Литмир - Электронная Библиотека
A
A

spacyfikował asystentów, mówiąc, że sam już wszystko sprawdził.

Henryan przełknął ostatni kęs mięsa.

– To była tajemnica… Wie pan, co grozi za jej złamanie?

– Wolałby pan mieć do czynienia z buntem górników? – zapytał Dupree, zanim spocony

doktor otworzył usta. – Gdyby rewelacje z obserwatorium rozniosły się po kolonii, większość

ludzi wróciłaby do domów.

Święcki przeniósł wzrok na niego.

– Gdyby to ode mnie zależało, powiedziałbym wam całą prawdę, ale jestem żołnierzem,

przysięgałem, że…

– Nie mamy do pana pretensji, kapitanie – zapewniła go Ninadine. – Widzimy, jak pan się

stara. Może pan być pewny, że żadne z nas nie puści pary z ust. My naprawdę chcemy pomóc.

– Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, co nas czeka w razie fiaska pańskiej operacji –

rzucił Dupree, który także był dyrektorem z bardzo świeżej nominacji. – Dlatego proszę,

zapomnijmy o sprawie i wróćmy do tematu.

– Zapewniam was, że ja naprawdę nie chcę tutaj nikogo zostawić – kontynuował Święcki,

który nagle stracił apetyt. – Ale nie mam wolnej ręki. Dowództwo wyraziło się jasno. Ten

rdzeniowiec ma absolutne pierwszeństwo. Musi zostać załadowany bez względu na koszty

i straty.

– Rozumiemy to, kapitanie. Naprawdę. Proszę nam powiedzieć, na co pan wpadł,

a postaramy się pomóc najlepiej, jak tylko umiemy – zapewnił Fitz.

– Dobrze… – Henryan wziął się w garść. Mleko i tak się rozlało. – Admiralicja uważa, że

jeśli wywiozę stąd sto osiemdziesiąt tysięcy ludzi, operację będzie można uznać za sukces. –

Zaszemrali, jak się tego spodziewał. – Dla nich jesteście tylko liczbami w słupkach kolejnych

raportów, ale nie dla mnie. Dlatego bez przerwy kombinuję, jak znaleźć sposób na wydostanie

stąd pozostałych stu czterdziestu tysięcy osób. I chyba go dzisiaj znalazłem… Co byście

powiedzieli, gdybyśmy wykorzystali w tym celu kontenery? – Fitz i Pallance spojrzeli na

dyrektora kopalni, ale ten również na razie nie rozumiał, na czym polega plan Święckiego.

Henryan dodał więc zaraz: – Każdy z nich jest dokowany w przestrzeni do specjalnej śluzy,

a jego ładunek zostaje wdmuchnięty przez sprężarki do napełnianej ładowni, jak to obrazowo

opisał dyrektor Drechsler. Śluzy są na zewnętrznych ścianach rewolwerówek, więc gdyby

wykorzystać je do permanentnego zadokowania kontenera, moglibyśmy stworzyć dziesiątki,

jeśli nie setki pseudohabitatów, w których ewakuowani koloniści dolecieliby w spartańskich

warunkach do stacji tranzytowych.

Po tym wyjaśnieniu Dupree uśmiechnął się szerzej i zmrużył oczy. Widać było, że rozgryza

problem od strony technicznej. Henryan trzymał kciuki, żeby jego laickie i co tu ukrywać,

hurraoptymistyczne podejście do tematu nie okazało się totalną bzdurą, ponieważ nie miał

pewności, czy taki sposób wykorzystania kontenerów będzie w ogóle możliwy. Diabeł zbyt

często tkwił w szczegółach, więc i w tym przypadku kapitan mógł przeoczyć jakąś pierdółkę,

która dla tego człowieka będzie oczywistym, karygodnym błędem.

– Wydaje mi się – rzucił Dupree po kilku chwilach zastanowienia – że to da się zrobić.

Możemy zaślepić śluzy czołowe, żeby po podłączeniu do ładowni nie doszło do

przypadkowego przedmuchania komory, a przy odpowiednim ustawieniu kompresorów

będziemy mieli naprawdę spory zapas powietrza na czas podróży.

– Jak duży? – zainteresował się Pallance.

– Niech się zastanowię… – Dupree odłożył sztućce i zaczął coś liczyć na osobistym

holopadzie. Trwało to chwilę, zatem pozostali zajęli się kończeniem posiłku. Być może

jednego z ostatnich w ich życiu, a już na pewno na tej planecie. Nawet Święcki sięgnął po

widelec, choć tym razem pieczeń nie wydawała mu się już tak wyborna. – W komorze tej

objętości możemy pomieścić około jedenastu tysięcy osób, ale wtedy zabraknie im powietrza

na dolecenie do szóstego pasa, gdzie znajdują się stacje przerzutowe. Nawet przy założeniu, że

każdy będzie miał własny kombinezon i zabierze pełne butle tlenu – dodał.

– Macie tu tyle wyposażenia osobistego? – zdziwił się Henryan.

– To kolonia górnicza. Tutaj każdy, kto pracuje w kopalni, ma co najmniej dwa

przydziałowe kombinezony – wyjaśniła Ninadine. – Poza tym magazyny pękają od zapasów.

Przepisy korporacji wymagają, by butle były wymieniane co dwa lata, a kombinezony mają

gwarancję na trzy sezony. To taka sztuczka, żeby wypompować z górników choć część

wypłacanych im pieniędzy – dodała tonem usprawiedliwienia.

– Ilu zatem ludzi możemy pomieścić w jednym kontenerze? – zapytał Święcki.

– Osiem tysięcy osób, licząc samych dorosłych – odparł po chwili Dupree.

– Sporo, ale… – teraz Henryan przeliczył coś w pamięci – …będziemy potrzebowali

niemal dwudziestu kontenerów, by pomieścić wszystkich. Dacie radę tyle przerobić?

Tym razem dyrektor kopalni nie miał tak radosnej miny.

– W sumie… – rzucił, ale ugryzł się w język. – Wydaje mi się, że tak. To wyjątkowa

sytuacja, więc na chętnych do roboty nie powinniśmy narzekać. Warsztaty stoją, ponieważ już

wczoraj zakończyliśmy fedrunek. Nie ma sensu kopać rudy, skoro nie zabierzemy nawet tego,

co mamy na składzie.

– Wolałbym mieć pewność – naciskał Święcki.

– W takim razie musi mi pan dać pół godziny – odpowiedział dyrektor, wstając od stołu. –

Rzucę temat komu trzeba, lecz jak powiedziałem, od strony technicznej jest to możliwe.

– W przestrzeni też, mam nadzieję? – zapytał Henryan.

– W jakiej przestrzeni? – zdziwił się Dupree.

– Na niskiej orbicie – doprecyzował kapitan.

– Dlaczego, u licha, mielibyśmy to robić w kosmosie? O wiele prościej i szybciej będzie

dokonać adaptacji w naszych warsztatach.

– Powiedzmy, że to warunek konieczny – wyjaśnił Święcki. – Czy będziecie w stanie

przerobić te kontenery na orbicie?

Dupree opadł ciężko na krzesło.

– Wątpię. Naprawdę. Nie mamy tyle sprzętu przystosowanego do prac w otwartej

przestrzeni. Po prostu nigdy go nie potrzebowaliśmy.

– Szlag by to – mruknął zawiedziony Henryan.

– Dlaczego to taki problem? – zainteresował się doktor.

Święcki patrzył mu przez chwilę w oczy, zastanawiając się, ile może zdradzić, ale szybko

doszedł do wniosku, że skoro wiedzą o Obcych i wszyscy jadą na tym samym wózku, nie

powinni mieć przed sobą tajemnic. Zwłaszcza że tylko wzajemna szczerość może im teraz

pomóc.

– Ejektory się sypią, więc wymusiłem na głównym inżynierze zmniejszenie obciążenia

wszystkich torów, a to oznacza, że szlag trafił harmonogram załadunku.

– Admiralicja wyrazi na to zgodę? – wpadła mu w słowo Truffaut.

– Zobaczymy, ale jestem dobrej myśli, ponieważ znaleźliśmy się o włos od prawdziwej

katastrofy.

– No dobrze, ale na czym dokładnie polega nasz problem? – zainteresował się Pallance.

– Na tym, że admiralicja nie pozwoli na dalsze zwiększanie strat, czytaj: nie dostaniemy

zgody na wystrzelenie w przestrzeń pustych kontenerów. Dlatego pomyślałem, że moglibyśmy

wykorzystać te, które znajdują się w przestrzeni.

– Nie odpuszczą dwustu tysięcy ton, nawet jeśli to będzie oznaczało możliwość uratowania

prawie stu pięćdziesięciu tysięcy ludzi? – zapytał dyrektor kopalni.

Święcki westchnął ciężko.

– Obawiam się, że ta ruda jest cenniejsza dla Rady niż my wszyscy razem wzięci.

Zmarkotnieli i zamilkli na dłuższą chwilę. Już widzieli światełko w tunelu, już czuli ulgę na

myśl o ocaleniu życia.

– Nie wierzę, po prostu nie wierzę – mamrotał pod nosem Dupree.

– Kapitan wie, co mówi – zapewnił go Pallance.

– System jest prosty – wyjawił Henryan. – O przyznanych wam numerach nie decydowało

29
{"b":"577817","o":1}