechy.
– Wiadomo – szepnął Norman – Mają najwięcej kasy.
– Trzeba pamiętać – ciągnął mówca – że nie wszyscy zoeneci są fascynatami gier. Jedni są tu przymusowo, czekając na przełom w produkcji bezmózgów, niektórzy się zastanawiają, inni widzą szansę na długowieczność lub nawet nieśmiertelność. Wielu chce się uczyć, pracować. W zawodach nie wymagających bezpośredniego uczestnictwa, takich jak wykładowca czy pisarz, jest to całkowicie możliwe. Co do opcji poruszania się w realium, jak dotąd nie mieliśmy żadnych widoków, ale i to się zmieni. Panie i panowie, oto Henry Bald, przedstawiciel firmy Novatronics!
Na mównicę wszedł nomen omen łysy, przysadzisty mężczyzna.
– Miło mi państwa powitać i oficjalnie podziękować za zaufanie, jakim zoenecka społeczność obdarzyła reprezentowaną przeze mnie firmę. Świat Brahma jest misternie wykończony i z pewnością odpowiada waszym potrzebom. Dzisiaj chciałbym przedstawić coś zupełnie nowego. Bardzo proszę założyć okulary i aktywować walktele.
Spełniliśmy jego polecenie. Ujrzałem zdjęcia bezwładnych ciał leżących w tunelach tlenowych, a potem rzędy netombów.
– Większość obecnych, nie licząc półzoenetów… – Półzoenetów? – spojrzałem na Harry’ego.
– Starcy i sparaliżowani – wyrwał się Konon. – Nie mają pieniędzy na serwis, więc umrą, ale zanim to się stanie, chcą żyć jak ludzie.
Wytrzeszczyłem oczy.
– …leży na oddziałach intensywnej terapii czy we własnych łóżkach otoczonych aparaturą – przemawiał przedstawiciel Novatronics – albo wisi jako mózgi w netombach. W pierwszym przypadku opłacacie personel medyczny, w drugim płacicie firmom farmaceutycznym za zasobniki z płynami, które raz na tydzień trzeba wymieniać. Opłaty, jak doskonale wiecie, są nadzwyczaj wysokie, nawet dla bardzo zasobnych kieszeni. Maszyny utrzymujące ciało przy życiu, nanomasaże, antybiotyki, pensje pielęgniarek, koszty lekarstw, obsługa netombów, poważne pieniądze wydawane z tygodnia na tydzień, bez nadziei na poprawę. Firma Novatronics postanowiła wyjść na przeciw waszym oczekiwaniom i zaproponować znaczące innowacje.