Литмир - Электронная Библиотека
A
A

samym czasie na Delcie. Jeśli nikt nie będzie patrzył nikomu na ręce, moi chłopcy spróbują

dokonać paru zmian w oprogramowaniu ejektorów.

– Może mi pan podać kilka przykładowych nazwisk ludzi zarządu? – poprosił Henryan.

– Oczywiście. – Dyrektor wymienił z pamięci pięciu przedstawicieli nadzoru kopalni,

których podejrzewał o bycie oczami i uszami prezesów.

Święcki wprowadził je do bazy danych Cervantesa i uśmiechnął się tryumfalnie.

– Tak jak myślałem, wszyscy mają numery nieco powyżej stutysięcznego. – Znów przesunął

kilka razy palcem po wirtualnym wyświetlaczu holopada. – Załatwione. Za dwie godziny

dostaną pilne wezwanie do kosmoportu.

Obecna zmiana kończyła się dokładnie za dwie i pół godziny. Trzydzieści minut później

będzie można zacząć operację.

– Ewakuujecie ich poza kolejnością? – zapytała podejrzliwym tonem Ninadine, wyrywając

Henryana z zamyślenia.

– Nie. Jak już wspomniałem, nie mam możliwości zmienienia waszych numerów

przydziałowych, ale mogę wydłużyć kolejki oczekujących na wylot. W tej chwili pakujemy na

arkę ludzi z siedemdziesiątego tysiąca. Ci z ponad setnego załapią się dopiero na

transportowce z drugiej tury, ale tego nie mogą wiedzieć, a jak już utkną w tłumie pod

kosmoportem… – Wahał się tylko przez mgnienie oka. – Mogę posłać tam w ciągu

najbliższych kilku godzin wszystkich, którzy mają szansę załapać się na nasze jednostki. To

skutecznie unieruchomi donosicieli.

– Ułatwiłby nam pan zadanie – przyznał Dupree. – Robotnicy wyznaczeni do następnych

zmian mają wyłączny dostęp do kolejki magnetycznej numer siedem. Jeśli dopilnujemy, żeby

nie doszło do blokady tej linii, może pan wysłać na dojazdówki trzy czwarte kolonistów.

– Wystarczy zamknąć kilka ostatnich stacji przed terminalami – zaproponowała Ninadine –

a nikt z ulicy nie będzie miał wstępu do tunelu.

– Tak właśnie zrobimy. – Henryan zapisał to sobie na holopadzie.

– A jak pan wytłumaczy ten pośpiech swoim przełożonym? – zainteresował się Fitz.

– Dotarły do mnie informacje o niepokojach wśród robotników, którzy nie mają szans na

ewakuację. Podobno szykowano się do zablokowania dróg do kosmoportu. Musiałem podjąć

stosowne działania, by zapewnić bezpieczne przejście ludziom z niższymi numerami. Takie

zgromadzenie ewakuowanych załatwi także inny problem. Nie wiecie tego jeszcze, ale sztab

metasektora wysłał trzy kompanie wubeków, by pomogli zaprowadzić porządek na Delcie,

gdyby kolonistom nie spodobał się pomysł zostawienia ich na pastwę losu. Ich także wolałbym

zająć czymś innym, odciągając od wtykania nosa w to, co robimy na księżycu. A pilnowanie

rozsierdzonego kilkudziesięciotysięcznego tłumu to coś, o czym pewnie marzą po nocach.

– Część z nich może pilnować stacji – dorzuciła Truffaut.

– Sprytnie to sobie wymyśliliście – przyznał profesor. – Ale co z monitoringiem?

– To osobna sprawa… – przyznał Dupree.

– Z jakim monitoringiem? – wpadł mu w słowo zaskoczony Święcki.

– Każdy komputer w kolonii został podpięty do wewnętrznej sieci. Specjalne trackery

śledzą te obiekty i operacje, którymi jest zainteresowany zarząd. W tym wypadku z pewnością

chodzi o pełen monitoring wszystkiego, co jest związane z ejektorami. Co dwie godziny

raporty trafiają na nasze serwery, a potem są wysyłane z centrum łączności pocztą kwantową.

– To faktycznie problem – przyznał Henryan.

– Tak, to raczej przeszkoda nie do przeskoczenia – stwierdziła zawiedzionym tonem

Ninadine.

– Chyba że padłby nam reaktor… – rzucił jakby od niechcenia Fitz.

– Reaktory nie padają ot tak sobie – prychnął dyrektor kopalni.

– Jaką wydajność ma ten wasz reaktor? – zainteresował się Święcki, do którego dotarło

nagle, że nie widział w kolonii charakterystycznych kopuł chroniących urządzenia

rozszczepiające atomy w procesie zimnej fuzji. – I gdzie on się mieści?

– To bydlę wytwarza całe dwanaście terawatów – poinformowała go z dumą Truffaut. – Ale

mógł pan go nie zauważyć, ponieważ został ukryty pod wodą. Spoczywa jakiś kilometr od

brzegu, przy ścianie szelfu, na głębokości trzystu pięćdziesięciu metrów.

– Rozumiem. – Henryan wprowadził dane do holopada. – Ile ma bloków?

– Siedem.

– Świetnie. Ile czasu trwa całkowite wygaszanie takiego potwora?

– Co najmniej dobę – odpowiedział Dupree. – Ale już po godzinie podaż mocy spadnie do

poziomu dziesięciu procent. Problem w tym, że nie mamy uprawnień pozwalających…

– Wy nie, ale mnie nikt tego nie zabroni – oświadczył stanowczym tonem Henryan. – Zaraz

po naszym spotkaniu wydam rozkaz przejęcia tej instalacji i wyłączenia wszystkich bloków.

– Na jakiej podstawie?

– Z tego, co wiemy, Obcy niszczą wszelkie instalacje, jakie zdołają namierzyć. Powiedzmy

zatem, że chcę oszczędzić waszej korporacji kilka miliardów kredytów, ukrywając przed

wrogiem tak cenny sprzęt. Prezesi będą całować mnie po rękach – zadrwił, ciesząc się, że

zdołali pokonać kolejną przeszkodę.

– Sprytne – przyznał Fitz.

– Niezbyt – skontrowała Ninadine. – Ta wieża ma trzy niezależne geotermalne źródła

zasilania.

– Nie szkodzi – uspokoił ją Henryan. – Jaką moc możecie z nich wygenerować?

– Nie wiem dokładnie, ale chyba kilka megawatów – powiedziała po chwili Ninadine.

– Równo osiem – doprecyzował Dupree po sprawdzeniu na holopadzie.

– Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale to chyba za mało na wysłanie jakiegokolwiek

komunikatu kwantowego poza ten system. – Święcki uśmiechnął się, unosząc szklankę do

toastu.

– Nie myli się pan, kapitanie.

– Zrobi się nielichy burdel – jęknął poirytowany doktor, który zgodnie z procedurami

powinien się znaleźć w tłumie oczekujących na ewakuację.

– Wóz albo przewóz – ofuknął go Dupree, wspierany pomrukami aprobaty tych uczestników

spotkania, którzy nie mieli zagwarantowanego przelotu do pasa minus sześć.

– Wyłączymy zasilanie w wielu dzielnicach kolonii – nie ustępował Pallance. – Ludzie

mogą spanikować. Będą mieli sporo czasu na myślenie i rozmowy, więc kto wie, czy nie

wpadną na pomysł wzięcia szturmem kosmoportu. A jak dojdzie do rozruchów, nikt nie

zapanuje nad tak ogromnym tłumem.

– Tak drastyczne działania może nie będą konieczne – rzucił nagle Fitz, podnosząc nieco

głos.

– Ma pan inny pomysł? – zapytał Dupree, gdy wszyscy przenieśli wzrok na szefa pionu

badawczego.

– Owszem. Zostawmy w spokoju reaktor i róbmy swoje.

– Na oczach kapusiów raportujących o wszystkim zarządowi? – obruszył się dyrektor

kopalni. – Proszę wybaczyć, ale pański plan jest niedorzeczny!

– Z pozoru, szanowny kolego, z pozoru. – Fitz zdawał się nie tracić ducha. – Ale jeśli

wgryziemy się w szczegóły… – Widząc, że przykuł uwagę pozostałych, dodał szybko: –

Urywajmy tylko sekundę z każdego interwału. W ciągu godziny ekspediujemy teraz dziewięć

ładunków. Przy proponowanej przeze mnie zmianie nadal będzie ich tyle samo. Jeśli dobrze

myślę, ludzie odpowiedzialni za sprawdzanie raportów nie zwrócą uwagi na tak małą różnicę.

Ich zdaniem nie wpłynie ona na ostateczny wynik, a jeśli ktoś jednak zapyta, odpowiemy, że

przeciążone mierniki uległy niewielkiemu rozregulowaniu. Mają do tego pełne prawo po

dwustu godzinach nieprzerwanego funkcjonowania. – Wpatrzeni w niego ludzie kiwali

głowami po każdym zdaniu. Pod wpływem strachu zagalopowali się w kalkulacjach i zabrnęli

za daleko. – A my w dziewięć godzin zaoszczędzimy dwieście siedemdziesiąt sekund, czyli

tyle, ile nam trzeba.

Dupree sprawdził wyliczenia profesora, wszystko się zgadzało.

33
{"b":"577817","o":1}