Литмир - Электронная Библиотека
A
A

osiemdziesiąt tysięcy ludzi…

– W przybliżeniu – przyznał Święcki, sięgając po swoją szklankę. Nagle stało mu się

zupełnie obojętne, czy piloci wyczują od niego alkohol albo zauważą, że jest lekko wstawiony.

– Zamierzam jednak zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby uratować więcej kolonistów.

– Ilu więcej? – zapytała łamiącym się głosem. – Dziesięć tysięcy, dwadzieścia?

Milczał. Jeśli nawet stanie na głowie albo jakimś cudem uda mu się sprowadzić tu po raz

trzeci te kilka transportowców, które lada godzina wyruszą z Ulietty, to i tak nie zapakuje na

ich pokłady tylu ludzi, by przyszła jej kolej.

– Ucieszyłam się, kiedy wezwano mnie trzy dni temu do biura prezesa. Spodziewałam się

od pewnego czasu awansu na kierownika działu prawnego, ale ku swojemu zaskoczeniu

otrzymałam inną propozycję. Pan Betancourt zaproponował mi objęcie funkcji tymczasowego

zarządcy kolonii. Tylko na tydzień. Twierdził, że centrala wezwała zarząd i większość

dyrektorów do Systemów Centralnych, ponieważ szykują się wielkie zmiany, a on postanowił

dać mi szansę wykazania swej wartości. Jedną na milion, tak powiedział. – Pociągnęła

naprawdę spory haust rumu, aż nią zatrzęsło, gdy przełykała. – Teraz widzę, że odrobinę

przesadził – mruknęła, wskazując na wyświetlacz i wciąż widoczny na nim numer.

– Przykro mi… – zaczął Henryan.

– Nie, proszę mi nie przerywać – powstrzymała go, wyciągając przed siebie lewą rękę,

a prawą zasłaniając usta. Chyba lekko przesadziła z tym rumem. – Nie potrzebuję niczyjego

współczucia. Po prostu uświadomił mi pan ostatecznie, że byłam tylko pionkiem w tej grze.

Tam, na lądowisku, wkurzył się pan, kiedy przedstawiłam pozostałych. Proszę nie zaprzeczać,

umiem wyczytać uczucia z ludzkiej twarzy. Za to między innymi płacono mi przez ostatnie

dwanaście lat.

– Trafiony, zatopiony. – Święcki rozłożył ręce. – Naprawdę zależało mi na czasie, a na

wasz widok zacząłem podejrzewać, że prezes wysłał mało ważnych ludzi, ponieważ osobiste

powitanie jakiegoś tam kapitana było gestem poniżej jego godności.

– W sumie niewiele się pan pomylił. Gdyby Betancourt był w kolonii, przywitałby pana

któryś z jego licznych asystentów.

– Nihil novi sub sole – mruknął Święcki, podnosząc szklankę.

– Mundurowy znający martwe języki? – Zaskoczenie było tak duże, że spojrzała na niego

z zaciekawieniem, na moment zapominając o ciążącym na niej fatum.

– Żeby zostać oficerem, nie wystarczy chęć szczera – odparł kolejnym, choć nieco nowszym

archaizmem.

Tego już nie załapała.

– Obcując z niektórymi żołnierzami, można odnieść zupełnie inne wrażenie, ale ad rem –

zrewanżowała się szybko. – Jakie szanse mam na wydostanie się stąd w legalny sposób?

– Na razie niewielkie – przyznał.

– Naprawdę nie możecie zmienić kolejności przydziałów?

Pokręcił głową. To akurat była najszczersza prawda. Tylko admiralicja mogła zmienić

numer. A w jej przypadku prośba z pewnością nie zostanie uwzględniona. Tak myślał i to jej

powiedział. Przyjęła jego słowa w milczeniu. Siedziała dłuższą chwilę ze spuszczoną głową,

gapiąc się na własne kolana.

– A czy istnieje jakiś mniej legalny sposób? – usłyszał jej zduszony głos.

Potrafił sobie wyobrazić, ile ją musiało kosztować wypowiedzenie tego jednego zwięzłego

zdania.

– Nie – uciął od razu, domyślając się, co jej chodzi po głowie. – Niech mi pani uwierzy na

słowo. Żaden z moich podwładnych bez względu na to, co będzie obiecywał, nie ma

możliwości przeszmuglowania pani na pokład. Poza tym funkcjonariusze wydziału

bezpieczeństwa monitorują wszystkie posterunki. A z nimi nie ma gadania.

– Ale ja nie chcę umierać – wyszeptała.

– W takim razie proszę mi pomóc. Mam jeszcze trzydzieści kilka godzin na znalezienie

rozwiązania, które pozwoli ocalić nie tylko panią, ale i sto kilkadziesiąt tysięcy innych ludzi.

.

SIEDEM

System Anzio, Sektor Zebra,

23.10.2354

Rutta zbierał się właśnie na kolejną naradę, setną już chyba od przybycia do sztabu

metasektora. Wielki admirał zwoływał sztabowców za każdym razem, gdy spływały raporty

o pojawieniu się Obcych, a tych było z dnia na dzień coraz więcej. Pułkownik nie mylił się,

twierdząc, że tylko ktoś niespełna rozumu mógłby zaatakować Federację zaledwie

dziesięcioma okrętami. Nawet gdyby to były tak potężne jednostki jak te niemal niezniszczalne

liniowce.

Ludzie stracili w ciągu miesiąca kontrolę nad ponad setką bezludnych układów planetarnych

leżących w pasach minus jeden i minus dwa oraz nad szesnastoma skolonizowanymi

systemami. Pięć dalszych było właśnie atakowanych.

Dokładne analizy przekazów kwantowych z obszarów objętych inwazją udowodniły

dowództwu połączonych flot, że wróg operuje na Rubieżach co najmniej dwudziestoma

pięcioma okrętami wojennymi. Ale to, zdaniem Rutty, nie był jeszcze ostateczny szacunek.

Obcy musieli dysponować sporym zapleczem, którego na razie nie ujawniali, zapewne

czekając na bardziej zdecydowany opór.

Mimo to jeszcze dwa dni standardowe temu w przestrzeni zajmowanej do niedawna przez

Federację operowało równocześnie aż osiemnaście liniowców. Najwięcej od chwili

rozpoczęcia tego konfliktu, a z kolejności ataków na stacje monitorowania wynikało, że

w ciągu najbliższej doby eskadry Obcych powinny pojawić się także w dwóch następnych

systemach: na Ubiku 5 i Ulsterze 12. W obu przypadkach chodziło o duże centra wydobywcze

i tranzytowe, przeciw którym wróg może rzucić co najmniej po cztery liniowce. To natomiast

oznaczało, że po tej stronie granicy znajdzie się wkrótce więcej jednostek wroga, niż do tej

pory udało się zidentyfikować. Rutta był więc pewien, że lada moment zyska żelazny dowód

na poparcie uporczywie lansowanej przez siebie tezy, w którą część dowódców metasektora

wciąż nie wierzyła. Bynajmniej się z tego nie cieszył.

Trzecia flota traciła teren szybciej, niż zakładano podczas pierwszych odpraw. Wróg

zaczynał docierać do pasa minus cztery, i to w dodatku nie na tym odcinku, który wcześniej

wydawał się ludziom – i ich komputerom – najbardziej prawdopodobny, a operacja

masowego tworzenia fikcyjnych celów na nowym wektorze wciąż była w powijakach. Co

prawda udało się wybudować prawie osiemset pseudokolonii, rozmieszczając je na

dziewięćdziesięciu sześciu planetach i stu trzynastu księżycach w sześćdziesięciu pięciu

systemach gwiezdnych, lecz tylko niespełna jedna trzecia z nich mogła się znaleźć na obecnej

trasie podboju Obcych, ponieważ wróg po dwóch tygodniach ataków zmienił taktykę

i zrezygnował z oczyszczania całej szerokości ramienia na rzecz wbicia klina i wdarcia się jak

najgłębiej w przestrzeń Federacji.

Skontrowano to posunięcie. Jednostki inżynieryjne trzeciej floty zostały natychmiast

przerzucone z najmniej zagrożonych rejonów pasa minus cztery i dalszych, ale nawet tak duża

ich koncentracja na kierunku nowego uderzenia nie pozwoli całkowicie odrobić poniesionych

strat. Gdy uświadomiono sobie, że może zabraknąć czasu na stworzenie nowego bufora,

w sztabie metasektora wybuchła panika. Farland spodziewał się nadejścia lada moment

nowych dyrektyw, tym razem nakazujących trzeciej flocie rozpoczęcie działań ofensywnych,

czego bali się tutaj wszyscy, ponieważ symulacje przygotowane przez Ruttę nie pozostawiały

złudzeń.

Jeśli dojdzie do starć, trzecia flota – nawet przy uwzględnieniu wsparcia udzielonego przez

23
{"b":"577817","o":1}