Литмир - Электронная Библиотека
A
A

naszkicowałeś.

Więzień przełknął głośno ślinę. W jego oczach widać było już tylko strach.

– I tak mi pan nie uwierzy – powiedział, po tym jak już zebrał myśli.

– Chcesz się założyć? Odpowiadaj!

– W czasie misji oczyszczania Bety New Rouen zauważyłem drugie skupisko, w dołku

Lagrange’a nad Thetą. Polecieliśmy to sprawdzić… – Przerwał, na jego czole pojawiła się

druga fala potu. Wspomnienia nie należały do najweselszych. – Znaleźliśmy tam taki okręt.

Uszkodzony, dryfujący w chmurze szczątków od około czterdziestu tysięcy lat, jak się później

okazało… – Henryan najpierw zrobił wielkie oczy, a potem pokiwał głową, zachęcając

więźnia, aby mówił dalej. – Weszliśmy na jego pokład, to był pomysł tego skurwyklona,

naszego kapitana – zastrzegł się pośpiesznie Stachursky. – Ja byłem przeciwny, ale mnie

prze…

– To teraz nieważne, skupmy się na temacie – poprosił Święcki.

– Pod jedną z tych kopuł – Nike wskazał charakterystyczne wybrzuszenia w dziobowej

części liniowca – było wielkie wgłębienie, a w nim coś na kształt hangaru. Zrobiłem kilka

szkiców wieży cumowniczej, którą w nim znaleźliśmy… – Odwrócił się do drugiego ekranu,

odczekał chwilę i wskazał właściwy szkic. – Przez jedną ze śluz dostaliśmy się do systemu

korytarzy… – Przesunął palcem po elementach rysunku i zamilkł na dłużej.

– I co?

– Zmapowaliśmy wszystko… układ korytarzy też chyba narysowałem… a na sam koniec

trafiliśmy do komory hibernacyjnej. Był w niej wciąż żywy ma’lahn.

– Żywe co?

Nike wskazał brodą na rysunek anioła.

– On.

– To jakiś żart?

– Nie. – Chłopak spuścił wzrok.

– Chcesz powiedzieć, że zaatakowały nas anioły?

Tym razem odpowiedzią było skinienie głowy.

– Mówiłem, że mi pan nie uwierzy. A jeszcze nie doszedłem do najlepszego.

Henryan odchylił się na krześle. Początek był obiecujący, ale z każdym kolejnym zdaniem

schodzili głębiej w odmęty absurdu. Zaczynał podejrzewać, że ma do czynienia

z człowiekiem, który przeżył tak ogromną traumę, że po prostu zwariował i nie odróżnia już

wymysłów od prawdy. Postanowił jednak wysłuchać tej opowieści do końca, ponieważ

wiedział, że kryje się w niej ziarno prawdy – rysunki odzwierciedlały przecież co do joty

wygląd liniowców Obcych. Trzeba tylko umiejętnie pokierować tym chłopakiem, a następnie

oddzielić fakty od rojeń chorego umysłu.

– Przepraszam, zaskoczyłeś mnie tym stwierdzeniem. Mów dalej, proszę. Postaram się nie

przerywać.

– Powiem panu teraz coś, co zabrzmi tak niewiarygodnie, że ja na pana miejscu uznałbym

rozmówcę za wariata, ale proszę mi wierzyć, to najczystsza prawda. Biblijne anioły

nieprzypadkowo wyglądają jak istota z mojego szkicu. Gdyby miał pan nieco lepsze

wykształcenie, nazwa, którą podałem, także wydałaby się panu znajoma – rzucił kąśliwie, lecz

Święcki zignorował przytyk. – Wiele tysięcy lat temu widywaliśmy je dość często, ponieważ

to one były naszymi pasterzami. Tak, to słowo jest chyba najodpowiedniejsze. Wszystko,

czego nas uczono o pochodzeniu człowieka, to bzdury i kłamstwa, kapitanie. Wie pan, jak

wygląda prawda? To ma’lahn sprowadzili naszych praprzodków na Ziemię. Kolebką

ludzkości była jedna z należących do nich ferm, na których hodowano nas jak bydło,

oczywiście na rzeź. – Sądząc po kpiącym uśmiechu więźnia, Święcki musiał mieć nietęgą

minę. – Właśnie tak, kapitanie, to nie wymysł mojej chorej wyobraźni. W ładowni tego statku

znaleźliśmy dziesiątki tysięcy zamrożonych i wypatroszonych humanoidów.

– Wysnuliście takie wnioski na podstawie starożytnych podań i humanoidalnych półtusz? –

nie wytrzymał Henryan.

– Nie, kapitanie. Nie musieliśmy snuć domysłów. Mordarmat opowiedział nam

o wszystkim.

– Kto?

– Ten ma’lahn, którego obudziliśmy.

– Rozumiem.

– Nie, kapitanie Święcki, proszę mnie nie oszukiwać, nie zrozumiał pan nic i nie uwierzył

pan w ani jedno moje słowo, może prócz wstępu, bo skądś musiałem przecież wiedzieć, jak

wygląda ten okręt przestrzenny. Od razu założyliśmy, mówię teraz o załodze Nomady, że nikt

nam nie uwierzy, więc nie zgłosiliśmy tego incydentu i zachowaliśmy dla siebie wszystkie

szczegóły. To jest tak popieprzone, że nawet ja sam mam czasami wrażenie, iż lot na Thetę był

wyjątkowo durnym snem.

Henryan musiał przyznać, że to bardzo celna uwaga. Przed momentem chciał wyłączyć

komunikator i po prostu wyjść. Wyjątkowo durny sen to mało powiedziane – pomyślał. –

Raczej najbardziej kretyńska opowieść, jaką w życiu słyszałem. Poza tym totalnie nielogiczna

i nie trzymająca się kupy.

– Skupmy się na tym okręcie – poprosił, opanowując nerwy. – Co jeszcze możesz nam o nim

powiedzieć?

Nike się zamyślił.

– To, co zaraz powiem, wyda się panu jeszcze bardziej popieprzone – rzucił rozbawiony,

ale szybko spoważniał. – Tak naprawdę to nie okręt, tylko otoczona pancerzem żywa istota,

która…

Święcki drgnął. Powinien parsknąć śmiechem, ale zanim zdążył poruszyć kącikami ust,

przypomniał sobie informacje o tym, jak załogi liniowców zareagowały na atak głowicami

nuklearnymi. Jeśli Nike nie kłamał…

– Moment – przerwał mu. – Chcesz powiedzieć, że ten okręt ma własną wolę?

– Tak bym tego nie ujął, ale na pewno potrafi działać autonomicznie. Tam, na New Rouen,

to właśnie on wpuścił nas na pokład.

– Wpuścił?

– Tak. Jego ekrany były wciąż aktywne, ale już bardzo słabe. Nie uwierzy pan pewnie, ale

ma’lahn używają pól absorpcyjnych – dodał obojętnym tonem, choć musiał zdawać sobie

sprawę, że to bardzo istotny szczegół. – Gdy zaczęliśmy bombardować wrak szczątkami

z dołka, nagle jedna z kopuł stanęła otworem i tak dostaliśmy się do hangaru. Potem, we

wnętrzu, kiedy mapowaliśmy układ pomieszczeń, zauważyliśmy coś dziwnego. Kontury

w pewnym momencie przestały się zgadzać, jakby korytarze były ruchome. Co więcej, okazało

się, że niektóre z nich mogą się zasklepiać, jakby całość była wykonana z masy plastycznej.

Musieliśmy się przepalić przez jedno z takich zamkniętych przejść…

Święcki był coraz bardziej zdezorientowany. Wszystko wskazywało na to, że chłopak

naprawdę miał kontakt z liniowcem Obcych. Gdyby zmyślał, nie wiedziałby przecież o polach

absorpcyjnych, gdyż na razie była to ściśle tajna teoria. Czyżby więc i reszta jego opowieści

mogła być prawdziwa? Trzeźwy umysł kapitana nie potrafił zaakceptować myśli, że jacyś

Obcy o wyglądzie aniołów hodowali jego praprzodków na mięso. Chociaż… czy to nie

tłumaczyłoby ich obecnego zachowania? Skoro zwierzyna wymknęła im się spod kontroli,

naturalne było, że… Daj spokój, człowieku – napomniał się w myślach. – To nie może być

prawda. Nike przeżył koszmar, który namieszał mu w głowie do tego stopnia, że nie jest

w stanie odróżnić prawdy od fikcji.

Na wszelki wypadek jednak wszystko sobie zanotował.

– Dobrze – rzucił, skończywszy pisać. – Chyba rozumiesz, że na słowo nikt ci nie uwierzy?

– Wyobrażam sobie – mruknął Nike.

– Czy masz zatem jakiekolwiek dowody na potwierdzenie tych rewelacji? – zapytał

Święcki.

– Nie.

Henryan opadł na oparcie krzesła.

– No to mamy problem.

– Macie – zakpił Stachursky.

– Mylisz się – odparł Święcki, także szczerząc zęby. – My mamy, ty i ja.

– A to niby dlaczego?

– Pozwól, że ci coś wytłumaczę. Znajdujemy się na Delcie Ulietty, w pasie minus trzy

Rubieży. W systemie, który zostanie zaatakowany przez Obcych za mniej więcej dwadzieścia

godzin. Mój problem polega na tym, że dowodzę akcją ewakuacyjną i nie bardzo widzę szanse

44
{"b":"577817","o":1}