– W sumie to nie musi być gra – zauważyłem bezradnie.
Skinęła głową.
– Ktoś mógł to wszystko ukartować… – ciągnąłem. – Nie mamy ani jednego niezbitego dowodu. Przystanęła i zajrzała mi w oczy.
– W wielu grach też nie ma dowodów. Jedynym pewnikiem jest otwarcie okna. Dopóki tego nie zrobisz, masz wrażenie pełnego uczestnictwa. Chyba że gra muzyka.
– No, ale pocenie, zmęczenie…
– Wszystko do zasymulowania.
Podjęliśmy spacer.
– Jeśli to gra, to kto ją zrobił i dlaczego wybrał nas? – spytałem.
– Szalony programista? – poprawiła włosy, uśmiechając się ironicznie.
– Fakt, bardzo banalne.
– Bogaty ekscentryk?
– Są ciekawsze i prostsze rozrywki.
– Firma? – zgadywała.
– Najprawdopodobniej. Tylko czemu w takim dziwnym układzie? Jesteśmy testowani? I dlaczego, do diabła, Warsaw City?
– Dla pełni złudzenia i poczucia niepewności? Podobał mi się jej sposób rozumowania. Nie tylko umysł miała piękny. Zgrabne nogi, ładnie ukształtowane biodra, wąska talia, płaski brzuch i drobne piersi. Jak dla mnie, wzór dla enpecek. Nie spodobało mi się tylko ostatnie skojarzenie.
– Zadam ci dziwne pytanie, Pauline… Będziesz się śmiała, ale… – zatrzymałem się i uważnie na nią spojrzałem – … czy przypadkiem nie jesteś enpecką?
Patrzyłem w orzechowe oczy i tonąłem. Milczała. Ludzie zakochują się w enpeckach. Na przykład w Rajskiej Plaży…
– A ty, Torkilu? – spytała cicho.
– Ja? Gdyby tak było, byłbym trochę przystojniejszy.
Lekko się zarumieniła.
– Dla mnie jesteś bardzo przystojny.
Chrząknąłem. Ruszyliśmy.
– Umówmy się, Pauline, że dla ciebie mogę być nawet enpecem, dobrze?
Wybuchnęła śmiechem, a ja za nią.
Ani się spostrzegliśmy kiedy opuściliśmy teren dzielnicy rozrywek i zawędrowaliśmy w nieznany zaułek. Zmierzchało.
– Chyba się zgubiliśmy – stwierdziła.
– Wiesz co? Chciałbym z tobą porozmawiać, ale zwyczajnie. Jak to się wszystko skończy Jeśli jesteśmy w świecie, to z pewnością ktoś nas obserwuje. – Spojrzałem w górę. – Hej! Jest tam kto?
Roześmiała się i pokręciła głową. – Paranoja.
Nagle rozległ się kobiecy krzyk. Dobiegał zza najbliższego budynku. Rzuciliśmy się tam. Za rogiem ciemna sylwetka mężczyzny pochylała się nad bezwładnym ciałem. Napastnik spostrzegł nas i odskoczył w cień. Oślepiło nas światło ruszającego auta. Schyliliśmy się w ostatnim momencie, pojazd przeleciał z rykiem tuż nad naszymi głowami i zniknął za najbliższym budynkiem.
– Trzeba zadzwonić na policję! – krzyknęła Pauline.
– Czekaj. Nie zauważyłaś, że ten drab był podobny do mnie?
Podszedłem do leżącej. Dotknąłem tętnicy szyjnej. Nie żyła. Tak, jak się domyślałem, przypominała gamedekinię.
– Widzisz? Ona wygląda jak ty. Pauline kucnęła.
– O Boże…
Na brzuchu kobiety leżał portfel ogołocony z kart. W zakładce tkwił hologram, całowała się na nim z jakimś mężczyzną. Ze skórzanego zagięcia wysunęła się plakietka identyfikacyjna. Katherine End. Nagłe skojarzenie rozświetliło przestrzeń. Przed oczami stanął Richard Begin. Begin i End… Początek i koniec… Zerknąłem ukradkiem na Pauline. Nie spostrzegła nazwiska ofiary. Wciąż patrzyła na jej twarz. Na razie nie dzieliłem się swoim odkryciem. Nie byłem pewien konkluzji.
Wstaliśmy Cisza i ciemność otuliły nas żałobnym welonem.
Policji nie wezwaliśmy. Rozstaliśmy się w ciężkim milczeniu. Ona wróciła do siebie, cokolwiek to znaczyło, ja zaś poszybowałem do Stockomville.
To nie była łatwa noc. Głowa mi puchła od domysłów. Pauline: jest programem czy żywym człowiekiem? Jestem w grze czy w realium? Spłatano nam figla w prawdziwej rzeczywistości czy ktoś manipuluje nami, patrząc na ekran?
Około piątej, kiedy świt złocił wschodnie niebo, doznałem olśnienia. Wiedziałem, że jestem w grze. O ósmej wkroczyli spece od radiatora. Miałem ochotę im dokopać. Powstrzymałem się. Wyszedłem na rampę nieumyty, nieogolony, we wczorajszej koszuli i… z plasmagunem w kaburze.
Pauline miała czas, by o siebie zadbać: włosy związała w koński ogon, nałożyła spódniczkę mini, białą koszulę z żabotem i gustowne bolerko. Czekała przy gruzowisku, obok przeżartych rdzą kontenerów, tak, jak się umówiliśmy Gdy zbliżyłem się na dwadzieścia kroków, wyjęła zza paska mały igłowy rewolwer.
– Myślę, że wiem, jak otworzyć okno – oświadczyła, celując w moją głowę.
Zatrzymałem się.
– Poczekaj chwilę – powiedziałem ze sztucznym spokojem. – Nie wiemy, czy tu można bezkarnie umrzeć. Być może to jedyne rozwiązanie, ale jeśli tę grę stworzył świr, może się okazać, że już nie wstanę z łoża…
– Ładny wywód – przyznała, nie opuszczając broni. – Tylko sądzę, że jesteś enpecem. Wcale nie było dwóch graczy Gra to model sytuacji konfliktowej. Są w niej przeszkody, które należy pokonać. Przeszkodą było myślenie, że jesteś żywy. To pułapka. Jeśli się ją ominie, wszystko staje się jasne…
– Zaczekaj, na miłość boską! Mamy czas. – Przycupnąłem na odłamku betonu. – Chcę się zastanowić.
– Miałeś całą noc i jestem przekonana, że doszedłeś do tego samego wniosku. Drętwieją mi ręce, wykorzystujesz to.
– Otóż właśnie! – podchwyciłem. – Ja też mogę cię podejrzewać o enpecostwo! Mówisz, że jestem programem, a twierdzisz, że zastanawiałem się całą noc! Enpece się nie zastanawiają! Rozmawiasz ze mną jak z człowiekiem!
Poprawiła chwyt na rękojeści. – To odruch.
– Dobra – zrezygnowałem. – Jesteś gamedekinią. Więc zacznij myśleć.
– Myślę. Jestem otoczona rzeczywistością. Muszę się przez nią przedrzeć. Znaleźć jej granicę. Myślę, że granicą rzeczywistości jest śmierć.
– Lub miłość.
Chwyciła mocniej broń, rozstawiła szerzej nogi. Bardzo zgrabne nogi.
– Co masz konkretnie na myśli? – spytała twardo. – Pamiętasz tę kobietę?
– Denatkę? Trudno zapomnieć takie ostrzeżenie: Facet cię dziabnie, więc zrób to pierwsza.
– Tak też można. A przypominasz sobie jej portfel?
– Oczywiście. Opróżniony z kart. Zwycięzca zgarnia wszystko.
Wziąłem głęboki oddech.
– Hologram. Pamiętasz hologram? Ten z całującą się parą? Myślisz, że to tylko ozdobnik?
– Tak uważam. Mdleją mi ręce. Jeśli masz coś nowego do powiedzenia, to się spiesz.
– Też mam przy sobie broń. – Nie jestem zaskoczona.
– Wyciągnę ją i rzucę na ziemię. – Nie próbuj.
Sięgnąłem po pistolet.
– Ostrzegam cię! Torkil!
Ostrożnie wyciągnąłem spluwę i upuściłem na żwir. Tylko sucho zachrzęścił. Zrobiłem krok w jej kierunku.
– Nie zbliżaj się!
– Wiesz, co otworzy okno? – Twoja śmierć.
– Możliwe. Ja wolę myśleć, że okno otworzy nasz pocałunek.
Jej oczy zmatowiały.
– Powiedziałaś, że gra to model sytuacji konfliktowej. Zabawa z utrudnieniami i podpowiedziami. Przeszkodą jest nieufność i to, co widzieliśmy w zaułku. Podpowiedzią jest hologram. Po co wrzucono nas razem? Mężczyznę i kobietę? Dlaczego potrzebni jesteśmy oboje do sekwencji otwarcia? Jaką rolę odgrywało dotknięcie warg w bajkach? Co najtrudniej osiągnąć, gdy pozory świadczą przeciw?
– Co?
– Zaufanie. – Zrobiłem drugi krok. Nie zareagowała. – Łatwo jest niszczyć. To nie wymaga myślenia ani odwagi. Myślę, że morderstwo było mylnym tropem. Zachętą do oportunizmu. – Zbliżałem się. – Jeśli grę zrobił ktoś z głową na karku, a tak sądzę po poprzednich zagadkach – oparłem pierś o lufę – najpiękniejszym rozwiązaniem będzie właśnie to. Drgnęła.
– Możesz we mnie celować – wyszeptałem. – Ale pozwól mi działać.
Opuściła rewolwer. Objąłem ją i dotknąłem wargami jej ust.
Dookoła eksplodowały brawa. Odskoczyliśmy od siebie. U naszych stóp płonęło okno wylogowania. W powietrzu zmaterializowały się tysiące ekraników ze śmiejącymi się twarzami. Na tle chmur pojawił się potężny napis: „Supra City”.
– Proooszęęę państwa! – rozległ się zwielokrotniony echem głos.
Pojawił się jegomość w nienagannie skrojonym garniturze. Nad jego głową zamajaczył napis: „Geofrey Higgins”.