– Gdyby wam się coś stało… – zaczął, ale natychmiast mu przerwały.
– Nic nam nie będzie – powiedziała Karen.
– Nie pozwolimy, żeby groził nam jakiś obcy – podchwyciła Lauren.
– Nic nie rozumiecie, dziewczęta – powiedziała Megan. – Jesteście zbyt młode, by zrozumieć, co wam może grozić.
Dyskusja na ten temat trwała od czasu powrotu Duncana do domu. Megan opowiedziała reszcie rodziny o wizycie Billa Lewisa. Jedyną reakcją dziewcząt był bunt i upór – cecha, którą, jak sądziła Megan, przejęły bez reszty od swego ojca. W gruncie rzeczy, choć była na nie zła, że nie odczuwały tego samego strachu i paniki, co ona, czuła się dumna. To wieczna młodość, która teraz płynie w ich żyłach. Pamiętała, gdy ona sama i Duncan, niewiele młodsi od jej córek, mieli podobne podejście – brak poczucia, że broń, z którą ćwiczyli w górach, może wyrządzić komuś krzywdę, pobawić kogoś życia. Nie odczuwali zagrożenia, jedynie wrażenie zbliżania się do jakiejś niewidocznej granicy.
Megan spojrzała na Duncana i dziewczęta, które tymczasem przycichły, Ł zdała sobie sprawę, że wygrały tę potyczkę. Było to typowe w ich rodzinie – każdy określił swoją pozycję i będąc przekonany o swojej słuszności, sadził, że reszta podziela ten właśnie pogląd, co oczywiście było całkowicie błędne. Wszystkie rodziny żyją w podobnym złudzeniu, pomyślała. Każdy tworzy związki możliwe do zaakceptowania dla innych. Nawet Tommy o tym wiedział.
Usłyszała Duncana, mówiącego:
– Bądźmy ostrożni. Chociaż nie sądzę, żeby Bill Lewis stanowił dla nas największe zagrożenie. Co innego Olivia.
– Czego ona od nas chce? – spytała Megan.
– W tym sęk – odparł Duncan. – Nie mówi, ile chce pieniędzy. Myślę, że nie tyle zależy jej na ilości, co na sposobie ich zdobycia.
– To znaczy?
– Chce, żebym obrabował własny bank.
W salonie zapadła cisza. Megan poczuła zawrót głowy, próbowała uczepić się jakiejś myśli, oblec ją w słowa, powiedzieć coś, ale nie mogła. Głosy dziewcząt dochodziły do niej jakby z wielkiej odległości.
– Co takiego?!
– Jak to możliwe?
– To jest możliwe – powiedział Duncan. – Oczywiście, nie jest to takie proste, ale mogę to zrobić.
– Ale jeśli cię złapią, tatusiu…
– Wsadzą cię do więzienia. Co z tego, że odzyskamy Tommy'ego i dziadka, jeśli zabraknie ciebie? Czemu ona miałaby w ogóle…
– Z jej punktu widzenia to bardzo logiczne. Uważa, że w przeszłości zawiodłem podczas napadu na bank. Teraz chce, żebym dokończył dzieła. Tak właśnie powiedziała. To całkiem zrozumiałe.
– Duncanie!
– Oczywiście, że tak. Olivia nie jest głupia.
– Przypuśćmy jednak…
– Co takiego? Przypuśćmy – co? Mamy inne wyjście?
– Uważam, że jednak powinniśmy iść na policję. Niech oni dadzą pieniądze na okup.
– Nie możemy, po prostu nie możemy tego zrobić. Rozpatrzmy sytuację raz jeszcze. Po pierwsze, jeśli wezwiemy gliny, a Olivia się o tym dowie, może wpaść we wściekłość i zabić zakładników. Wierzcie mi – jest do tego całkowicie zdolna. Nie łudźcie się. Teraz, gdy ma poczucie bezpieczeństwa i panuje nad sytuacją, nie wolno nam zrobić niczego, co by ją zaniepokoiło, właśnie dlatego, że jest nieobliczalna. – Duncan pamiętał o kopercie w kieszeni i o tym, czego się dowiedział po południu. – Ona jest morderczynią, musicie o tym pamiętać. – Zrobił pauzę, czekając na reakcję rodziny. Zauważył, jakie wrażenie wywarło to słowo na trzech kobietach. Zaczął mówić dalej: – Po drugie, jeśli zawiadomimy policję, waszej matce i mnie grozi oskarżenie w sprawie napadu. Po trzecie, nawet jeśli przekażemy inicjatywę policji, nie ma wcale gwarancji, że lepiej sobie poradzą z uwolnieniem Tommy'ego i dziadka niż my sami. Zastanówcie się nad tym.
– Co masz na myśli? – spytała Megan.
– Dziewczęta tego nie pamiętają, ale my – tak. Pomyślcie o znanych wypadkach porwań. Na przykład, sprawa porwania dziecka Lindbergha – zawiadomiono policję i dziecko znaleziono martwe. A Patty Hearst? Szukało jej całe FBI, ba, cały kraj – bez rezultatu, dopiero gdy stała się członkinią komanda marszałka polnego Cinque i obrobiła bank tatusia, dopadli ją. Nawet podała im swój pseudonim – Tania.
– Pamiętam – powiedziała w zamyśleniu Megan. – Takie imię nosiła Olivia na długo przed Patty Hearst.
Duncan uśmiechnął się.
– I prawdopodobnie zmieniła swój pseudonim, gdy trafiła do więzienia. Zresztą, wydaje mi się, że policja niewiele tu pomoże. Jak sądzisz?
Megan pokręciła przecząco głową.
– A wy, Karen i Lauren? Czy pamiętacie może jakiś artykuł w prasie, z którego by wynikało, że do policji w Greenfield można mieć zaufanie?
Nie było to postawienie sprawy fair, ale uznał, że może sobie na to pozwolić.
W salonie zapadła cisza.
– Same widzicie. Może później, gdy odzyskamy porwanych, powiadomimy policję. Ale nie wcześniej.
– Ale jeśli obrabujesz bank – Megan mówiła dziwnym, obcym głosem – zaroi się tam od policji. Jak sobie z tym poradzimy?
– Wcale nie będziemy musieli. – Nie rozumiem.
– Posłuchajcie – zaczął wyjaśniać Duncan. – Potrzeba nam tylko pieniędzy i trochę czasu. Jeśli zrobię to, powiedzmy, w piątek wieczorem, nikt nie dowie się przed poniedziałkiem. Uratujemy Tommy'ego i dziadka w ciągu weekendu. A w poniedziałek pójdę do Phillipsa i wszystko mu opowiem, albo tyle, żeby wyjaśnić mu moje motywy. Pamiętajcie, że on jest starym przyjacielem dziadka. Zwrócimy wszystko bankowi – jeśli będzie trzeba sprzedamy wszystko. Myślę, że twój ojciec nam pomoże. Może nawet, zważywszy na okoliczności, nie zostanę oskarżony…
– To idiotyczne.
– Masz lepszy pomysł?
– To wszystko opiera się na…
– Masz rację – na przypadku, hicie szczęścia, zbiegu okoliczności – wiem dobrze. Ale czy mamy inne wyjście?
– Moglibyśmy…
– Nie. Jutro zadzwonię do agenta ze zleceniem sprzedaży naszych akcji. Każę także wystawić na sprzedaż posiadłość w Vermont. Spieniężymy, co się da, ale to zajmie jakiś czas. Więcej niż dwa dni, która nam dała.
– Naprawdę uważasz, że można obrabować ten bank? Duncan roześmiał się gorzko.
– Podejrzewam, że jest to głęboko skryte marzenie każdego bankiera. I rzeczywiście, często defraudują pieniądze. Ale ja mam po prostu zrobić skok. Jak jakiś pieprzony Jesse James albo Bonnie i Clyde.
– Oni wszyscy zostali złapani – wtrąciła gwałtownie Megan. – I zabici. – Nie zareagowała na wulgarne określenie pasujące w jakiś sposób do tonu całej rozmowy.
Duncan zmarszczył brwi.
– Dwa dni. Mamy tylko tyle. I pamiętajmy, co ryzykujemy. Życie naszego syna. I sędziego. Musimy się podporządkować Olivii, nawet jeśli jest to sprzeczne z prawem, bo inaczej wszystko zawalimy. Musimy się sami z tym uporać, tu i teraz! Musisz sobie zdać sprawę, Megan, o co tu naprawdę chodzi. Jej tak naprawdę nie interesują pieniądze. Może innych – Billa Lewisa, czy kogoś innego, kto jej pomaga, ale nie Olivię, tego jestem pewny – jej nie chodzi o pieniądze… – Przyjrzał się twarzom żony i córek. Powoli wyjął z kieszeni kopertę zawierającą wyrok śmierci oraz zdjęcie Tommy'ego i sędziego. Rzucił je na stolik do kawy przed oczy Megan, Karen i Lauren. – Jej chodzi o nas.