Литмир - Электронная Библиотека

Część siódma. CZWARTEK

Megan spędziła dzień miotana ponurymi uczuciami, niezdolna zapanować nad myślami. Miała wrażenie, że porwał ją nurt rwącej rzeki, wiry wciągały ją w głąb, gdzie dławiła się wśród biało-zielonej piany, a potem wypychały na powierzchnię, pozwalając na oddech, łyk świeżego powietrza. W pewnej chwili wydawało jej się, że widzi Tommy'ego huśtającego się na oponie wiszącej na wielkim dębie przed domem. Już rzucała się do drzwi, z okrzykiem radości, by chwycić go w ramiona, lecz zatrzymała się jak wryta, uświadamiając sobie, że nikogo tam nie ma. A w następnej sekundzie odwracała się, nastawiając uszu na znajomy, wyraźny odgłos kroków ojca na schodach. Siłą musiała się powstrzymać, żeby nie pobiec do hallu na powitanie zjawy, tłumacząc sobie gorzko, że nie wrócił, że wszystko to dzieje się tylko w jej głowie.

Megan zaczęła myśleć o chodzie ojca. Była w nim przedziwna lekkość. Ludzie starsi nie zawsze mają chód ciężki, jakby byli przygnieceni ciężarem lat. Niektórzy z czasem stąpają coraz lżej, w miarę usuwania się przymusu odpowiedzialności. Dlatego obaj – zarówno Tommy jak i ojciec – zawsze wydawali się płynąć nieco nad powierzchnią ziemi. To my, ludzie w średnim wieku, chodzimy z gruboskórną, przytłaczającą determinacją, pogrążeni w bagnie i rutynie.

Megan zapatrzyła się w szare popołudniowe niebo. Gwałtowny podmuch rozwiał ostatnią kupkę uschniętych liści – przez chwilę wydawały się żywe, podskakując na trawniku i unosząc się w rytmie dyktowanym przez wiatr.

Położyła dłoń płasko na okiennej szybie. Przez szkło czuła nieprzyjemny chłód.

Kiedy umarła matka, było tak ciepło. Babie lato napełniało liście drzew łudząco gorącym wiatrem. Zastanawiała się, czy matka walczyła ze śmiercią, czy też zaakceptowała ją z takim spokojem, z jakim przyjmowała większość spraw w jej życiu. Umarła lekko, we śnie – pewnego poranka kiedy odpoczywała w bujanym fotelu na ganku, jej serce po prostu przestało bić. Znalazł ją tam listonosz, zadzwonił na pogotowie, ale było już za późno. To był młody, brodaty człowiek, który zawsze miał dla Tommy'ego miłe słówko. Mówił, że kiedy ją znalazł, uśmiechała się. Pomyślał, że śpi, ale kiedy zobaczył upuszczoną szklankę lemoniady oraz zwisające bezwładnie ramię, zrozumiał, że się myli.

Szkoda, że zanim wymknęła się w taki sposób, nie miałam możliwości pożegnać się z nią. Ale to właśnie było w jej stylu – cicho i skutecznie.

Chciałabym, żeby była tu teraz, pomyślała Megan nieoczekiwanie, ponieważ ona wiedziałaby, co robić. Nie płakałaby bez przerwy i nie załamywała rąk. Zamiast tego byłaby pełna planów i pomysłów. Zapanowałaby nad swoimi emocjami, wzięłaby się w cugle. A wtedy byłaby w stanie zastanowić się co robić, zamiast czekać bezczynnie, tak jak ja, co okropnego może następnie się zdarzyć.

Ona nigdy nie pozwoliłaby im umrzeć.

Te wszystkie lata, kiedy faktycznie była alter ego sędziego, dały jej siłę i pewność siebie. On zawsze był zawadiacki, łączył w sobie cechy piłkarza, prawnika, komandosa i sędziego. Kiedy o coś walczył, nie zastanawiał się ani sekundy. Podchodził do życia zupełnie tak samo, jak na piaszczystych przyczółkach – gdy rzucał się przed siebie, strzelając na oślep i wybierając najprostszą drogę do celu.

A ona była subtelna.

Dostrzegała najdrobniejsze wątki, najmniejsze efekty działań i oceniała to wszystko w całości. Idąc przez życie, poruszała się ostrożnie, stąpając lekko, tak że omijała wszystkie niebezpieczeństwa nawet nie dotykając ich. Jakże byłam ślepa, kiedy w młodości uważałam, że jej rezygnacja ze studiów prawniczych dla wspierania kariery męża była zdecydowanie zbyt dużym poświęceniem.

Megan odwróciła się od okna i podeszła do ściany, na której wisiały rodzinne fotografie. Popatrzyła na zdjęcie Tommy'ego w rozbitej ramce. Duncan zastanawiał się, czy powiesić je z powrotem. Ostatecznie jednak usunął z ramki tyle odłamków szkła, ile się dało, i umieścił je na ścianie. Odetchnęła wtedy z ulgą; nie byłaby w stanie znieść myśli, że fotografia Tommy'ego – cóż z tego że uszkodzona – nie zajmuje swojego normalnego miejsca na ścianie, obok bliźniaczek i tuż za portretem całej rodziny. Zatrzymała wzrok na zdjęciu sędziego i matki. Zrobiono je kilka lat przed jej śmiercią. Włosy miała już posrebrzone, ale oczy wciąż były pełne życia.

Zrobię się bardziej do ciebie podobna, pomyślała Megan.

Będę silniejsza.

Spojrzała prosto w oczy matki i stwierdziła: Wiem, co powinnam zrobić.

Cóż takiego, kochanie?

Ty walczyłabyś o swoje dziecko.

Oczywiście, że tak. Po to wiośnie są kobiety.

Nie tylko po to, również dla wielu innych rzeczy.

Oczywiście, kochanie. Jesteśmy tu po to, by zostać prawnikami, lekarzami, agentami nieruchomości i czym tam jeszcze chcesz. Ale kiedy już wszystko zostanie powiedziane i zrobione, jesteśmy tu dla naszych dzieci. Możesz uważać, że brzmi to głupio i tradycyjnie, ale to prawda. To my wydajemy je na świat i to my musimy ich strzec.

A Duncan…

Och, Megan. Wiem, jesteś bardzo nowoczesna. Ale on jest mężczyzną i nie wie.

Czego nie wie?

Że ból przy porodzie to tylko początek, potem znosimy różne kolejne cierpienia.

Wiem o tym.

W takim razie musisz wiedzieć o czymś jeszcze, kochanie.

O czym?

Wydajemy na świat dzieci, lecz one nigdy nie przestają być cząstką nas. I dlatego wiośnie walczymy o nie tak zaciekle. Musimy walczyć, by je urodzić, a potem musimy walczyć, by widzieć, jak dorastają. Nigdy z tego nie zrezygnujemy, bez względu na to iloma jeszcze innymi sprawami jesteśmy zajęte. Nigdy.

Masz rację.

Oczywiście. I jeszcze coś.

Co?

Wiośnie to czyni nas najsilniejszymi istotami, o ile jesteśmy w stanie to sobie uświadomić. I właśnie dlatego jesteśmy niedoceniane, zwłaszcza przez mężczyzn. A spójrz w głąb siebie. Jest tam stal i żelazo, jest energia i moc. Zajrzyj głęboko. Znajdziesz je. I kiedy będziesz potrzebowała tej siły, zawsze tam będzie.

Ale tak się boję. Tak się boję o nich obu.

To nic złego lękać się, kochanie, o ile nie przeszkadza to w zrobieniu tego, co należy zrobić.

Co musimy zrobić. Ale skąd ja mam to wiedzieć?

Będziesz wiedzieć.

Jesteś tego pewna?

Całkowicie.

W takim razie ja też jestem tego pewna – głośno powiedziała Megan. Wzięła głęboki oddech.

– Mamo! Czy wszystko w porządku? Czy ktoś tam jest? – odezwały się Karen i Lauren z kuchni.

– Nie – odkrzyknęła. – Po prostu mówię do siebie. Opanowała się i dołączyła do swoich dziewczynek.

Duncan siedział za biurkiem zastanawiając się, jak zdobyć pieniądze dla Olivii.

Przez większą część dnia telefonował do maklera w Nowym Jorku, agenta nieruchomości w Vermont oraz innych osób związanych z jego aktywami. Każdy z nich był zdumiony słysząc: Sprzedawaj. Próbowali mu to wyperswadować, obstawał jednak przy swoim, w sposób żartobliwy z obawy, by w jego głosie nie usłyszeli nutki paniki, by nikt nie domyślił się, co planuje. Tak wiec dowcipkował, opowiadał anegdotki, śmiał się i zachowywał w sposób bardzo swobodny, próbując wywołać wrażenie, że robi coś normalnego – coś zupełnie przeciwnego niż w rzeczywistości: likwiduje zyski z całego życia, żeby zainwestować je w coś innego.

Około południa zaczął obliczać ile, w teorii, udało mu się zebrać. Wiedział, że pilna oferta sprzedaży musi mu przynieść pewne straty. Po upłynnieniu akcji i innych papierów wartościowych powinien od maklera dostać czek w wysokości ponad sześciu tysięcy dolarów, ale zanim go otrzyma, upłynie kilka dni, a zanim zobaczy pieniądze ze sprzedaży ziemi, musi minąć kilka tygodni. Na jego domu ciążył już wprawdzie dług hipoteczny, ale było to parę lat temu, tak że może znów uzyskać kredyt równy ustalonej wcześniej wartości domu. Nie zamierzał natychmiast zwracać pieniędzy – uznał, że kiedy nadejdą, wykorzysta je, by wyrównać straty, które wynikną w rezultacie kradzieży. Takie to właśnie są problemy z gotówką w dzisiejszych czasach: nie ma jej jak zdobyć, o ile nie zdecydujesz się na skok na sklep monopolowy nocą, w zakazanej dzielnicy. Gotówka wyszła z mody. Pieniądze znajdują się głównie na kartkach papieru, na plastikowych kartach kredytowych albo w bankach komputerowych. Jeśli ich potrzebujesz, musisz wypełnić formularz w trzech egzemplarzach, poddać się odpowiedniej procedurze, sprawdzaniu, no i czekać. Duncan w dużym stopniu był świadomy ironii tej sytuacji: tylu ludziom kazałem czekać dokładnie w ten właśnie sposób, pomyślał. Teraz kolej na mnie. Zakładał jednak, że otrzyma czek ze swego biura maklerskiego w ciągu najbliższego tygodnia, co umożliwi mu dokonanie minimalnej wstępnej wpłaty na poczet tego, co będzie winien bankowi.

39
{"b":"109966","o":1}