Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ale traktujecie to jako śmierć w podejrzanych okolicznościach, czy tak? – wykrzyknął któryś z dziennikarzy.

– Na obecnym wstępnym etapie tak, traktujemy to jako śmierć w podejrzanych okolicznościach.

Wylie wsadziła sobie długopis do ust i zagryzła zęby. Nie ulegało wątpliwości, że Hood zachowuje się swobodnie i pewnie siebie. Zmienił na tę okazję cały swój ubiór i wyglądał jak spod igły. I nawet włosy zdążył umyć, pomyślała.

– Niestety, obecnie nie mamy wiele do przekazania – ciągnął – co zapewne nie jest dla państwa zaskoczeniem. Jeśli uda nam się zidentyfikować ofiarę, to w pierwszej kolejności będziemy musieli zawiadomić rodzinę i poprosić ich o potwierdzenie.

– Chciałabym spytać, czy obecność rodziny Philippy Balfour jest spodziewana w Edynburgu? – padło następne pytanie.

Hood spojrzał na pytającą z wyrzutem.

– Pozwolę sobie pozostawić to pytanie bez odpowiedzi – oświadczył sucho, a siedząca obok niego Gill Templer pokiwała głową, co miało świadczyć o jej zdegustowaniu.

– Chciałbym zapytać inspektora Pryde’a, czy śledztwo w sprawie zaginięcia Philippy Balfour będzie kontynuowane? – zapytał ktoś inny.

– Śledztwo jest kontynuowane – odparł Pryde z większą pewnością w głosie, jakby wystąpienie Hooda pomogło mu otrząsnąć się z tremy.

Wylie miała już dosyć i chętnie wyłączyłaby monitor, ponieważ jednak konferencję oglądali też inni, wyszła na korytarz i podeszła do automatu z napojami. Kiedy wróciła, konferencja już się skończyła. Ktoś z oglądających wyłączył monitor i zakończył jej udrękę.

– Fajnie wyglądał, co?

Spojrzała podejrzliwie na mundurowego, od którego pochodziła ta uwaga, ale w jego twarzy nie dopatrzyła się złośliwości.

– Tak – potwierdziła – dobrze wypadł.

– Lepiej niż co poniektórzy – doszedł ją inny głos. Odwróciła głowę, jednak stało tam aż trzech policjantów z Gayfield Square i żaden z nich nie patrzył w jej stronę. Wyciągnęła rękę po kubek z kawą, jednak cofnęła ją w obawie, że jej drżenie zostanie przez wszystkich zauważone. Opuściła głowę i w milczeniu zajęła się przeglądaniem notatek Siobhan w sprawie niemieckiego studenta. Musiała jak najszybciej czymś się zająć, coś zacząć robić, do kogoś dzwonić…

I zrobi to, gdy tylko słowa: „Lepiej niż co poniektórzy” przestaną jej huczeć w głowie.

Siobhan napisała kolejną wiadomość do Quizmastera. Siedziała nad nią pełne dwadzieścia minut, nim w końcu uznała, że tak może być.

Pieklisko rozwiązane. Odnaleźliśmy tam ciało Flipy. Czy chcesz porozmawiać?

Na odpowiedź nie musiała długo czekać.

Jak ci się udało to rozwiązać?

Z anagramu Arthur ‘s Seat. Pieklisko jako nazwa fragmentu zbocza.

To ty znalazłaś ciało?

Nie. To ty ją zabiłeś?

Nie.

Ale zginęła w związku z grą. Czy nie myślisz, że ktoś jej pomagał?

Nie wiem. Czy chcesz kontynuować?

Kontynuować?

Rygory czekają.

Z niedowierzaniem patrzyła na ekran. Czyżby śmierć Flipy nic dla niego nie znaczyła?

Flipa nie żyje. Ktoś ją zabił na Pieklisku. Chcę, żebyś się ujawnił.

Trwało chwilę, nim nadeszła odpowiedź.

Nic na to nie poradzę.

Sądzę, że tak.

Przejdź poziom Rygory. Może tam się spotkamy.

Przez chwilę zastanawiała się.

Jaki jest cel gry? Kiedy gra się skończy?

Tym razem odpowiedź nie nadeszła. Poczuła, że ktoś stoi za jej plecami. Rebus.

– No i co ci twój kochaś napisał?

– „Mój kochaś”?

– Wygląda na to, że spędzacie ze sobą mnóstwo czasu.

– Taką mam pracę.

– Pewnie masz rację. No więc, co ci napisał?

– Chce, żebym kontynuowała grę.

– Powiedz mu, żeby się odpieprzył. Już go nie potrzebujesz.

– Jesteś tego pewien?

Zadzwonił telefon i Siobhan podniosła słuchawkę.

– Tak… w porządku… oczywiście. – Obejrzała się na Rebusa, ale on odszedł parę kroków dalej. Kiedy skończyła rozmowę, podszedł znów i pytająco uniósł brwi.

– Komisarz Templer – wyjaśniła. – Ponieważ Grant przeszedł teraz do biura prasowego, chce, żebym się zajęła tematem komputerowym.

– To znaczy?

– To znaczy, żebym się dowiedziała, czy jest jakiś sposób na wyśledzenie Quizmastera. Jak myślisz – zacząć od biura kryminalnego?

– Myślę, że ci frajerzy nie wiedzą nawet, jak się pisze słowo „modem”, nie mówiąc już o posługiwaniu się nim.

– Ale za to mają dojście do służb specjalnych.

Skwitował to lekkim wzruszeniem ramion.

– A druga sprawa, jaką mam się zająć, to ponowne rozmowy z rodziną i przyjaciółmi Flipy.

– Dlaczego?

– Bo ja bym nie potrafiła o własnych siłach dojść do poziomu Piekliska.

Rebus pokiwał głową.

– I myślisz, że ona też nie?

– Musiałaby w tym celu znać londyńskie metro, geografię i język szkocki, kaplicę Rosslyn i umieć rozwiązywać hasła krzyżówek.

– Myślisz, że to dla niej za trudne?

– Tak mi się zdaje.

Rebus zamyślił się.

– Kimkolwiek jest ten Quizmaster, on też to wszystko musiał wiedzieć.

– Zgoda.

– I wiedzieć, że Flipa ma przynajmniej szansę na odgadnięcie tych wszystkich zagadek.

– Podejrzewam, że w grze uczestniczyli też inni gracze… może nie teraz razem ze mną, ale kiedy grała Flipa. A to by znaczyło, że musieli walczyć nie tylko z czasem, ale także wzajemnie ze sobą.

– Ale Quizmaster nie chce tego potwierdzić?

– Nie.

– Ciekawe dlaczego?

Siobhan wzruszyła ramionami.

– Pewnie ma swoje powody.

Rebus oparł się o biurko dłońmi zwiniętymi w pięści.

– No to się myliłem. Nadal go jednak potrzebujemy.

Spojrzała na niego zdziwiona.

– My?

Uniósł ręce do góry.

– Chciałem tylko powiedzieć, że jest nadal potrzebny w sprawie.

– To dobrze, bo już mi się zdawało, że próbujesz swoich starych sztuczek.

– To znaczy?

– Podbierania wszystkiego innym i traktowania jak swoje.

– Uchowaj, Boże, Siobhan. – Zawiesił głos. – Tylko, że skoro masz wrócić do rozmów z jej przyjaciółmi…

– No to co…?

– To będzie wśród nich także David Costello.

– Z nim już rozmawialiśmy. Powiedział, że nic na temat gry nie wie.

– Ale masz zamiar i tak z nim porozmawiać, prawda?

Prawie się uśmiechnęła.

– Tak łatwo mnie przejrzeć?

– Nie, tylko że może mógłbym do ciebie dołączyć. Ja też mam do niego jeszcze parę pytań.

– Jakich pytań?

– Pozwól się zaprosić na kawę, a wszystko ci opowiem.

Tego wieczoru John Balfour w towarzystwie przyjaciela rodziny dokonał oficjalnej identyfikacji zwłok córki, Philippy Balfour. Żona czekała na niego na tylnym siedzeniu służbowego jaguara należącego do banku Balfour, za kierownicą którego siedział Ranald Marr. Nie chcąc tkwić w jednym miejscu na parkingu, Marr objechał w koło kilka ulic i zgodnie z sugestią Pryde’a, który czekał na Balfoura, by mu towarzyszyć w smutnej wizycie w kostnicy, wrócił po dwudziestu minutach.

Na miejscu znalazło się też kilku zawziętych reporterów, jednak bez aparatów fotograficznych – szkocka prasa wciąż jeszcze respektowała pewne zasady. Nikt też nie męczył pogrążonej w smutku rodziny pytaniami – reporterom chodziło tylko o uchwycenie ogólnego nastroju towarzyszącego tej smutnej powinności, tak by móc to później opisać w reportażach. Po skończonej identyfikacji Pryde zadzwonił na komórkę Rebusa i poinformował go o wyniku.

– No to po wszystkim – powiedział Rebus na głos po skończonej rozmowie. Siedzieli w czwórkę w barze Oxford: Siobhan, Ellen Wylie, Donald Devlin i on. Grant Hood też był zaproszony, ale wymówił się, tłumacząc, że musi przejść błyskawiczny kurs z dziedziny „kto jest kim” w mediach, tak, by umieć wiązać twarze z nazwiskami. Termin konferencji przesunięto na dziewiątą w nadziei, że do tej pory znane już będą wyniki sekcji zwłok i można będzie wyciągnąć pierwsze wnioski.

72
{"b":"108287","o":1}