Литмир - Электронная Библиотека

Cofnął się, szybko zerwał torbę z nogi, zdjął tenisówkę i wrzucił je do kolejnego worka. Wciągnął własny pantofel i odszedł szybko sprzed drzwi frontowych.

I nagle Duncan uprzytomnił sobie, że jest już na zewnątrz, że otacza go zimna noc.

Spojrzał w górę, w światło latarni, wydawało mu się, że jasność faluje wokół niego jak mgła.

Ruszył ulicą w górę, w kierunku parkingu, na którym ukrył swój samochód. Plastikowa torba w jednej ręce i teczka w drugiej wydawały się jarzyć, emanować blaskiem jak neon, obwieszczając wszystkim, co zrobił. Przejechał samochód, wywołując w nim przemożną chęć krzyku. Reflektory szybko przemknęły po nim i poczuł się tak jakby był miotany falami w burzliwym oceanie. Zawahał się, ale poszedł dalej. Ulice Greenfield były jakieś obce, nieznajome. Widział sklepy i wystawy, które znał od lat, i nie rozpoznawał ich, jakby wynurzyły się z jakiejś innej, nieznanej przestrzeni. Przyspieszył, wydłużył krok, aż wreszcie zaczął biec, zaledwie parę metrów, po których zwolnił, ciężko dysząc. Zatrzymał się, wciągnął zimne powietrze w płuca i podążył dalej, tym razem już w wolniejszym tempie. Jak w rytmie marsza pogrzebowego, skonstatował, w powolnym, śmiertelnym rytmie, odmierzanym przez groźne widmo.

Teraz już wszystko zakończone, uznał. Zdradziłem wszystkich.

Z wyjątkiem syna.

Duncan przemykał w ciemnościach, czując ciężar swego czynu.

Część dziewiąta. SOBOTA

Sędzia Pearson siedział na pryczy, chłopiec opierał głowę na jego kolanach. Gładził czoło wnuka wolno, rytmicznie. Tommy spał, od czasu do czasu cicho jęczał, jakby dręczyły go koszmarne sny. Oddychał jednakże równo i głęboko, w odróżnieniu od stanu wcześniejszego, kiedy Olivia znowu wzięła ich pod klucz i oddech dziecka był płytki i świszczący, co bardzo niepokoiło dziadka.

Sędzia zerknął na zegarek. Był późny ranek, upłynęły godziny odkąd na chwilę przymknęły mu się powieki. Nie chciał, by Tommy się obudził, był przekonany, że podczas snu wnuk lepiej zregeneruje swoje siły. Nabieraj sił, myślał. Odpoczywaj i wracaj do formy. Leciutko musnął ramię dziecka, siniec zaczął przybierać już fioletowo-granatową barwę. Delikatnie dotknął zadrapania na czole chłopca, żałując, że to nie on cierpi.

Z drugiej strony, pomyślał, mamy szczęście. Nic mu nie złamali, nie doznał wstrząsu mózgu ani wewnętrznych obrażeń. Kula z pistoletu nie zraniła go. Nie był pewien, czy stało się tak dlatego, że Olivia była słabym strzelcem, czy dlatego, że celowała gdzie indziej.

– Wszystko będzie dobrze – szepnął do wnuka. – Wyzdrowiejesz, nie martw się.

Powieki Tommy'ego zadrgały, chłopiec obudził się.

W jego oczach malowało się przerażenie, więc dziadek przygarnął go mocno do siebie. Chłopiec uspokoił się, usiadł, rozglądając się dookoła z zaciekawieniem, co natchnęło starszego pana otuchą. Sędzia Pearson uśmiechnął się do niego czując, że jemu również udziela się witalność chłopca. Ostatniej nocy myślałem, że go zabili. Dzieci są jednak silniejsze, niż sądzą dorośli. Więcej wiedzą i widzą, niż przypuszczamy. Postanowił o tym nie zapominać.

– Jak długo mnie nie było? – zapytał Tommy.

– Prawie szesnaście godzin. To była długa noc.

Tommy spróbował się przeciągnąć, ale w tej samej chwili znieruchomiał.

– Och, dziadku, boli!

– Wiem, Tommy. Ale to przejdzie, wierz mi. Pobili cię, mnie zresztą też… – Dotknął palcami guza na czole. – To nic poważnego. Musisz tylko ostrożnie się poruszać. Powiedz mi jednak, jeśli będzie cię coś tak naprawdę bolało.

Tommy roztarł ręce i stopy. Podniósł się powoli i wstrząsnął rękami i nogami, jak małe zwierzątko po długiej drzemce. Rozejrzał się po poddaszu.

– Nic mi nie jest – powiedział i dodał po chwili: – A wiec jesteśmy tu znowu.

– To prawda – odparł dziadek z coraz większą nadzieją w głosie. – Jesteśmy tu znowu. A teraz muszę coś wiedzieć, czy boli cię coś w brzuchu? A w głowie?

Tommy zastanowił się, jakby miał stawiać diagnozę:

– Nie, nic mi nie jest.

– Tak sądziłem – stwierdził dziadek. Uśmiechnął się. – Chłopcze, jak dobrze cię mieć tu ze sobą.

– Już myślałem, że mnie zabiją.

Dziadek chciał powiedzieć, że on też się tego obawiał, ale uznał, że lepiej się do tego nie przyznawać.

– Nie, wiedziałem, że nie. Byli rzeczywiście wściekli i chcieli ci dać nauczkę, ale za bardzo cię potrzebują. Nic ci nie zrobią, nie martw się.

– Kiedy pistolet wystrzelił…

– Taak, to było straszne, prawda?

– A już prawie mi się udało. Przez minutę widziałem nawet zarys lasu i drzewa. Gdyby udało mi się wyskoczyć przez okno, nigdy by mnie nie złapali.

– Myślę, że zdawali sobie z tego sprawę.

– Widać było, że na dworze jest naprawdę zimno i ponuro. Wcale nie miałbym ochoty wyjść na zewnątrz, żeby się pobawić, bez względu na to co mówiliby rodzice. A ja tak strasznie chciałem wydostać się tam. Chyba wtedy w ogóle nie myślałem.

– Nie masz racji, postępowałeś słusznie.

– Wiem, dziadku, to wszystko było tak, jakby przytrafiło się komuś innemu. Tak jakbym to nie ja rzucił się do ucieczki, lecz ktoś inny – szybszy, silniejszy i sprytniejszy.

– Nie mogę sobie wyobrazić, żeby był ktoś taki. Ktoś odważniejszy od ciebie.

– Naprawdę? – Tommy skrzywił się – coś go zabolało, ale uśmiechnął się.

– Nie, nie ma nikogo takiego.

– W każdym razie, dziadku, przepraszam.

– Za co?

– Za to, że chciałem cię zostawić. Sędzia Pearson zmusił się do śmiechu.

– Postąpiłeś wspaniale. Działałeś przez zaskoczenie. To był najwspanialszy nieoczekiwany atak, jaki kiedykolwiek widziałem. Jesteś naprawdę kimś.

Pokazałeś im z jakiej jesteś gliny. Jesteś, Tommy, o niebo silniejszy niż oni, i nie zapominaj o tym. Byłem z ciebie dumny. Twoi rodzice i siostry też będą z ciebie bardzo dumni, kiedy im opowiem, co zrobiłeś.

– Naprawdę? – Naprawdę.

Tommy przytulił głowę do piersi dziadka i zapytał:

– Jak długo jeszcze?

– Już niedługo.

– Mam nadzieję.

Przez chwilę obaj milczeli. Wzrok Tommy'ego spoczął na sznurze od bielizny, który leżał zwinięty w kącie. Spojrzał pytająco na dziadka.

– Związali cię.

– A jak?

– Rozwiązałem cię, kiedy stąd wyszli. Zabronili mi, więc będą prawdopodobnie wściekli, kiedy wrócą zobaczyć co z nami. Dziwię się, że i mnie nie związali. Byli chyba tak samo zaskoczeni i wystraszeni jak my. A może chcieli, bym sam cię rozwiązał. Przekonamy się.

Tommy skinął głową. Uzmysłowił sobie, że teraz to już nie ma znaczenia.

– Dlaczego oni nas tak nienawidzą?

– Cóż, może Bill wyrzucił z siebie coś, co go dręczyło…

– Założę się, że tak – uśmiechnął się Tommy.

– A ten niski wyglądał tak, jakby cały czas był wściekły i… To on najbardziej cię bił, nawet wtedy, gdy zasłaniałeś głowę ramionami. A Bill odciągnął go od ciebie.

Tommy znów pokiwał głową.

– On pewnie nienawidzi każdego, kto żyje lepiej niż on. Sędzia umilkł zaskoczony, lecz zaraz ciągnął dalej.

– A Olivia? Jej rozgoryczenie nie ma końca, prawda?

– Dlaczego ona stała się taka, dziadku?

– Nie wiem, Tommy. A chciałbym. – Kilkanaście najrozmaitszych pod względem psychologicznym osobowości przewinęło się przez umysł sędziego, ale wszystkie je wykluczył. – Wydaje mi się, że w toku dorastania w każdym człowieku rozwija się miłość, nienawiść i wszystkie inne uczucia. Ale ona, gdzieś po drodze, zagubiła pozytywne emocje i pozostały w niej same złe.

– Jak u Grincha.

Sędzia roześmiał się głośno.

– Dokładnie. Zupełnie tak samo, jak u Grincha. Tommy uśmiechnął się:

– Który urodził się z sercem za małym o dwa numery.

Sędzia przytulił dziecko. Po chwili Tommy uwolnił się z jego objęć.

– Myślę, że powinniśmy wrócić do pracy przy ścianie – powiedział tonem, jakby to była tajemnica wojskowa.

– Jeśli masz chęć – zgodził się sędzia.

58
{"b":"109966","o":1}