Szpakowaty mąż stanu wstał zza hebanowego biurka i podszedł do nas sprężystym krokiem. Wyciągnął dłoń, która wcale nie przypominała wydelikaconych łapek gryzipiórków: palce miał grube i stwardniałe.
– Witam pana… – uścisk wzmocnił politycznym chwytem za nadgarstek.
Oczywiście dałem się złapać w pułapkę i widząc jego szeroki uśmiech, poczułem się autentycznie wywyższony.
– Leno – zwrócił się do sekretarki – zrób nam… – spojrzał na mnie – Czego się pan napije? Brandy? Whisky?
– Poproszę o wodę.
Ale jesteś głupi, Aymore! U gospodarza tego formatu woda? Zmarnować taką szansę! Zaćmiło ci umysł? Ty troglo…
– Panie Torkilu? – zorientowałem się, że od kilku chwil coś mówi. Patrzył lekko skonsternowany Wcale mu się nie dziwię.
– Proszę o wybaczenie, właśnie skończyłem wyczerpującą sprawę… – skłamałem.
Otworzył szerzej oczy Był znakomitym graczem. – Oczywiście, rozumiem. Niechże pan siada, gdzie moja gościnność?
Kobieta wyszła. Opadłem na potężny zamszowy fotel.
– Tak… – przysiadł na krawędzi biurka. – Kiedy się nie wie, od czego zacząć, najlepiej zacząć od początku – uśmiechnął się.
– Najlepiej.
– Sprawa jest, wbrew pozorom, prywatna. Uniosłem brwi.
– Zaproponowałem spotkanie tutaj, bo w zasadzie nie bywam w domu, no, chyba że chcę się przespać… Ale nawet wtedy śpi tylko moje ciało, bo duchowo uczestniczę w grach, a raczej w jednej, konkretnej, i właśnie w tej sprawie pana…
Do gabinetu weszła Lena z tacą. Postawiła naczynia na stoliku do kawy.
– Dla pana – zerknęła na senatora – to, co zwykle. – Dziękuję, Leno.
Wychodząc, nie zapomniała zmierzyć mnie nieżyczliwym spojrzeniem.
– …wezwałem.
Zacisnął usta. Poprawił błękitny krawat i utkwił wzrok w moich oczach. Spojrzenie polityka. Paskudne uczucie.
– Słyszałem, że jest pan dyskretny.
Skinąłem głową, uznawszy, że będzie to najlepszy gest z magazynu „profesjonalnych”.
Odetchnął i ponownie poprawił węzeł krawata pod śnieżnym kołnierzykiem.
– Dobrze – otrząsnął się i poruszył ramionami, jakby uwierała go marynarka.
– Wie pan, nie sądziłem, że to takie trudne – wyznał. Wyciągnął szyję do góry i przełknął ślinę. – Moim ulubionym światem jest Rajska Plaża.
Sięgnął po szklankę i wypił spory haust. Nie wiedziałem, co powiedzieć. W jego upodobaniach nie było niczego niezwykłego. Świat jak każdy inny. No, może prawie. Wymyślono go dla samotnych serc. Ukształtowany został na wzór Costa Brava z oczywistymi modyfikacjami i usprawnieniami. Panowała tam moda na upiększające skiny. Świat modelek i modeli szukających bratniej duszy… i ciała.
– Wie pan co? Przejdźmy na ty Mów mi: Robert. – Torkil.
Wypił drugi łyk.
– Jestem kawalerem, zapracowanym, potrzebuję partnerki. Rozumiesz?
– Myślę, że tak – odparłem niepewnie.
– Mam nadzieję, że nie podejrzewasz, że chodzi tylko o seks.
– Ależ…
– Wybrałem ten świat, bo dawał największe prawdopodobieństwo odnalezienia również samotnej, pragnącej bliskości kobiety.
Zrobiłem głupią minę.
– I stało się. Zakochałem się. – Gratuluję.
Zachował kamienną twarz, lecz jestem przekonany, że zastanawiał się nad moim IQ.
Przez chwilę milczał. Podszedł do okna.
– Nazywa się Lara Sanders, jest cudowna pod każdym względem. Planujemy ślub…
– Tam czy tu?
W Rajskiej Plaży były świątynie i urzędy wszelakiego sortu oferujące kontrakty czasowe i stałe. Zawarty związek był szanowany i traktowany jak najprawdziwszy sakrament. Znane były pary szczycące się gromadką wirtualnych dzieci. Oczywiście zoeneci.
– Na razie tam – odparł O’Neil smutno. – Właśnie w związku z tym cię wezwałem.
Postarałem się powstrzymać wytrzeszcz. Chyba nie prosi o błogosławieństwo?
– Otóż… rozmawiałem z nią, namawiałem, ale… nie chce wyjawić swoich prawdziwych personaliów. Nie mam pewności, czy nie jest…
– Enpecką? – Tak.
Odepchnął się od parapetu i zaczął krążyć po puchatej wykładzinie.
– Nie rozumiem jej zachowania. – Potarł kark. – Kochamy się, mam wrażenie, że znamy własne myśli, rozumiemy się bez słów… – przerwał, jakby szukał właściwych określeń. – Czuję się, jakbyśmy się znali od lat: to prawdziwa bratnia dusza. Nie sądzę, żeby była programem…
– Mało prawdopodobne – łyknąłem płynu.
– Ale nie widzę innych przyczyn, dla których miałaby ukrywać tożsamość!
Skrzywiłem się. Brak wyobraźni u polityka? – Może jest ułomna…
– Przy dzisiejszym stanie medycyny? Nie żartuj. – Brzydka…
– To prędzej. Dałbym jej pieniądze na plastykę. Zresztą rozmawialiśmy o tym. Mówi, że nie jest szpetna.
Skapitulowałem.
– Coś mi się widzi, że trafiłeś na prawdziwą kobietę.
Wychylił szklankę do dna.
– Otóż właśnie. Nie mogę o niczym innym myśleć. Niepewność doprowadza mnie do szału. Musisz się dowiedzieć, kim ona jest.
Szacowałem cenę. Zadanie było banalne. Mógł je wykonać lamer. Zleceniodawca wydawał się bogaty, ale… Nie miałem sumienia. Etyka nie pozwalała.
– To nie jest trudne – odstawiłem szkło.
– Nie? – wydawał się zaskoczony. – Ile chcesz? Westchnąłem.
– Żeby cię nie obrazić, proponuję trzy tysiące.
– Takie grosze? – pokręcił głową. – Nie mogę się na to zgodzić. Sprawa jest zbyt ważna. Pięć tysięcy i ani centa mniej.
Wyszczerzyłem zęby.
Zgodnie z ustaleniami, około dwudziestej trzeciej rozpocząłem przygotowania do wejścia. Sprawdziłem w komputerze, w którym katalogu mieszczą się odpowiednie narzędzia. Wziąłem prysznic, naciągnąłem kombinezon i zbadałem jego komunikację z leżanką. Potem podłączyłem do łoża zasobnik z płynami, przetestowałem automasaż i upewniłem się, że nanozłączka na przedramieniu funkcjonuje prawidłowo. Wykonałem kilka ćwiczeń, zaryglowałem drzwi, zażyłem gamepill, położyłem się, podłączyłem płyn i nasunąłem kask. Ten opis był okrrropnie mechaniczny i drętwy, więc go trochę poszatkowałem.
Chronometr wskazywał kwadrans do dwunastej. Doskonale. Wszedłem w portal Rajskiej Plaży Gości witało słodkie intro przedstawiające zachody słońca, kołyszące biodrami piękności, grających w biosiatkówkę młodzieńców i – oczywiście – całujące się pary. Wszystko okraszone romantyczną muzyką. Wszedłem w menu skinów.
– Wybierz płeć – polecił intymny głos będący połączeniem brzmienia męskiego i kobiecego. Wybrałem drzwi oznaczone symbolem Marsa. Mam nadzieję, że ukochana Roberta nie jest facetem, przemknęła myśl. To byłoby najprostsze wyjaśnienie. Zachichotałem. „Nazywam się Lara Sanders vel Leon Salceson. He, he”. Za chwilę rozbawienie uleciało. Psiakrew, jeśli to mężczyzna, senator będzie miał kłopot. Na taką operację plastyczną chyba się nie zgodzi… Ze zbioru twarzy wybrałem półmaskę, lekko upiększającą, lecz pozostawiającą charakterystyczne rysy Dzięki niej wyglądałem jak swój przystojniejszy brat. Pula ciał przytłaczała liczbą opcji. Całe szczęście, że prezentacje były ruchome. Gdyby leżały bezwładnie… Otrząsnąłem się z zamyślenia. Wybrałem slot z wyglądem osobistym. Nie musiałem wstydzić się sylwetki. W katalogu opalenizn nieco się przybrązowiłem i spojrzałem w wirtualne zwierciadło. No, no, Torkil… Zaraz się w sobie zakochasz. To znaczy w nim, to znaczy w sobie… Idź już, bo dostaniesz paranoi. Kwiecista koszula z krótkimi rękawami i spodenki do kompletu uzupełniły obraz. Wydałem dyspozycję wejścia.
Przeszedłem przez świetlisty krąg i… stanąłem na gorącym piasku. Wszechobecny szum fal, pisk mew, radosne pokrzykiwania dziewcząt i chłopców, ciepły wiatr omywający ciało, słońce grzejące skórę… byłem na Rajskiej Plaży. Plażowicze, parasole, śmigacze, ślizgacze, spacerowce, sterowce, od czego zacząć? Zatarłem ręce. Do pracy, przyjacielu, przypomniał wewnętrzny cenzor, jesteś tu służbowo!
Zakląłem. Uruchomiłem konsolę i wprowadziłem polecenie namierzenia zleceniodawcy Na trójwymiarowej mapie ukazał się czerwony punkcik kilometr dalej. Musiał wejść wcześniej. Poruszał się bardzo wolno. Spacerował. Już ją spotkał albo czeka w umówionym miejscu. Ruszyłem.